środa, 9 października 2024

Niby tradycyjnie, a jednak inaczej...

Historii o Alienie jest całkiem sporo i nie mówię tu tylko o adaptacjach filmowych scenariuszy. Uniwersum Obcego zostało mocno rozbudowane – w książkach, komiksach, grach czy erpegach, niełatwo zatem wymyślić coś nowego. Większość odbiorców pragnie zresztą po prostu kolejny raz poczytać/obejrzeć to, co już zna, więc mamy do czynienia z następnymi klonami opowieści: Weyland-Yutani zakłada kolonię, ktoś odkrywa dziwną strukturę/statek (niepotrzebne skreślić), poinformowane korpo pragnie próbek (często zresztą już wie, o co chodzi, albo wręcz samo wysłało osadników, by to właśnie odkryli), ktoś idzie, znajduje jaja, następuje szybka akcja z facehuggerem i dalej już wszystko wiadomo. Alienowy klasyk, chciałoby się powiedzieć.

Obcy. Zimna Kuźnia także zaczyna się od zapoznania czytelnika z bohaterami dramatu, który wkrótce się rozpęta. Kolejny korposzczurek, Dorian Sudler, to księgowy o moralności ameby, żyjący tylko i wyłącznie po to, by redukować koszty firmy, nie dbający zupełnie o to, czy owa redukcja nie spowoduje czyjegoś życiowego dramatu – jak długo jego pracodawca będzie zadowolony z wyników... Teraz trafia mu się nie lada gratka, bo oto zostaje wysłany na stację badawczą, tytułową Zimną Kuźnię, a on wręcz uwielbia zwalniać naukowców. Na potężnej konstrukcji unoszącej się nad gorejącym Kaufmannem, gwiazdą układu, prowadzi się równocześnie kilka eksperymentów w różnych dziedzinach, choć – jak łatwo się domyślić – najistotniejsze są związane z rwaczami, śmiertelnie niebezpiecznymi istotami, których cykl życiowy może kryć w sobie wybawienie dla wielu ludzi cierpiących na nieuleczalne choroby genetyczne. Proces zapłodnienia, zarodniki wtłaczane na siłę do gardła nieszczęsnego gospodarza to klucz do substancji mogącej zapewnić nowe, lepsze życie. Pracująca nad tym doktor Blue Marsalis za wszelką cenę pragnie osiągnąć sukces, nie ze względu na dobro korporacji, a własne życie. Sama ledwie może się już poruszać, a badania prowadzi za pośrednictwem androida Marcusa, do którego może przenosić swoją świadomość. Jest już tak blisko, kiedy okazuje się, że Zimna Kuźnia wcale nie należy do takich bezpiecznych miejsc – inny obiekt badań stacji wymyka się spod kontroli...

Brzmi znajomo, prawda? No właśnie... ale nie do końca. Napawałam się opisami laboratoriów, postaciami i ich wzajemnymi powiązaniami, chcąc się nimi nasycić, zanim akcja powieści znowu zostanie zredukowana do pogoni i ucieczki, na końcu której samotny protagonista wysadzi placówkę i obcych. Czekała mnie jednak niespodzianka. Bo Zimna Kuźnia, choć rzecz jasna podąża za schematem serii, skupia się właśnie na ludziach, ich motywacji i reakcji na sytuacje ekstremalne. Tutaj dramat rozgrywa się między nimi – owszem, obcy to bardzo ważny element układanki, bez którego sytuacja byłaby kompletnie inna, jednak są tam w tle, jako dodatkowe przeszkody do pokonania. My skupiamy się na desperackiej walce Blue, na nieoczekiwanych odruchach jej asystenta, nadziei pozostałych naukowców, moralnych problemach androida i zaskakującej reakcji Doriana. To opowieść o bardzo przeciętnych ludziach w sytuacji ekstremalnej i tak, nawet nie wiedziałam, że czegoś takiego w uniwersum Aliena potrzebowałam...

Oczywiście, Zimna Kuźnia to nie jest wybitne arcydzieło, jednak na tle rozmaitych produktów alienowych, które znam, wyróżnia się bardzo na plus. Do końca trzyma w napięciu, bo wcale nie jest tak oczywista, a i potrafi oddać to napięcie nawet bez dziesiątków zmasakrowanych ciał. Fanom serii o Obcym, szczególnie tym, którym podobała się pierwsza połowa Romulusa, bardzo polecam!

Alex White, Obcy. Zimna Kuźnia, tłum. Emilia Skowrońska, wyd. Vesper, Czerwonak 2024.

2 komentarze: