niedziela, 18 sierpnia 2019

Skrzynia z...?


Wczesne książki Stephena Kinga należą do moich ulubionych i mają swoje stałe miejsce na półkach. Uwielbiam opowieści o nienazwanym, tajemniczym, pojawiającym się w życiu bohaterów zupełnie znienacka, niezależnie od ich woli. Na pewno nie jestem jedyna, skoro rekordy popularności bije chociażby Stranger things, nic zatem dziwnego, że książek w tym klimacie powstaje całkiem sporo.

Jedną z nich jest Skrzynia ofiarna Stewarta Martina, która wkrótce ukaże się nakładem wydawnictwa YA! (premiera 18 września). Opowiada o losach paczki nastolatków, przypadkowo połączonych podczas nudnego lata na ich wyspie i o tym, czego mieli nieszczęście dotknąć. To tytułowa skrzynia, pojawiająca się nagle w lesie, obdarzona czymś na kształt własnej woli i mocy magicznej – potrafi wszak przekazać swoją „instrukcję obsługi” we śnie… Ze skrzynią postępuje się bardzo prosto: należy złożyć w jej przepadzistym wnętrzu swój „skarb”, czy może raczej „ofiarę”, a następnie przestrzegać trzech reguł.

Nigdy nie wracaj do skrzyni samotnie.
Nigdy nie otwieraj jej po zmroku.
Nigdy nie zabieraj z niej swojej ofiary.

Kilka lat później wychodzi na jaw, że ktoś z grupy złamał zasady gry. Nagle zaczynają dziać się rzeczy straszne, ale powiązane w pewien sposób ze znaczeniem złożonych do skrzyni przedmiotów. Początkowo nieufni względem siebie nastolatkowie rozpoczynają śledztwo, szybko przeradzające się w walkę o przetrwanie.

Jak łatwo się jednak domyślić, oprócz „tajemnicy” będziemy mieli także do czynienia z problemami nastolatków, ich codziennymi zmaganiami nie tylko przecież z nienazwanym, ale i szkolnymi prześladowcami czy codziennymi obowiązkami. Te fragmenty książki nie są wprawdzie zbyt obszerne, ale umiejętnie i szybko nakreślają konflikt „kujon vs. reszta klasy” (tylko taki… trochę niewykorzystany)… Jednocześnie przekonujemy się, że nic nie jest po prostu czarno-białe, że przynależność do szkolnej paczki takiej czy innej niekoniecznie może być spowodowana chęcią zaimponowania czy prostym „byciem tym złym”. Dobre obserwacje i nic dziwnego, skoro autor także należy do radosnego grona „noszących oświaty kaganiec”…

W "Skrzyni ofiarnej" będzie też lisek... Niestety.

Szkoda tylko, że właśnie to obyczajowe tło stanowi najsilniejszą część książki – psychika nastolatków rozpisana ze znajomością tematu, odpowiedzialność lub jej brak, codzienne problemy i utrapienia… I nie, nie byłoby to w żadnym przypadku wadą powieści, gdyby… właśnie, gdybyśmy mieli do czynienia z kolejną obyczajówką (które też lubię). Ale tutaj tematy obyczajowe splatają się z wątkiem horrorowym, a ten drugi… zwyczajnie nie daje rady.

Chociaż na początku książki wydaje się, że klimat rzeczywiście przypomina wczesnego Kinga, tak jednak po jakimś czasie przechodzi raczej w Clive’a Barkera. Wiem, że nastoletni czytelnik (a to raczej do niego skierowana jest ta pozycja) lubi sceny krwawe, ale w pewnym momencie wszystko sprowadza się właściwie do nagromadzenia monstrów i kolejnych makabrycznych opisów (mimo wszystko chyba jednak za ostrych dla tej grupy wiekowej), a nie do zagadki i próby jej rozwiązania. Zresztą, sposób na powstrzymanie rozprzestrzeniających się po wyspie stworów podano dosyć bezpośrednio, co też rozczarowuje i trąci lekko dydaktyką (co znowu nie dziwi, znając zawód autora).

Mam ze Skrzynią ofiarną pewien problem, który czasem określam na tym blogu jako Dylemat Teściowa-Nowy samochód-Rzeka: mieszane uczucia. Nastawiłam się na horror z elementami obyczajowymi i teoretycznie to dostałam, tylko podane w inny sposób niż można się tego spodziewać po opisie na okładce. Daleko tej pozycji do subtelnych horrorów Kinga, a szkoda, bo potencjał był. Podejrzewam jednak, że młodszemu czytelnikowi może się spodobać, co więcej, łatwo będzie mu się utożsamić z którymkolwiek z głównych bohaterów – są zarysowani w taki sposób, że wiemy o nich tylko najważniejsze, resztę możemy sobie dośpiewać, co czyni ich łatwiejszymi do zrozumienia dla nastolatków (i nie jest to zarzut, a komplement!). Jednak jeśli czytelnik szuka drugiego dna, czegoś więcej, tutaj tego nie znajdzie, bo morał podany jest wprost. Znowu, dla jednych może to być zaleta, dla innych wada.

W pewnym sensie mam wrażenie, że wrześniowa premiera książki jest w jakiś sposób spóźniona, bo Skrzynia ofiarna to raczej lektura na wakacje – czy to dla młodego, czy dla starszego czytelnika. A wszyscy wiemy, że do książek w naszej walizce mamy nieco inne nastawienie… Zazwyczaj są czytadełkiem, sposobem na miłe spędzenie czasu, a chyba tak najłatwiej określić tę pozycję. Ciekawa jestem, czy Wam się spodoba…

Stewart Martin, Skrzynia ofiarna, tłum. H. Skowron, wyd. YA!, Warszawa 2019.

Dziękuję wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz