czwartek, 10 października 2019

Ciepełko w sam raz na teraz


Wyróżniam wśród książek specjalny rodzaj – książki ciepełkowe. Służą do stosowania w sytuacji nagłego kryzysu, doła, chęci poprawienia sobie humoru. Wyśmienicie smakują z ulubioną herbatą, kawałkiem ciasta czy nawet całą tabliczką czekolady. Do takich pozycji zaliczam całą „(nie)lichą” serię Marty Kisiel.

Seria, jak pewnie wiecie, składa się obecnie z trzech książek „głównych”, przeznaczonych dla szalonych dziecinnych (ale nie zdziecinniałych) dorosłych (Dożywocie, Siła niższa i Oczy uroczne) oraz podserii dla poszukujących odpowiedzi na niebanalne pytania nieco młodszych – to Małe Licho, opowiadające o perypetiach syna agentki literackiej Kondzia i ducha (nie)Szczęsnego poety romantycznego, czyli Bożydara Antoniego Jekiełłka (dla rodziny i przyjaciół Bożka), jego anioła i potwora spod łóżka, Gucia. Już za kilkanaście dni w łapki stęsknionych za ałtorkowym poczuciem humoru wpadnie kolejna odsłona drugiego cyklu, zatytułowana Małe Licho i anioł z kamienia (o pierwszej pisałam tutaj). Za jej sprawą znowu przeniesiemy się w ciepły i dobry, choć niepozbawiony przecież problemów świat dożywotników, ich opiekunów i przyjaciół.

Już pierwsze strony wprowadzają nas w stosunkowo nieodległy, magiczny wszak okres tuż przed Bożym Narodzeniem. Chłoniemy niemal wyczuwalny z kartek książki aromat pierniczków, grzanego wina czy świątecznego barszczu, wraz z Bożkiem, Lichem i Guciem niecierpliwie czekamy na prezenty. Ciepełko zwariowanej ekipy wciąga nas do ich niezwykłego świata. Chociaż… całej ekipy? Nie, nadal istnieje istota dzielnie stawiająca opór zbiorowemu porozumieniu i pokręconej rzeczywistości, normalnie niczym Gallowie Rzymianom. Tak, chodzi o Zadkiela… tfu, Tsadkiela!

Nieoczekiwanie bowiem to nie Licho będzie tym razem towarzyszem Bożka. W wyniku Wielkiej Katastrofy chłopiec zostaje odesłany na Pierwsze Ferie Bez Mamy, Za To W Towarzystwie Upierdliwego Anioła. Bożek trafia do miejsca, w którym wszystko się zaczęło, tam, gdzie onegdaj stała Lichotka, a obecnie mieszka kto inny – znana nam skądinąd Oda i jej towarzysze, na czele z pewną kozą… znaczy się czortem. Niestety, takie towarzystwo, jak łatwo się domyślić, zupełnie nie odpowiada pewnemu skrzydlatemu.

Narastające napięcie i konflikt doprowadzą w końcu do konfrontacji. Jej wynik początkowo wydaje się korzystny, jednak po pewnym czasie okazuje się, że chwilowa satysfakcja nie starcza na długo. Zamiast zadowolenia pojawia się zmartwienie i wtedy już na pewno będzie trzeba coś przedsięwziąć. Nic takiego – zaledwie przejść przez Piekło (ale dla początkujących!), pokonać demona… dzień jak co dzień… Najtrudniejsze jednak będzie co innego – przyznanie się do błędu i powiedzenie „Przepraszam”.

Zestaw absolutnie niezbędny do lektury!

Małe Licho i anioł z kamienia nie jest bowiem tylko „książeczką dla dzieci”, czasami przecież traktowaną z przymrużeniem oka. To prawda, fantastycznie opowiada o codziennych zmaganiach nawet tak niecodziennego chłopca jak Bożek (oj, widać, że Ałtorka ma takiego łobuziaka w domu!), o niesamowitych przygodach (trudno, by były inne przypadku Pół-Chłopca Pół-Gluta), wywołuje uśmiech… Ale wszystko ma drugie dno – musimy się nauczyć, że czyny mają swoje konsekwencje, a świat i inne istoty nie są tutaj tylko dla nas. I co najważniejsze – innych również należy szanować właśnie za tę „inność”, nikt nie musi zmieniać się dla otoczenia, zgodnie z oczekiwaniami… Cała książka to przepiękna lekcja tolerancji i dla małych, i dla dużych, tak ważnej zwłaszcza w obecnych czasach. Ale to lekcja nie nachalna, nie na siłę - Ałtorka cudownie rozpisała ją na proste słowa i jeszcze prostsze gesty. W efekcie kiedy kończymy książkę, znowu nam ciepło na sercu, świat ponownie odzyskuje swoje barwy i wiemy, że istnieje nadzieja na to, że najbardziej niereformowalna dusza zrozumie swoje błędy.

Marta Kisiel posiada bowiem Dar Słowa – potrafi przekazać Rzeczy Wielkie w prosty, docierający do każdego sposób. Robi to w dodatku lekko, zabawnie, radośnie, w kilku słowach zapraszając do spotkania z Bożkiem, Lichem, Kondziem i resztą dożywotniego towarzystwa. Jeśli dodamy do tego jeszcze przeurocze ilustracje Pauliny Wyrt, otrzymamy książkę również atrakcyjną wizualnie. Bez dwóch zdań to kolejna pozycja, jaką kupię dla mojej bratanicy – bo chcę, by poznała magiczny świat i nauczyła się wielu skomplikowanych rzeczy właśnie dzięki niemu. A jeśli i Wy szukacie prezentu dla młodszych członków rodziny (tym bardziej, że już niedługo Boże Narodzenie, będzie tematycznie), już wiecie, co kupić. Warto, warto i po trzykroć warto! Jest mądrze i ciepełkowo, a tego przecież potrzebujemy w długie wieczory… wraz z pierniczkiem i gorącą herbatą.

Marta Kisiel, Małe Licho i anioł z kamienia, il. Paulina Wyrt, wyd. Wilga, Warszawa 2019.

Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz recenzencki!

2 komentarze:

  1. O,jak ładnie i ciepło napisane!Czytałam tylko pierwszą cześć,wolę te poważniejsze książki.Oczy Uroczne są świetne.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nie da się nie napisać ładnie i ciepło o książce pięknej i ciepłej :)

      "Oczy uroczne" są naprawdę znakomite!

      Usuń