poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Słowianie, myszy i przygoda!


Cóż ciekawego może się wydarzyć, jeśli na wakacjach spotkają się racjonalny, mądry wiedzą książkową syn archeologa, Igor i cudownie współczesna, wysportowana, oblatana w popkulturze jego rówieśniczka, Hanka? Ha, oczywiście wszystko! A co, jeśli dodamy do tego inne interesujące okoliczności przyrody, takie choćby jak wakacje spędzane nad jeziorem Gopło, tatę Igora zajmującego się wykopaliskami i legendy, które czasami okazują się dziwnie aktualne?

Dwójka naszych bohaterów dosyć szybko natyka się na zagadkę, mogącą nieco ubarwić im wypoczynek, a przecież nie spodziewają się po tym wyjeździe niczego ciekawego. Igor, jeżdżący od lat na wykopaliska (niestety, nie pod piramidy!), doskonale wie, że Indiana Jones wcale nie przedstawia codziennego życia archeologa i zdaje sobie sprawę z tego, że czeka go jedna wielka nuuuuda. Hanka, będąca troszkę na rodzinnym drugim planie ze względu na chorowitą siostrzyczkę, też orientuje się, że musi sobie sama zapewnić rozrywkę. Choć pierwsze spotkanie naszej dwójki wypada dosyć nieoczekiwanie, postanawiają się zaprzyjaźnić, tym bardziej, że wybór kompanów mają raczej dosyć ograniczony – bo czy ktoś rozsądnie myślący może oczekiwać ciekawych wakacji w towarzystwie kuzyna Leszka (oryginalnie Patryka), wielbiciela Turbosłowian i typowego besserwissera? Oczywiście, to nie tylko zdrowy rozsądek, ale także Przeznaczenie (koniecznie przez duże P), bo Hanka i Igor, odznaczający się dosyć niespotykanymi talentami, mają do wypełnienia zadanie wyznaczone im od bardzo dawna.

 Czekoladowe monety to też skarb!

Nie da się nie połączyć tytułowej Mysiej wieży oraz miejsca akcji z legendą o królu Popielu, którego myszy zjadły… i całkiem słusznie. Tutaj jednak opowieść o dawnym władcy i jego żonie, okrutnej Dragomirze nabiera nieoczekiwanie jeszcze groźniejszego charakteru, a dawne zagrożenie wcale nie przeminęło całe wieki temu. Dragomira to wiedźma o jeszcze bardziej złowrogim charakterze niż w historiach czytanych na dobranoc, a pragnie dokonać czegoś paskudnego – ożywić swego małżonka i razem rządzić światem. Szczęśliwie, Igor i Hanka nie będą musieli stawić im czoła samotnie. Pomoże im dzielny szczur Mścigniew (a.k.a. biała myszka Niki), wyrocznia i guślarz, hologram pewnego znanego każdemu czarnoksiężnika, a także koleżanka Igora ze szkoły, nieoczekiwanie odkrywająca magiczne talenty przekazywane w jej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Może uda się ocalić świat, a przy okazji zgłębić rodzinne tajemnice?

Brzmi ciekawie? Jest takie! Mysia wieża to świetnie napisana przygodówka w najlepszym stylu. Wydawca na okładce odwołuje się do serii o Percy’m Jacksonie (Agnieszka Fulińska tłumaczy Riordana), ale odnoszę wrażenie, że to nie do końca ten sam klimat. Oczywiście, mamy mitologię słowiańską, legendy i wierzenia, jednak moim zdaniem tutaj bohaterowie nie są aż tak bardzo uzależnieni od stworzeń i bogów, jak w cyklu o Percy’m. Wszystko zależy od nich samych, nawet wyrocznia, guślarz lub pomocny czarnoksiężnik nie podadzą im rozwiązania na tacy. Szalenie urzekło mnie też lekkie i łatwe połączenie tej mitycznej przeszłości, sporej porcji dawki wiedzy historyczno-archeologicznej oraz popkulturowej możliwe właśnie dzięki sposobowi narracji (naprzemiennie z punktu widzenia Igora lub Hanki), a także takim, a nie innym bohaterom. Igor i Hanka są kompletnie różni pod względem charakterologicznym, wychowani w innym duchu, obcujący z kompletnie innymi dziełami kultury, a jednak oboje należą do ludzi inteligentnych i pomysłowych. Agnieszka Fulińska i Aleksandra Klęczar zrywają ze stereotypami w wielkim stylu i sprawia mi to olbrzymią satysfakcję!

Dużą przyjemność sprawiło mi też wyłapywanie kolejnych smaczków popkulturowych, radosnych chichotów (oj, dostało się wielbicielom Turbosłowian, dostało!) i odwołań do współczesności. Igor i Hanka są na wskroś współcześni, ich otoczenie również, a nawet postaci spełniające pewne legendarne role, nie zachowują się jak żywcem wyjęte z kart legend i dzieł etnograficznych. Jak przekazuje swoje mądrości i przepowiednie guślarz? Rapując! Pomysł odrobinę przerażający (co, jeśli tego nie da się słuchać?), ale jednocześnie genialny w swojej prostocie. Bohaterowie posługują się nowoczesną techniką, a nieścisłości i nieporozumienia wynikające ze skrótowości smsów są mocno chichotogenne – nie wierzę, że nikt się nie uśmiechnie, czytając komunikaty Hanki i Igora. Strasznie spodobało mi się też, że rodziny w Mysiej wieży to nie tylko szczęśliwe układy „tata, mama, syn i córka”. Nie. Igor ma tylko ojca i ciotkę, mama Hanki wyszła po raz drugi za mąż i nie, nie będzie jak w standardowych baśniach. Ojczym Hanki jest chyba nawet sympatyczniejszy od mamy, a jej przyrodnia siostra to typowe dziewczątko w swoim wieku, zaprzątnięte księżniczką Celestią. To naprawdę na wskroś współczesna pozycja, czarująca czytelnika nie tylko magią, słowo!

Książka jest także prześlicznie wydana – choć mam pewne zastrzeżenia do okładki, przedstawiającej dwójkę małych dzieci. Igor i Hanka są zdecydowanie starsi, nie wiem więc, czy nie wprowadzi to potencjalnego czytelnika w błąd. Początek każdego rozdziału ozdabiają też prześliczne winietki i tak, zostałam wielką fanką myszek!


A teraz najgorsze… bo przeczytałam i… czekam na więcej! Pewne tajemnice zostaną wyjaśnione pod koniec Mysiej wieży, ale kilka nadal czeka na odpowiedź… To ten najgorszy stan, kiedy czytasz, czytasz, chcesz jak najszybciej dotrzeć do końca książki, jako że akcja wciąga, a potem kończysz… i nie wiesz, czy i co dalej. Mam szczerą nadzieję, że owo „dalej” nastąpi, bo Mysia wieża stanowi bardzo sympatyczną pozycję i to nie tylko dla nastolatków, ale i dla nieco starszego czytelnika (który pewnie czasami utożsami się z rodzicami i wujkami). Polecam!

Agnieszka Fulińska, Aleksandra Klęczar, Mysia wieża, wyd. Galeria Książki, Kraków 2019.

Dziękuję wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego!

4 komentarze:

  1. Bardzo fajnie brzmi!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawiła mnie ta książka, więc fajnie, że o niej napisałaś :) Co prawda młodzieżówki to nie mój klimat ale może się skuszę. Brzmi bardzo pomysłowo, no i uwielbiam słowiańskie klimaty. Haha, i kpiny z turbosłowian też brzmią dobrze, czasem dla rozrywki oglądam turbosłowiańskie bzdury na yt i ledwo wierzę w to, co słyszę ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat całkiem lubię młodzieżówki, ale niektóre rzeczywiście potrafią być bolesne, oczywiste i banalne. Słowiańskie klimaty są, jak najbardziej, przyjemnie jest. Myślę, że Ci się spodoba :)

      Usuń