środa, 3 kwietnia 2019

Hardo na rozmaite sposoby...


Lubię eksperymenty. Tak, zdaję sobie sprawę, że brzmi to jak początek narracji dzieła kina fikanego, ale porzućcie swe zdrożne myśli! Jako eksperyment przedstawiono bowiem antologię opowiadań napisanych przez grupę fantastycznych autorek, określanych cudownie zadziornym mianem Hardej Hordy – nieformalnego grona wspierających się wzajemnie polskich fantastek. W skład Hordy wchodzą Ewa Białołęcka, Agnieszka Hałas, Anna Hrycyszyn, Aneta Jadowska, Aleksandra Janusz, Anna Kańtoch, Marta Kisiel, Magdalena Kubasiewicz, Anna Nieznaj, Martyna Raduchowska, Milena Wójtowicz i Aleksandra Zielińska. Nie znacie wszystkich nazwisk? Dobrze, ja też się przyznam, że dwa pozostawały mi dotąd nieznane, ale uwielbiam próbować wszystkiego, co nowe.

Co łączy te dwanaście autorek i dwanaście opowiadań? Coś, co powszechnie zowią „kobiecym punktem widzenia” i jest to zazwyczaj używane w znaczeniu paskudnie pejoratywnym, choć doprawdy nie pojmuję, dlaczego. Bo inny? Bo kobiety zwracają uwagę na kompletnie inne rzeczy niż mężczyźni? Po pierwsze, nie zawsze. Po drugie, te rzeczy są bardziej „przyziemne”, naturalne, codzienne. Co zatem sprawia, że gorsze, poza tym wzgardliwym tonem, jakim zazwyczaj wypowiada się takie słowa? Ktoś powie, że mniej ciekawe… Codzienność bywa nieciekawa, to prawda. Ale prawdziwą sztuką jest z niej uczynić coś magicznego, coś niezwykłego, ubrać ją w fantastyczne realia. A naszym dwunastu autorkom się to udaje, każdej w swoim stylu!

Teksty są inne, ale oscylują wokół podobnej tematyki – chociażby końca świata, aczkolwiek traktowanego zupełnie indywidualnie. Są wszak osobiste końce świata, są katastroficzne końce świata, są końce świata na skalę lokalną. Każdy z nich jest również opisany kompletnie inaczej, w zupełnie innym stylu. W opowiadaniu Aleksandry Janusz to coś na kształt opowieści o codzienności, a przecież także czyste SF. Bohaterka Ewy Białołęckiej przeżywa klasyczną apokalipsę zombie, choć z punktu widzenia tak cudownie znajomego większości czytelników. Anna Hrycyszyn nawiązuje do awanturniczych przygód, rozgrywających się jednak w świecie przyszłości po katastrofie zagrażającej i nam, wcale nie tak odległej, jak byśmy chcieli. Anna Nieznaj przeniesie nas w czasie jeszcze dalej i uczyni świadkiem zagłady na skalę globalną. Aleksandra Zielińska wtajemniczy nas w sekrety tego intymnego, osobistego końca świata i uświadomi, jak niewiele trzeba, by się dokonał. Podobnie Agnieszka Hałas, choć tam również zaprezentowano „cudowne” remedium, a jednocześnie jest to dla mnie opowieść o przenikaniu światów…

Bo tak, mamy też takie… Najbardziej dosłownie do tematu podeszła chyba Milena Wójtowicz, przedstawiając właśnie trochę baśniowe, trochę łotrzykowskie zestawienie takich dwóch, teoretycznie wykluczających się rzeczywistości. Marta Kisiel wywołuje ciary, prezentując to, czego wszyscy się zawsze po trochu baliśmy i to, na czym bazuje tak wielu twórców horrorów. Podobną atmosferę wyczujemy w opowiadaniu Anny Kańtoch. Dla równowagi dostajemy też humorystyczną opowiastkę osadzoną w uniwersum Anety Jadowskiej, będącym idealnym tłem dla urban fantasy. Poczytamy też rozmaite historie łączące świat przedstawiony z różnie pojmowanymi zaświatami, jak choćby w zahaczającym o magię nekromancką tekście Martyny Raduchowskiej. Nekromanta w dosyć nieoczekiwanym towarzystwie pojawia się również u Magdy Kubasiewicz.

Kupiłam nie tylko samą książkę. Wydawnictwo wpadło na znakomity pomysł stworzenia specjalnego zestawu, w skład którego wchodzi oczywiście antologia, ale także magnetyczna zakładka, klimatyczny notesik i niezbędna wielu osobom chusteczka do czyszczenia okularów. Zdecydowanie polecam!

Każdy tekst nasycony jest unikalnym, ale niemal namacalnym klimatem. Urzekło mnie także, że są doskonale zamknięte. Oczywiście, kiedy ma się do czynienia z tą formą narracji, zawsze pozostaje lekki niedosyt, apetyt na więcej, ale zawsze boję się tego, że opowiadanie zakończy się nieoczekiwanie, pozostawiając mnie z licznymi wątpliwościami i znakami zapytania (wynikającymi raczej z kiepsko zaplanowanej fabuły i skrótowości, nie z zamierzenia autora - to zupełnie inna bajka). Nie tutaj. Wszystkie są odmienne, ale wszystkie są napisane w sposób wyjątkowo sprawny, co też nie zdarza się aż tak często.

Tę różnorodność widać również na okładce – elementy zdobiące tytuł, będący jednocześnie nazwą znakomitego autorskiego grona, są cudownie liczne i niemal każde kompletnie z innej parafii, także po części stylistycznie, zapowiadając ten smaczny miszmasz na kartach książki. Zresztą, szata graficzna Hardej Hordy jest naprawdę przyjemna dla oka, a już sam dotyk okładki sprawia, że chce się tę pozycję mieć u siebie w biblioteczce (tłoczone litery, kocham tłoczone litery…). Cóż mogę rzec więcej? Chcecie odbyć rozliczne wyprawy do wielu światów? Sięgnijcie po Hardą Hordę i dajcie się ponieść kobiecej wyobraźni, odkrywającej tak niesamowite rzeczy.

Harda Horda. Antologia opowiadań, wyd. SQN, Kraków 2019.

4 komentarze:

  1. Świetna antologia :) Już czekam na kolejny projekt dziewczyn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też :) Mam nadzieję, że post o kotach nie był li i jedynie postem primaaprilisowym!

      Usuń
  2. Fajnie, że napisałaś o tej książce, jestem jej bardzo ciekawa :) Książki pisane przez kobiety zazwyczaj podobają mi się bardziej, a i motyw przewodni opowiadań brzmi interesująco.
    Najbardziej ciekawi mnie Zielińska, czytałam jej opowiadania pt: "Kijanki i kretowiska" i byłam zafascynowana, świetny, taki trochę "ponury" styl, budowanie napięcia, uczucie niepokoju, które pozostaje w czytelniku, no po prostu świetna pisarka. Tylko zdziwiło mnie, że należy do grupy fantastek, te opowiadania to raczej literatura obyczajowa.
    W każdym razie, przeczytam całość z ciekawością, zwłaszcza że jak dotąd, wszędzie widzę dobre opinie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ja po to z przyjemnością sięgnę, bo kompletnie nie znam Zielińskiej - dzięki za polecankę :)

      Usuń