poniedziałek, 26 czerwca 2023

Beztroskie lata... z odrobiną magii

Lata 60. w małym miasteczku w południowej Alabamie nie wydają się czymś, o czym warto czytać i pisać. Cóż ciekawego może się dziać w miejscu, które liczy sobie półtora tysiąca mieszkańców, znajduje się cała jedna kawiarnia i aż cztery kościoły? W dodatku duchy przeszłości nie zdołały całkowicie opuścić Zephyr, gdzie czarnoskórzy wciąż mieszkają na oddzielonym terenie, a nie wszyscy traktują ich jeszcze z szacunkiem?

A jednak! Dla młodych, nastoletnich chłopców, do których należy Cory Mackenson i jego przyjaciele, to kraina magiczna, pełna cieni, szeleszczących duchów i niesamowitości, przepełniającej ją na każdym kroku. Nie wszędzie przecież żyje potwór rzeczny, grasuje Lucyfer, a koloryt lokalnym wydarzeniom nadaje Dama, murzyńska staruszka, bez wątpienia mając kontrakt z innym światem i to jeszcze po tej stronie, a pewnych rzeczy „należy po prostu przestrzegać na wypadek gdyby wyroki Boże okazały się bardziej nieodgadnione niż my, chrześcijanie, zdolni jesteśmy pojąć”.

Jednak jeden rok ma się zapisać w świadomości Cory’ego szczególnie mocno, gdyż już na wiosnę wraz z ojcem staje się nieoczekiwanie świadkiem tragicznego wypadku, w którym życie traci mężczyzna, uwięziony w tonącym samochodzie. Czy jednak aby na pewno jest to wypadek? Cory znajduje pewien trop, wskazujący na fakt, że za tym wszystkim może ktoś stać. Jego tata także przeżywa to, że nie mógł komuś pomóc, bo może jest i zwykłym mleczarzem, ale również (a raczej przede wszystkim) dobrym człowiekiem, wychowującym syna na kogoś odważnie stawiającego czoła kolejnym wyzwaniom życia, nawet jeśli będzie to bardzo niekonwencjonalne użycie miotły, które zaskarbi mu szacunek Damy i zagwarantuje dar, pozwalający przetrwać potyczki i starcia. I kiedy przychodzi lato, na Cory’ego czeka niejedna pułapka – od tych zwykłych, spowodowanych szemranymi interesami sąsiadów, po te, które wydają się kompletnie nie na miejscu w południowej Alabamie lat 60.

Magiczne lata, jak przyznaje autor, to książka autobiograficzna, ale myliłby się ten, kto dostrzeże w głównym bohaterze Roberta McCammona. Jego osoba pojawia się gdzie indziej, wśród wielu prawdziwie i doskonale sportretowanych mieszkańców Zephyr. Bo opowieść o Corym, jego rodzinie, sąsiadach i znajomych nie wydaje się tak oczywista, jak chcieliby tego czytelnicy lekko kategoryzujący kolejne lektury – jest po części obyczajowa, po części sensacyjna, na dodatek okraszona nutką niesamowitości, fantastyki i horroru. Nade wszystko jest jednak znakomita, świetnie napisana i wciągająca, nawet bardziej niż To Kinga lub Letnia noc Dana Simmonsa, do których się ją często porównuje. Atmosfera tego dusznego, małego miasteczka została wręcz wyczarowana na kolejnych kartach książki i życzę Wam serdecznie, byście się dali nią omotać.

Robert McCammon, Magiczne lata, tłum. Maria Grabska-Ryńska, wyd. Vesper, Czerwonak 2022.

poniedziałek, 19 czerwca 2023

Bohaterka... mimo woli

Urban fantasy często kojarzy się czytelnikowi nie tylko z magicznymi okolicznościami przyrody w naszych codziennych realiach, ale także z wymiatającymi, dzielnymi bohaterami, którzy z wdziękiem i urokiem kopią tyłki i ratują świat albo swoje miasto – przynajmniej raz na tom. Niektórym wręcz blisko do klasycznych Mary Sue bądź Garych Stu, ale to także element tego, co czyni UF tak charakterystycznym. Co zatem powiecie na serię, gdzie bohaterka zasadniczo nie ma żadnych mocy, a co więcej – jest sprzątaczką w przedszkolu?

Agatę Filipiak poznajemy, gdy przyjmuje tę wymagającą stalowych nerwów pracę. Wprawdzie ma być tymczasowa, w końcu trzeba się gdzieś zaczepić, żeby mieć na życie po tym, jak rzuciła robotę w wydawnictwie ze względu na romans z uznanym pisarzem (pewną rolę w wydarzeniach odegrała również zainteresowana skrzatka domowa). Przedszkole okazuje się dosyć wymagającym miejscem – nie tylko ze względu na szalone pomysły dzieciarni, ale jakąś klątwę, która wydaje się nad nim ciążyć. A to ktoś sfajda się bardziej niż zazwyczaj, a to ukaże się duch dawnej nauczycielki, poległej na placu boju, a to inne dzieciątko stanie w płomieniach podczas zabawy na podwórku... Niektóre maluchy wydają się także takie trochę nie z tego świata. Co więcej, mamą jednego dziewczątka okazuje się również... mama Agaty.

Ta sama, która odeszła od swojej rodziny z kochankiem. Ta sama, która zostawiła męża z małym dzieckiem. Ta sama, od której Agata dostała nietypowy wisiorek ze smokiem, zawsze noszony przez nią na szyi. Spotkanie po latach okazuje się traumatyczne tylko dla córki – matka ma ważniejsze sprawy na głowie, a są to sprawy związane z żyjącą w ukryciu społecznością osób o niesamowitych talentach... mogących się okazać bardzo przydatnymi, jeśli ktoś marzy o nowym porządku świata!

W serii Między światami dotychczas ukazały się dwa tomy: Tajne przez magiczne i To nie jest kraj dla słabych magów. Pierwszy daje nam szansę bardzo spokojnego zapoznania się ze światem wykreowanym przez autorkę, co więcej, robi to z punktu widzenia przeciętnego człowieka, a to sprawia, że nieco łatwiej nam zrozumieć zagubienie bohaterki, odkrywającej nową rzeczywistość. Fakt, iż akcja rozgrywa się w większości w przedszkolu, czasami dodaje pewnego „elementu szokującego”, bo pewne rzeczy dziejące się w tym miejscu zdecydowanie tam akurat wydarzyć się nie powinny – tam albo w jakiejkolwiek placówce mającej do czynienia z mniej lub bardziej nieletnimi. Ale hej – niejedno urban fantasy przyzwyczaiło nas do tego, że uwikłani w magiczne wydarzenia lekko nie mają!

To nie jest kraj dla słabych magów umożliwia nam z kolei jeszcze głębsze zanurzenie się w rzeczywistości stworzonej przez Katarzynę Wierzbicką, a poświęcony jest szeroko zakrojonemu planowi Angeli, matki Agaty, i jej małżonka. Poznajemy między innymi kulisy magicznej polityki, dowiadujemy się więcej na temat pozornie bezpiecznej bańki naszej bohaterki, a i nierzadko władujemy się w krwawą kabałę. Jednocześnie przyznam, że druga część wydaje mi się bardzo zgrabnie zamykać całość, i teraz, gdy wiem, że w przygotowaniu jest kolejny tom, zżera mnie ciekawość, co tam jeszcze się wydarzy i czemu stawią czoła Agata, jej kompan Dawid i jego przydupas wampir-zakapior.

A zatem jakie wrażenie? Bardzo pozytywne! Szczególnie podoba mi się perspektywa Agaty, zwykłej śmiertelniczki, a także możliwość zajrzenia za przedszkolne kulisy. Pamiętam głównie własne lata w tym przybytku, więc to taka nieoczekiwana podróż do przeszłości, w dodatku opisana przez kogoś, kto to wszystko zna od podszewki – Kasia jest wszak nauczycielką przedszkolną! Jeśli zatem szukacie UF, w którym obok motywów standardowych (wampiry i inne takie) pojawiają się elementy mniej typowe, choć ostatnio zyskujące na popularności (mitologia słowiańska), a bohaterka nie niszczy wrogów jednym ruchem brwi – gorąco zachęcam!

Katarzyna Wierzbicka, Tajne przez magiczne, wyd. Spisek Pisarzy, Kraków 2021.

Katarzyna Wierzbicka, To nie jest kraj dla słabych magów, wyd. Spisek Pisarzy, Kraków 2022.

wtorek, 6 czerwca 2023

No zawsze coś!

Przywykliśmy już do Tereski Trawnej i jej nieziemskiego pecha, ale już już wydawało się, że codzienność wróciła do normy (w końcu teściowa i matka w domu). Jednak życie upomina się o swoje ofiary, do Tereski dociera zatem zaproszenie na urodziny babuni Sławy. Niewinne, prawda? W końcu co może pójść nie tak, ukochana staruszka, rodzinka może jakby mniej, ale kilka godzin obecności na rodzinnym sabacie nie zaszkodzi najbardziej niestabilnemu umysłowi, a co dopiero Teresce wspartej kilogramami kasztanków? Prawda?

