poniedziałek, 24 stycznia 2022

Silna... w gębie?

Antologie potrafią być wspaniałe, potrafią być absolutnie nierówne, potrafią być kompletnie nijakie. Z tego powodu zazwyczaj miewam co do nich bardzo mieszane uczucia, a takie nastawienie potrafi nie tylko oszczędzić rozczarowań, ale też prowadzi do sympatycznych niespodzianek. Ostatnio wpadła w moje łapki Silna, wydana przez Zieloną Sowę, będąca zbiorem opowiadań koncentrującym się na dziewczętach w sytuacjach różnych.

Sześć tekstów napisanych przez sześć autorek podejmuje temat problemów, z jakimi mierzą się nastolatki. Przyznam, że wcześniej znałam jedynie Anetę Jadowską i Katarzynę Berenikę Miszczuk, z ciekawością zatem sięgnęłam po lekturę, bo zawsze miło poznać nowe nazwiska, po które pewnie człowiek raczej przypadkowo w księgarni by nie sięgnął. Każda z autorek zajmuje się nieco inną literaturą, nic zatem dziwnego, że otrzymujemy ciekawy misz-masz gatunkowy, każde opowiadanie jest kompletnie inne, podchodzi do zagadnienia owej tytułowej Silnej zupełnie inaczej. Zresztą, ów motyw przewodni antologii jest pretekstem chyba nawet bardziej niż zwykle, bo wyciągnąć z enigmatycznego przymiotnika można bardzo wiele. Jaki pomysł zatem miały autorki?

Miła już byłam Anny Cieplak to opowieść o codzienności studentki, harcerki, opiekunki na obozie, która mierzy się nie tylko z problemami swoich wychowanków, ale także własnymi. To tekst o takim zwykłym, normalnym życiu, o tym, co niejeden z nas również przeżywał/przeżywa. Brakuje mu może jakiegoś mocnego zamknięcia, ale w kontekście opisywanych normalnych, zwykłych dni to nawet pasuje, bo przecież takim zakończeniem może być tylko śmierć. A to nie Agatha Christie.

Natalia Fiedorczuk proponuje nam Silną, tekst o problemach szkolnych nie tylko bohaterki, ale i jej brata. I chociaż podobnie jak w przypadku Miłej mamy do czynienia z codziennością, tu wydaje się ona żywcem wyjęta z nastoletnich opowieści o tej strasznej szkole. Tu nie ma sprawiedliwych, tu nie ma postaci pozytywnych (a przynajmniej ja sobie ich po dwóch dniach od lektury nie przypominam), ostatnia prawa ostaje się zaledwie Dorota, a to jest, niestety, piekielnie nudne. Co więcej, brak konkretnego zakończenia nie wpasowuje się tak dobrze w treść jak u Cieplak, wydaje się, że autorka po prostu wyczerpała limit znaków i postanowiła postawić ostatnią kropkę kompletnie bez pomysłu.

Na Anetę Jadowską można liczyć zawsze, bo to rzemieślniczka doskonała, zatem po fiasku Silnej bardzo cieszyłam się, że kolejny w antologii jest Duch w szafie, a jego bohaterką znana fanom Anety Kurczaczek, córka Witkaca. Tym razem to ona bierze sprawy w swoje ręce, kiedy przyjaciela zaczyna nawiedzać wyjątkowo nieprzyjemny i złośliwy duch. To opowieść o nietolerancji, o tym, jak niewiele trzeba, by człowiek się załamał. Proste, choć dobrze napisane opowiadanie, które skłania do przemyśleń.

Kolejna znana mi autorka to, jak wspominałam wcześniej, Katarzyna Miszczuk. Kilkakrotnie już na tym blogu pisałam, że mam do jej twórczości mieszane uczucia, ale potrafi mnie cały czas zaskakiwać (jak choćby wspominaną niedawno Drugą szansą). Somnia to tekst o niepełnosprawności, oparty na banalnym pomyśle, klasycznej zabawie koncepcją snu, w którym odbijają się nasze problemy. To lekkie do czytania opowiadanie, choć ogólnie dosyć słabe.

Czerwona sukienka Agnieszki Płoszaj to z kolei bardziej sensacyjne podejście do tematu przewodniego antologii. Główna bohaterka to policjantka ze smutną przeszłością, posiadająca niezwykły dar, który pozwala jej wprawdzie na odnoszenie sukcesów w pracy, ale sprawia również, że codzienność może być prawdziwą klątwą. To chyba drugi mój ulubiony tekst w Silnej i myślę, że z przyjemnością sięgnę po inne pozycje tej autorki, bo choć miejscami przeszkadzają mi w Sukience pewne stereotypy, tak ogólnie to niezłe opowiadanie.

Mam problem z Dziewczynami, które boją się ciemności Dominiki Słowik, bo gdzieś już ten tekst czytałam. W ubiegłym roku przerobiłam całkiem sporo antologii, część była również pożyczana, więc ciężko mi teraz je przeszukać. Pamiętam jednak, że wrażenie miałam po tej lekturze podobne: bardzo wolno się rozkręca, a końcówka jest kompletnie z czterech liter. Klimatycznie postapo, chętnie przeczytałabym coś więcej o tym świecie, zrozumiała jego reguły, bo jesteśmy wrzuceni w sam środek opowieści, nie wiemy, o co chodzi, i już, niestety, się nie dowiemy. To dekoracje do... bogowie wiedzą czego, bo tekst jest słabiutki i właściwie o niczym.

No i wychodzi na to, że mam problem z tą książką. W założeniu antologia miała opowiadać o problemach nastolatek, pokazywać, jakie są silne, trudne do stłamszenia, jednak tej siły tam za bardzo nie widać. Dwa teksty są po prostu dobrze napisane, ale reszta generalnie wydaje się kompletnie przypadkowa, napisana (nomen omen) na siłę, ot tak, by można było coś oddać (albo i oddać tekst wcześniej publikowany). Natknęłam się gdzieś na hasło reklamowe: „Jesteśmy silne, nie ma w nas zgody!”, ale nie widzę tego kompletnie w samych opowiadaniach, poza tymi dwoma dobrymi. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że książka została wydana po prostu na fali Strajku Kobiet i tak naprawdę niewiele ma do zaoferowania. Jeśli się zastanawiacie nad kupnem, to szczerze Wam radzę: nie warto. Jest tyle dobrych innych książek o silnych dziewczynach!

Silna, wyd. Zielona Sowa, Warszawa 2021.

poniedziałek, 17 stycznia 2022

Łowcy czarownic i banda (nie tylko) amerykańskich nastolatków

Pamiętacie Danny’ego Moona i jego ekipę przyjaciół? W życiu chłopaka niewiele się zmieniło: laba w polskim gimnazjum dobiegła końca, wrócił do rodziców i teraz szlaja się od Kairu po Saharę. Polska przygoda zapewniła mu jednak koniec z wszędobylskimi guwernantkami, a także przyjaciół, z którymi może się podzielić niedolą życia w obozie paleontologicznym. Przyjaciół i dziewczynę, bo o ile sobie przypominacie, Danny i licząca sobie ponad tysiąc lat Dobromira wyjątkowo przypadli sobie do gustu. Szczęśliwie dla obojga, stała się już nieco bardziej materialna, a i kwestie finansowe nie spędzają jej snu z powiek. Gdzie jednak nadal tkwi problem? Ano w tym, że Danny siedzi na pustyni, Mira tkwi w Londynie, a Aneta zakuwa w Warszawie. Szczęśliwie jednak rodzice Danny’ego dostrzegli dobry wpływ, jaki miała na niego socjalizacja i zaproponowali mu interesujące wakacje. Niestety, interesujące zapewne tylko z ich punktu widzenia, bo przecież jaki nastolatek chciałby pojechać na obóz letni w Stanach Zjednoczonych, gdzie wprawdzie znajdzie się i kilku równolatków, ale w większości będą to smarkacze niegodni zaszczycenia choćby spojrzeniem. Dobra, dobra, nie pchać mi się tutaj! Danny w każdym razie jechać nie chce, dopóki nie dociera do niego, że przy odrobinie kombinowania może ściągnąć na miejsce i Mirę, a rodzice zapewnili mu dodatkowe, bardzo pożądane towarzystwo. No i zapewne istnieje szansa, że na miejscu też znajdzie się ktoś sensowny.

Oczywiście okazuje się, że sam obóz da się przeżyć, przy odrobinie wysiłku i dobrej woli można obejść najbardziej upierdliwe punkty regulaminu, a szlachetną akcję łamania przepisów uwieńczyć nocną wycieczką do opuszczonego domu po drugiej stronie jeziora. Jednak lekkomyślne śpiewanie oldschoolowych szlagierów okazuje się nie najlepiej kończyć dla osób, które mają powiązania ze światem paranormalnym... i nie tylko.

