sobota, 5 października 2024

Straszna klasyka

Jakoś nam się tutaj ostatnio duszno zrobiło – no cóż, w końcu październik, Halloween tuż za progiem, więc czas na takie właśnie historie! Dzisiaj chciałabym napisać kilka słów o książce, która stała się inspiracją dla wielu późniejszych twórców – nie tylko literackich, ale z którą ja zetknęłam się po raz pierwszy – wiem, shame, shame, shame.

Mowa o Nawiedzonym domu na wzgórzu Shirley Jackson. Do tytułowej posiadłości, podobnoż nawiedzonej, przybywa czwórka osób, na czele z badaczem zjawisk nadprzyrodzonych, doktorem Montague’em. Pozostali raczej wydają się przypadkowo dobrani, bo Theo jest artystką, Eleanor młodą kobietą, dotychczas zajmującą się matką, a Luke krewnym właścicielki posiadłości – jednak przynajmniej jednego z nich cechuje wrażliwość na zjawiska paranormalne. I choć wszyscy przestrzegają ich przed straszną posiadłością, ta wydaje się początkowo po prostu starym budynkiem, wprawdzie mocno specyficznym, jeśli chodzi o architekturę i wyposażenie oraz posiadającym tragiczną historię, ale w końcu istnieje wiele takich obiektów i nic w nich nie straszy. Atmosferę podkręca jeszcze gospodyni, zaklinająca się, że za żadne skarby nie zjawi się w domu po zmierzchu, ale w końcu każdy ma prawo do swoich dziwactw, a pani Dudley znakomicie gotuje! I tylko te drzwi się dziwnie zamykają, a w nocy... a w nocy zaczyna się zabawa. Czy jednak to zjawisko paranormalne, czy ktoś się doskonale bawi kosztem innych?

Nawiedzony dom to wprawdzie powieść grozy, ale niech nikt nie nastawia się na tryskającą krew i flaki wylewające się na każdej stronie. To historia w starym stylu, gdzie atmosferę tworzą słowa i – na bogów – jakże znakomicie autorce się to udało! Niektórzy mogą wręcz narzekać, że za dużo czasu poświęcono poszczególnym postaciom i ich relacjom, niekoniecznie wydającym się w danej chwili najistotniejszym, ale dzięki temu lepiej ich poznajemy i rozumiemy. Bo gdy przychodzi co do czego, to właśnie te relacje okażą się istotne. W tej książce bowiem najważniejsze pozostaje niedopowiedziane, jakby niedomknięte, i choć z jednej strony drażni to w ten nieprzyjemny sposób, to z drugiej cudownie pasuje do tajemnicy, którą próbują rozwikłać nasi bohaterowie. Bo nawiedzony dom bywa subtelny – odwraca uwagę w pewien fizyczny sposób, by uderzyć subtelnie gdzie indziej. Fani bardziej krwawych rozwiązań mogą poczuć się nieco rozczarowani, ale jeśli wolicie klasyczne opowieści, musicie bezwarunkowo sięgnąć po tę książkę!

Dla mnie Nawiedziony dom na wzgórzu to absolutne arcydzieło i żałuję tylko, że nie przeczytałam go wcześniej. To klasyk, który w dobie graficznych i ohydnych nierzadko horrorów przypomina, że krew stanowi zaledwie jedno z rozwiązań, bo w końcu najbardziej boimy się tego, czego nie widać...

Shirley Jackson, Nawiedzony dom na wzgórzu, tłum. Maria Straszewska-Hallab, wyd. Replika, Zakrzewo 2018.

2 komentarze:

  1. No,klasyka! Ale Pożeracze demonów jakoś do mnie nie trafili..Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze przede mną. Teraz pora na "Zawsze mieszkałyśmy w zamku" :)

      Usuń