Nie wiem, jak Wy, ale ja po prostu uwielbiam odwiedziny w Wojsławicach – człowiek spędził już tyle lat z Jakubem, że wpadając do gospodarstwa na Starym Majdanie, czuje się jak u siebie w domu. W końcu wszyscy wiemy, że Bardaki to wróg, Birski z Rowickim barany, których los zesłał na najgorszą miejscówkę w powiecie (idę o zakład, że plan prewencyjny dzielnicowego polega przede wszystkim na pozbyciu się Jakuba), a podróż do Dębinki to jak podróż w czasie ze względu na dziedzictwo miejscowych...
Nie inaczej będzie i tym razem – w 12 opowiadaniach,
składających się na Wojsławicką masakrę kosą łańcuchową, potowarzyszymy Jakubowi
i Semenowi w podróżach zarówno konwencjonalnych (banalny Sopot lub oklepana
Warszawa), jak i tych nieco bardziej nietuzinkowych (czy kogoś w ogóle zaskoczy
fakt, że Wędrowycz miał coś wspólnego z Kompleksem Riese?) – również takich,
które w sumie zdarzą się nie po raz pierwszy, bo co tam komu podróże w czasie z
Jakubem... W końcu kto z nim trzymie...
Jak zwykle, wszystkie teksty są samodzielną całością (choć niektóre odwołują się do dawniejszych przygód prowincjonalnego egzorcysty), jednak tym razem w tle przewija się niecny Bardacki plan przejęcia władzy nad gminą! A wróg naprawdę dysponuje wieloma atutami! Niezmiennie w książce znajdą się opowiadania lepsze i gorsze, choć z niejakim zaskoczeniem stwierdzam, że te nieco słabsze zachowują naprawdę niezły poziom, zwłaszcza w porównaniu do niektórych dawniejszych tekstów w zbiorach, które wychodziły kiedyś nieco za często. Zmniejszenie częstotliwości publikacji zdecydowanie wyszło i Jakubowi, i Andrzejowi na dobre, bo gdybym miała wskazać najsłabszą dla mnie historię w Masakrze, pewnie byłaby to trochę nijaka Krypta (której zakończenie jednakowoż totalnie mnie rozwaliło), Dziadek czy Zielony czynnik (trochę taki generyczny tekst o Jakubie, wykorzystujący jednakowoż w ciekawy sposób inne Andrzejowe postacie), jednak nawet te opowiadania wywołują coś na kształt uśmiechu. Absolutnie kocham za to Konkurs (musicie to po prostu przeczytać!), Poduszkę uduszkę (genialna geneza bytu nekrotycznego) czy Fortepian (odkrycie, kim jest duch, przyprawiło mnie o typowy chichot pijanej hieny), a to naprawdę tylko topka.
Jedenasta już odsłona cyklu wędrowyczowskiego może być też
świetnym wprowadzeniem do świata dla kogoś, kto jakimś cudem nie zna jeszcze Jakuba
i jego przyjaciół. Zawiera to charakterystyczne, swojskie (hyhy) poczucie humoru,
wojsławickie cwaniactwo i odpowiednią porcję szaleństwa, a do tego jak zwykle
cudne ilustracje Andrzeja Łaskiego. Macie doła i dość nowoczesnego świata? Łapcie
za Wojsławicką masakrę kosą łańcuchową! Nie pożałujecie!
Andrzej Pilipiuk, Wojsławicka masakra kosą łańcuchową,
il. Andrzej Łaski, wyd. Fabryka Słów, Warszawa 2025.