czwartek, 25 lipca 2024

Magiczne grzyby i inne takie...

Stęskniliście się za magicznym gabinetem weterynaryjnym, Ryśkiem, Bździągwą i Kreplem, a przede wszystkim za naszą ukochaną dwójką techników i ich nieumarłą pryncypałką? Tak, ja też! Zdążyłam się do nich już niesamowicie przywiązać i teraz łaknę ich kolejnych przygód i odkryć niczym kania dżdżu!

Z tym dżdżem to w sumie trafiłam, bowiem kolejny tom przygód Florki i ekipy rozgrywa się właśnie jesienią, a wiadomo, jak z tą porą roku bywa – może być cudowna, złota, gdy liście chrzęszczą pod nogami i pachną zamagazynowanym słońcem, a może być szara, ponura i niesłychanie dołująca. Pierwszą nasi bohaterowie pilnie wykorzystują, czy to na sympozja naukowe, czy na z dawien dawna wyczekiwany wyjazd w góry, a druga... A druga dopada ich sama, proza życia, gdy trzeba wstawać rano do pracy, walczyć z chorobą czy rozwikłać zagadkę niesłychanej wręcz aktywności zombie w okolicy.

Zbliża się wprawdzie Halloween, ale nikt się w Zrębkach nie bawi w przebieranki. Jednak kolejne osoby donoszą o dziwnych stworzeniach (dziwniejszych niż zwykle) w okolicy, z grobów wydają się powstawać ci, co powinni w nich leżeć, a w paczkomatach jakiś zwyrodnialec zatrzaskuje koty! A przecież w okolicy mieszka nekromantka... Co więcej, zaczyna ją odwiedzać bardzo nietypowe indywiduum z jeszcze bardziej nietypowym stworzeniem...

W sercu wszystkich zagadek tkwi lecznica, ale tam życie toczy się pozornie jak zawsze – Rysiek, niemagiczne zwierzaki potrzebujące adopcji, psianiołek Puder czy królik Tapczan o spojrzeniu godnym roli w Monty Pythonie. Do tego znajomość Florki i Bastiana się zacieśnia, choć fauna chyba coś mocno gryzie... Techniczkę kusi też krok w stronę, którą dotychczas uważała za zakazaną.... Jak to wszystko się rozwikła? Ano... niespodziewanie. Bo też wszystko dookoła wydaje się stawać na głowie.


Trzecia odsłona serii Necrovet absolutnie nie zawodzi. Radiografia bytów nadprzyrodzonych to nadal ta cudowna opowieść o magicznych stworzeniach oraz dobrych ludziach, którą pokochaliśmy od pierwszego rozdziału. Bohaterowie wprawie powoli dostosowują się do dziwnych sytuacji, jakie przyszło im przeżywać, ale nie obojętnieją. Wręcz przeciwnie, dojrzewają uczuciowo, odkrywając w sobie dosyć nieoczekiwane rzeczy. Wielkie też brawa dla autorki za przedstawienie tak trudnego tematu, jakim jest choroba psychiczna, i zrobienie tego w nielukrowany i niemedialny sposób. Szanuję.

Szanuję i czekam na kolejny tom – bo kto raz zajrzał do poczekalni gabinetu weterynaryjnego w Zrębkach, ten już zawsze pragnie tam powrócić.

Joanna W. Gajzler, Necrovet. Radiografia bytów nadprzyrodzonych, wyd. SQN, Kraków 2024.

czwartek, 11 lipca 2024

Skórzewski i Storm znowu nadają!

Zbiory opowiadań Andrzeja Pilipiuka gościły tutaj już nieraz – jak wiecie, cenię je sobie nawet bardziej niż Andrzejowe powieści czy cykl wędrowyczowski. Zazwyczaj autor kreuje w nich niesamowity świat, będący połączeniem magii i historii, ludzkich namiętności i wiedzy. Na potrzeby tych tekstów stworzył również postaci, które naprawdę bardzo lubię – doktora Pawła Skórzewskiego i Roberta Storma. Ich przygody, choć mocno fantastyczne, wydają się tak realne, że czytelnik czeka z niecierpliwością na kolejne. I oto są – w kolejnym tomie: Czasy, które nadejdą.

Z pięciu opowiadań cztery są poświęcone naszym starym znajomym. Tom otwiera Remedium. Wracamy do (względnej) młodości doktora Skórzewskiego, jego zapluskwionej studenckiej stancji i przyjaciół. Ci ostatni będą tutaj kluczowi, bo z jednym Paweł spotka się już jako praktykując lekarz. Nieszczęsny Polikarpow choruje na zaawansowaną kiłę, poszukuje jednak panaceum na swoją przypadłość i tu przychodzi mu z pomocą dawny kolega, łaknący naukowego odkrycia i sławy.

Doktora spotkamy też w tekście Profesor śmierć, gdzie przenosimy się do okopów I wojny światowej, wypełnionych gazem, jękami umierających i krwią. Zaczynają również pojawiać się w nich dosyć nietypowe jednostki, wypytujące o daty, nazwiska... Ale czy to faktycznie szpiedzy, czy mamy tu do czynienia z czymś zupełnie innym?


Z czasów carskich wędrujemy do okresu stanu wojennego, prosto w zimową zadymkę i przepychanki opozycji z siłami rządowymi. Te drugie, odwieczne wcielenie zła, postanawiają wykorzystać powiązania rodzinne oponentów, a co za tym idzie, również dzieci. Zwłaszcza w czerwonych czapeczkach, śpieszące do babci. Tym razem jednak mogą dowiedzieć się zdecydowanie za dużo!

Siódma armata opowiada o kolejnej awanturze, w którą wplątuje się Robert Storm, tym razem poszukujący owej siódmej zaginionej armaty ze szwedzkiego okrętu. Jak to w jego przypadku, decydująca będzie odrobina farta, ale też i nieznanego, przywołanego przez Cygankę z Roztocza.

Robert pojawi się jeszcze raz, w ostatnim, a zarazem tytułowym opowiadaniu zbioru. Przybywa do niego nietypowy gość – w dodatku z ostrzeżeniem i misją. Jako że Robert pragnie doprowadzić ją do końca, znowu musi poprosić o pomoc nieoczekiwanych sojuszników. Tylko czy warto i czy to, co odkryje, mu się spodoba?

Teksty w tym zbiorze to Pilipiukowa klasyka. Zagadki historyczne, starzy znajomi, podróże w czasie, a nawet śladowa zawartość Wędrowycza i Wojsławic. W Remedium wrócimy klimatem i pamięcią do 2586 kroków, pierwszego zbioru sprzed... wielu lat. Osobiście jednak najbardziej przypadła mi do gustu Klementynka, idealnie wpisująca się w pewien trend popkulturowy sprzed lat, ale ten motyw nigdy się przecież nie starzeje. Jest zabawny i, mimo wszystko, optymistyczny. A tego właśnie straszliwie w tej książce brakuje – optymizmu i pomysłu na coś staro-nowego. Przyznam bowiem szczerze, że przy Siódmej armacie już mnie nużyły standardowe rozwiązania fabularne i nieodzowna rozmowa Storma z kumplem policjantem, w której Robert zgrywa wioskowego cwaniaczko-idiotę. No ileż można? Niefortunnym wydaje mi się także umieszczenie tytułowego opowiadania na końcu, bo można już tylko książkę zamknąć i „pójść się pochlastać” – w końcu nic dobrego nas już nie czeka, cywilizacja upada i wszyscy zaraz staniemy się niewolnikami bogaczy i korporacji. Nic nowego w twórczości Pilipiuka, ale motyw ten jest już zgrany do urzygu i trochę mam tego dość. Zdecydowanie nie czytajcie tego przy jakimkolwiek obniżeniu nastroju – i mówię absolutnie serio!

To nie jest zły zbiór, ale na pewno słabszy, zwłaszcza przy poprzedniej zwyżce formy Andrzeja. Fani na pewno przeczytają, innych specjalnie nie zachęcam – no, może dla Klementynki. Ale jakby co – zostaliście ostrzeżeni!

PS: A Skórzewski na okładce to wypisz wymaluj mój kolega Gabryś! Nie mówiłeś, że pozujesz dla Fabryki Słów!

Andrzej Pilipiuk, Czasy, które nadejdą, wyd. Fabryka Słów, Warszawa 2024.

piątek, 5 lipca 2024

W magiczną, długą noc...

Wreszcie udało mi się przeczytać książkę o właściwej porze roku! Właśnie minęła bowiem Noc Kupały, kto miał szukać, ten szukał – może też i znalazł... A co? No oczywiście, że kwiat paproci!

Taki tytuł nosi bowiem antologia wydawnictwa Mięta, do której zaproszono dziesięć autorek: Paulinę Hendel, Anetę Jadowską, Martę Kisiel, Martę Krajewską, Agnieszkę Kulbat, Katarzynę Berenikę Miszczuk, Martynę Raduchowską, Jagnę Rolską, Małgorzatą Starostę i Annę Szumacher. Spod ich piór wyszło dziesięć opowieści, mniej lub bardziej nawiązujących do słowiańskich klimatów, a czasami też umożliwiających czytelnikom wizytę u bohaterów, których znamy z rozmaitych cyklów.

Paulina Hendel zaprasza nas w odwiedziny u Egona, którego prześladuje upierdliwa sąsiadka, zawracająca głowę i przynosząca pączki. I jakkolwiek pączki mogłyby zostać, tak Egon na czcze rozmowy kompletnie nie ma czasu, bo ktoś musi rozprawić z mieszkającymi w okolicy słowiańskimi demonami. Jak sobie zatem poradzi? Łatwo na pewno nie będzie!

Sezon na nowożeńców Anety Jadowskiej to powrót do Thornu, a przynajmniej w jego okolice. Będziemy mieli okazję ponownie spotkać Dorę Wilk i przeżyć wraz z nią kolejną przygodę, rozgrywającą się w dość nietypowej scenerii ośrodka przyjmującego głównie pary i przeważnie na miesiąc miodowy (pierwszy lub nasty). Jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie zapraszałby tam Namiestniczki, więc – jak łatwo się domyślić – właścicielka przybytku ma kłopoty. Goście znikają, a to nie wróży nic dobrego. Dora musi zatem użyć swoich rozlicznych talentów i dotrzeć do sedna problemu.

Ze starą znajomą spotkamy się także w Kukuku Marty Kisiel. Jeśli pamiętacie cykl o wrocławskich mojrach, z radością poznacie wcześniejsze przygody Jagi Tupatajkowej, szykującej się na polecenie lokalnego kaowca do obchodów sobótki. Jednak w taką magiczną noc należy być ostrożnym, bo można obudzić to, czego obudzić się nie chce.

Maliny na śniegu Marty Krajewskiej to wycieczka do średniowiecza, a może raczej krainy fantasy, opwiadająca o losach Nieradki, żony smolarza. Jej codzienność to typowa codzienność kobiety w miejscach odosobnionych i zapomnianych, w dodatku w sytuacji, kiedy jest całkowicie zależna od męża. Zdobywa jednak bardzo nieoczekiwanego sojusznika i... coś się zmieni.

Tekst Agnieszki Kulbat również pozostaje w klimacie słowiańskim, będziemy mieli do czynienia z wojami, pięknymi dziewojami, ale też emocjami i chęcią zemsty – nie zawsze na tym, kogo ta zemsta powinna dosięgnąć. Podobnie u Martyny Raduchowskiej, choć to bardziej klasyczne fantasy opowiadające o odległych krainach i niesamowitych stworzeniach, a także o tym, do czego może się posunąć człowiek zazdrosny, pożądający tego, co jego być nie może.

Wraz z Noc nas tu zastanie Katarzyny Bereniki Miszczuk wrócimy jednak do okoliczności nieco bardziej współczesnych, a już na pewno do bardziej współczesnych form rozrywki, bo nie bez powodu na początku opowiadania została przytoczona definicja slashera. Podejrzewam nieśmiało, że po przeczytaniu tego tekstu każdy będzie się zwijał ze szlaku przed zmrokiem...

Wiedźmi kamień Jagny Rolskiej przeniesie nas znowu w bardziej historyczne dekoracje, na Hel w 1878 r., do wsi bogobojnych rybaków i ich wyrozumiałego duszpasterza. Niesamowity dar umożliwi mu zajrzenie na drugą stronę... czy to jednak dobrze? A może istnieje coś, dla czego zdecydowanie warto zaryzykować?

Do starych znajomych zajrzymy również w tekście Małgorzaty Starosty, gdzie wrócimy do szalonego Babiboru i jego nie mniej zwariowanych mieszkańców, przygotowujących się do świętowania Kupały, oczywiście z księdzem i batiuszką na czele! Równie współcześnie, choć nieco inaczej, jest w przypadku Na kwiatu urok Anny Szumacher, gdy niejaki Szymon, uporządkowany pracownik korporacji, musi się zmierzyć z nieoczekiwanymi konsekwencjami magicznej nocy.

Stali bywalcy Rozdroży wiedzą, że do antologii podchodzę stosunkowo ostrożnie, jednak Kwiat paproci mogę zdecydowanie, z czystym sercem polecić. Nawet najsłabsze teksty zbioru (a to dla mnie Na kwiatu urok i REM-X) czyta się bezboleśnie, a wręcz zaskakują. Bardzo ucieszył mnie powrót Jagi Tupatajkowej, bo cykl wrocławski kocham miłością szczerą i prawdziwą, niesamowicie z kolei zadziwiła mnie Kasia Miszczuk, po której wcale nie spodziewałam się tak udanego opowiadania grozy! Wiecie, że lubię jej powieści, ale odbiegają one jednak nieco klimatem od tego, co zaserwowała nam w Noc nas tu zastanie. Naprawdę, jestem szczerze zaskoczona tym, jak wyrównany poziom mają te teksty i nawet jeśli ich akcja rozgrywa się w niekoniecznie lubianym przeze mnie settingu, zapominałam o tym już po kilku stronach, pochłonięta losami bohaterek i bohaterów.

A zatem czytajcie! Zwłaszcza teraz, kiedy dni ciągle są długie!

Kwiat paproci i inne legendy słowiańskie, wyd. Mięta, Warszawa 2023.