Przyznam, że bardzo miło było powrócić do świata Danny’ego Moona i jego przyjaciół, choć oczywiście sam główny bohater nie przestaje irytować czytelnika swoją zajebistością, a w Bandzie szalonych obozowiczów dzielnie sekunduje mu Mira, której chciałoby się wielokrotnie albo przywalić, albo po prostu nogę podłożyć. Jak jednak wspominałam już poprzednim razem, może to mieć wiele wspólnego z faktem, że nie jestem grupą docelową i cool młodzież nieco mnie irytuje. Szczęśliwie poza Mirą i Dannym są też inni bohaterowie i niezmiennie podoba mi się Aneta, która – choć nieco mniej przebojowa niż kuzyn i jego duszna dziewczyna – również została przedstawiona bardzo ciekawie i pozytywnie. Świetnie wyszedł również Spencer i inne dzieciaki z obozu – odmalowane bardzo wiernie i realistycznie. Szkoda tylko, że świat dorosłych wydaje się dziwnie czarno-biały, na zasadzie „Kto nie z nami, ten przeciwko nam”. Ale taka już poetyka niektórych powieści dla młodzieży, podobnie zresztą jak pewien marysuizm głównych bohaterów i to, że większość rzeczy przychodzi im dziwnie łatwo (np. Mira, duch urodzony w piastowskiej Polsce, bez problemu znajdujący składniki swych średniowiecznych mikstur na innym kontynencie). Jednak jeśli przymknąć oko na takie drobiazgi, książkę czyta się bardzo przyjemnie i jednym tchem, nawet w wieku nieco starszym od tego zamierzonego odbiorcy. Jeśli zatem podobała Wam się Banda niematerialnych szaleńców, to i Obozowiczami się nie zawiedziecie. Dobre!

Maria Krasowska, Banda szalonych obozowiczów, wyd. SQN, Kraków 2021.

sobota, 8 stycznia 2022

Szansa... ale na co?

Julia budzi się w dziwnym ośrodku. Straciła pamięć, nie rozpoznaje własnego imienia, a nawet twarzy w lustrze. Od przypominającej dozorczynię więzienną psycholożki dowiaduje się, że jej rodzice zginęli w pożarze, a ona sama będzie przebywała w tym miejscu do chwili, kiedy nauczy się na nowo funkcjonować, zaakceptuje rzeczywistość. W końca ocalała, dostała od losu „drugą szansę”. Taką nazwę nosi również ów ośrodek, w którym oprócz Julii znajdują się i inni pacjenci, wszyscy starający się nauczyć żyć normalnie, bez znajomości swojej przeszłości. Muszą tylko zaakceptować ową nową, drugą tożsamość, wszystko, co mówią im opiekunowie. Nie jest to łatwe, bo serce i dusza podpowiadają rekonwalescentom, że coś tutaj nie gra.

Dlaczego nie można skontaktować się z kimkolwiek, kto już opuścił ośrodek? Dlaczego jedna z pacjentek zapewnia, że wszyscy zginą? Dlaczego Julia widuje dziwną rudowłosą dziewczynkę? Dlaczego wydaje jej się, że ktoś zwraca się do niej dziwnym przecież imieniem „Karolina”? Pytania się mnożą, a odpowiedzi wcale się nie pojawiają. Zofia Morulska, terapeutka ośrodka, wręcz zniechęca do ich zadawania, utrzymując, że utrudniają proces dochodzenia do formy. Co jednak się stanie, kiedy Julia i jej kolega Adam postanowią poprowadzić swoje własne śledztwo?

Odpowiedź zaskakuje. Przyznam się szczerze, że dotychczasowe przeczytane przeze mnie powieści Katarzyny Bereniki Miszczuk traktowałam jako romansidła albo takie pozycje „na raz” (jak w przypadku cyklu o Wiktorii). Po Drugiej szansie nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego, ot, z opisu wyglądało to na czytadełko Young Adult (nie, żeby było w tym jako takim coś złego, niedawno wpadło mi w ręce świetne YA). Muszę jednak przyznać, że autorka całkiem zgrabnie wykreowała tę ciasną, klaustrofobiczną atmosferę grozy oraz to nieuchwytne poczucie niewiadomego zagrożenia, czyhającego na Julię i jej przyjaciół. Miszczuk podsuwa tropy, na które my – nauczeni wieloma lekturami czytelnicy – rzucamy się z zapamiętaniem, przekonani, że doskonale wiemy, o co w tym wszystkim chodzi. A jednak nie do końca.

Druga szansa to pozycja zaskakująco mroczna i jeśli ktoś nie chciał po nią sięgnąć, bo był przekonany, że ma do czynienia ze standardową pozycją i bohaterką Katarzyny Miszczuk, straci okazję na poznanie nieco innej odsłony autorki. Wygląda jednak na to, że osób, które poznały perypetie Julii, jest sporo, bo wydanie Uroborosa jest już trzecie z kolei. Co więcej, tą powieścią zainspirował się Netflix i efekt można znaleźć na platformie pod tytułem Otwórz oczy. Kiedy wreszcie uda mi się ogarnąć trochę wolnego czasu, na pewno obejrzę, bo jestem ciekawa, jak też wykorzystano interesujący materiał źródłowy. Czy polecam Drugą szansę? Zdecydowanie tak!

Katarzyna Berenika Miszczuk, Druga szansa, wyd. Uroboros, Warszawa 2021.