Przywykliśmy już do Tereski Trawnej i jej nieziemskiego pecha, ale już już wydawało się, że codzienność wróciła do normy (w końcu teściowa i matka w domu). Jednak życie upomina się o swoje ofiary, do Tereski dociera zatem zaproszenie na urodziny babuni Sławy. Niewinne, prawda? W końcu co może pójść nie tak, ukochana staruszka, rodzinka może jakby mniej, ale kilka godzin obecności na rodzinnym sabacie nie zaszkodzi najbardziej niestabilnemu umysłowi, a co dopiero Teresce wspartej kilogramami kasztanków? Prawda?
Nawet my wyczuwamy już podstęp jak stąd na Hel, choć nikt
nie mógłby się domyślić tego, że gdy Trawna wraz z Maciejką stanie pod drzwiami
z kwieciem, najlepszymi życzeniami i olbrzymimi nadziejami na przepyszny tort,
ciotka zatrzaśnie jej owe dźwierza pod nosem z najwyższym oburzeniem – w końcu
głupie dowcipy też mają swoje granice! Jak bowiem można gromko oznajmić „Sto
lat”, kiedy mieszkańcy rodzinnej siedziby Jędrzejczyków (czyli rodziny naszej
bojowej księgowej po mieczu) wybierają się właśnie na pogrzeb niedoszłej (a
może w sumie doszłej?) solenizantki? Tak tak, oto ślepe szczęście Tereski –
przybyła na urodziny, trafiła na pogrzeb.
No dobrze, po stypie teoretycznie też można się wymiksować z uroczego towarzystwa i wrócić do spokojnego domu i towarzystwa człowieka-labradora... Pamiętacie „pech” – słowo-klucz? Właśnie, właśnie, klucz to sedno sprawy, bowiem po pogrzebie, gdy kochająca (lub nie) rodzinka staje zmarznięta na progu, okazuje się, że nikt z obecnych nie dysponuje kluczami ani nawet wytrychami, jednak pamiętające szczenięce lata kuzynostwo przypomina sobie, iż przecież można wejść przez okno na półpiętrze... Na ochotnika do dokonania tego karkołomnego wyczynu zgłasza się Tereska, zaprawiona w bojach, boksie, ale już niekoniecznie wspinaczce. I jakkolwiek przez okno wleźć da rady... tak zejście ze schodów stanowi pewien problem, bohaterka nasza zlatuje zatem na mo... znaczy się na łeb na szyję i w efekcie kończy z unieruchomioną kostką. A to oznacza, że musi zostać na kilka dni w gronie kochającej rodziny, Maciejka nie dysponuje bowiem prawem jazdy, a małżonek cierpi na dolegliwości związane z pęcherzem. I może nie byłoby w tym wszystkim nic strasznego, gdyby nie fakt, że za kilka dni Boże Narodzenie, stan osobowy najdroższych krewnych nie ulegnie zmianie, obecna głowa rodziny nie uznaje wymówek, jeśli chodzi o udział w przygotowaniach do czczenia, a na dodatek zapewnia nieszczęsnej poszkodowanej atrakcje w postaci gaci po babce. Znaczy czystych, acz lekko pożółkłych, bo pochodzących z żelaznego zapasu doświadczonej PRLem cioteczki.
Brzmi koszmarnie? A to dopiero początek, bo już wkrótce na
scenę wkracza trup... znaczy notariusz, który szybko zejdzie z tego świata w
okolicznościach z lekka podejrzanych. Między niejasnymi podejrzeniami,
porządkami świątecznymi, które najtwardszego by złamały, rozwalającymi się
elementami rodzinnej siedziby, na światło dzienne wychodzą pewne skomplikowane
fakty rodzinne, o których nikt nie wiedział... ale czy na pewno? Dlaczego nagle
wieszanie firanek okazuje się bardziej karkołomne niż zazwyczaj, a wyrzucane
gazety powinno się solidnie przejrzeć? Tak, tak, nie spodziewajcie się łatwych
Świąt, jeśli chodzi o Tereskę i jej nieco zbzikowaną rodzinę...
Dawno nie zdarzyło mi się czytać książki okołoświątecznej w
szalonym, czerwcowym rozkwicie wiosny, ale okazuje się, że przy dobrej lekturze
nawet lekki dysonans pór roku nie przeszkadza. Przygody Tereski jak zwykle
wciągają i bawią do łez, nie tylko szalonymi, nieoczekiwanymi zwrotami akcji i
barwnymi bohaterami, ale także dzięki absolutnie cudownemu językowi Ałtorki!
Porównania, zwróćcie uwagę na porównania, bo ja przy połowie płakałam łzami
niczym niezmąconej, olbrzymiej radości. Generalnie jest zabawnie, szaleńczo,
ale jednocześnie poważnie i niekiedy przypomina się, że z rodziną to czasem na
zdjęciu, ale i to najlepiej w środku, bo z boku człowieka wytną. Dobra
rozrywka? Jak najbardziej, w dodatku od czasu do czasu skłaniającej do
przemyśleń. Żądam więcej Tereski, która po lekkim obniżeniu formy w Efekcie
pandy, teraz już do niej zdecydowanie wróciła!
Marta Kisiel, Zawsze coś, wyd. Mięta, Warszawa 2023.
O,nowa Kisiel! Nie widziałam! Jaka urocza recenzja!Chomik
OdpowiedzUsuńJest jeszcze antologia z nowym Kiślem, ale to jeszcze przede mną.
Usuń