Nawet my wyczuwamy już podstęp jak stąd na Hel, choć nikt nie mógłby się domyślić tego, że gdy Trawna wraz z Maciejką stanie pod drzwiami z kwieciem, najlepszymi życzeniami i olbrzymimi nadziejami na przepyszny tort, ciotka zatrzaśnie jej owe dźwierza pod nosem z najwyższym oburzeniem – w końcu głupie dowcipy też mają swoje granice! Jak bowiem można gromko oznajmić „Sto lat”, kiedy mieszkańcy rodzinnej siedziby Jędrzejczyków (czyli rodziny naszej bojowej księgowej po mieczu) wybierają się właśnie na pogrzeb niedoszłej (a może w sumie doszłej?) solenizantki? Tak tak, oto ślepe szczęście Tereski – przybyła na urodziny, trafiła na pogrzeb.

No dobrze, po stypie teoretycznie też można się wymiksować z uroczego towarzystwa i wrócić do spokojnego domu i towarzystwa człowieka-labradora... Pamiętacie „pech” – słowo-klucz? Właśnie, właśnie, klucz to sedno sprawy, bowiem po pogrzebie, gdy kochająca (lub nie) rodzinka staje zmarznięta na progu, okazuje się, że nikt z obecnych nie dysponuje kluczami ani nawet wytrychami, jednak pamiętające szczenięce lata kuzynostwo przypomina sobie, iż przecież można wejść przez okno na półpiętrze... Na ochotnika do dokonania tego karkołomnego wyczynu zgłasza się Tereska, zaprawiona w bojach, boksie, ale już niekoniecznie wspinaczce. I jakkolwiek przez okno wleźć da rady... tak zejście ze schodów stanowi pewien problem, bohaterka nasza zlatuje zatem na mo... znaczy się na łeb na szyję i w efekcie kończy z unieruchomioną kostką. A to oznacza, że musi zostać na kilka dni w gronie kochającej rodziny, Maciejka nie dysponuje bowiem prawem jazdy, a małżonek cierpi na dolegliwości związane z pęcherzem. I może nie byłoby w tym wszystkim nic strasznego, gdyby nie fakt, że za kilka dni Boże Narodzenie, stan osobowy najdroższych krewnych nie ulegnie zmianie, obecna głowa rodziny nie uznaje wymówek, jeśli chodzi o udział w przygotowaniach do czczenia, a na dodatek zapewnia nieszczęsnej poszkodowanej atrakcje w postaci gaci po babce. Znaczy czystych, acz lekko pożółkłych, bo pochodzących z żelaznego zapasu doświadczonej PRLem cioteczki.

Brzmi koszmarnie? A to dopiero początek, bo już wkrótce na scenę wkracza trup... znaczy notariusz, który szybko zejdzie z tego świata w okolicznościach z lekka podejrzanych. Między niejasnymi podejrzeniami, porządkami świątecznymi, które najtwardszego by złamały, rozwalającymi się elementami rodzinnej siedziby, na światło dzienne wychodzą pewne skomplikowane fakty rodzinne, o których nikt nie wiedział... ale czy na pewno? Dlaczego nagle wieszanie firanek okazuje się bardziej karkołomne niż zazwyczaj, a wyrzucane gazety powinno się solidnie przejrzeć? Tak, tak, nie spodziewajcie się łatwych Świąt, jeśli chodzi o Tereskę i jej nieco zbzikowaną rodzinę...

Dawno nie zdarzyło mi się czytać książki okołoświątecznej w szalonym, czerwcowym rozkwicie wiosny, ale okazuje się, że przy dobrej lekturze nawet lekki dysonans pór roku nie przeszkadza. Przygody Tereski jak zwykle wciągają i bawią do łez, nie tylko szalonymi, nieoczekiwanymi zwrotami akcji i barwnymi bohaterami, ale także dzięki absolutnie cudownemu językowi Ałtorki! Porównania, zwróćcie uwagę na porównania, bo ja przy połowie płakałam łzami niczym niezmąconej, olbrzymiej radości. Generalnie jest zabawnie, szaleńczo, ale jednocześnie poważnie i niekiedy przypomina się, że z rodziną to czasem na zdjęciu, ale i to najlepiej w środku, bo z boku człowieka wytną. Dobra rozrywka? Jak najbardziej, w dodatku od czasu do czasu skłaniającej do przemyśleń. Żądam więcej Tereski, która po lekkim obniżeniu formy w Efekcie pandy, teraz już do niej zdecydowanie wróciła!

Marta Kisiel, Zawsze coś, wyd. Mięta, Warszawa 2023.