Wizyta w gabinecie weterynaryjnym w Zrębkach to zawsze obietnica, że przydarzy się coś mocno nietypowego – a to opętanie, a to ciekawe zwierzątko, a to smoki w okolicy... Kolejne dni stawiają przed Florką, Bastianem i Izą kolejne wyzwania i gdy za każdym razem wydaje się, że już „ciekawiej” być nie może, los mówi „Potrzymaj mi piwo” i wali z grubej rury...
Tym razem jednak zapowiada się spokojniej – w końcu
nadchodzą Święta i nawet największym pesymistom humor się poprawia, gdy na
zewnątrz zalega biały puch, a w powietrzu już niemal słychać dzwonki u sań świętego
Mikołaja. Jednak już po kilku godzinach z białego nieskazitelnego śnieżku robi
się szara breja, do pracy wstać trzeba, a nieoczekiwany gość pojawia się grubo
przed Wigilią i przypomina wszystkim, że z rodziną to najlepiej na zdjęciu, a i
to w środku, bo z boku cię wytną. Co więcej, sielskie stadło naszych ulubionych
techników weterynaryjnych zakłóci współlokatorka, której przecież trzeba pomóc,
bo jak to tak – za próg? W pracy też coraz bardziej interesująco – wprawdzie kotki,
pieski, magiczne króliki czy inne takie to już standard, kiedy jednak na progu
staje mocno naćpana elfka z jednym z najgroźniejszych stworzeń, robi się stresująco...
Odrobina świętego spokoju? Nieee, w Zrębkach nawet wieszanie prania może doprowadzić
do bardzo nietypowych odkryć!
Uwielbiam tę serię (jak zresztą dobrze wiecie) – choć sięgając po nią, wcale się tego nie spodziewałam. Cudowne nowe magiczne stwory to jeden z tych powodów – bo ja mam jak Florka – tuliłabym każde jedno: puchate, zębate, rogate... Bo wprawdzie wkurzam się (podobnie jak w prawdziwym życiu) na debili pozbawionych wyobraźni, ale i przekonuję, że Niemen miał rację – ludzi dobrej woli jest zdecydowanie więcej. Nasi bohaterowie może i mają swoje wady, ale są w tym wszystkim prawdziwi – czasami dostają po dupie, ale przynajmniej próbują zrobić coś dobrego. Tu każdy ma tę swoją szansę, jeśli tylko chce z niej skorzystać – i nie odnosimy wrażenia „słodkopierdzącości”, tylko wychodzi to kompletnie naturalnie. Zdziwiłby się też ten, kto oczekiwałby utartych schematów – ekipa z przyległościami wymyka się kompletnie wszystkim oczekiwaniom, a nam pozostaje tylko trzymać kciuki. No i czasami obgryzać paznokcie, bo wszystko nie zawsze kończy się tak, jakbyśmy chcieli. Kibicujemy każdemu (no dobrze, z drobnymi wyjątkami) i chcemy WIĘCEJ! I to jak najszybciej!
Joanna W. Gajzler, Necrovet. Pielęgnacja zwierząt
(nie)ożywionych, wyd. SQN, Kraków 2025.
PS: Nie wiem jak, ale każda kolejna okładka serii jest coraz
piękniejsza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz