Jacek Piekara to
pisarz zdecydowanie kontrowersyjny, ostatnio złej sławy przysporzył mu też spór
z Dorotą Wellman. Nie należę jednak do osób, które postrzegają książki przez
pryzmat autora, dosyć łatwo mi to rozdzielić, o ile – rzecz jasna – sam autor
nie przemyca do swoich dzieł tych samych poglądów i nie robi tego w sposób mało
subtelny. Jasne, można powiedzieć, że wtedy się po prostu nie czyta, ale w
gruncie rzeczy znam wiele osób, które drażnią mnie jako osoby prywatne, a
książki uwielbiam, nawet jeśli coś tam czasami można wyłapać.
Wiele osób nie
może znieść twórczości Piekary właśnie ze względu na jego podejście do kobiet,
dosyć szowinistyczne, trzeba przyznać, choć zdarzają mu się teksty, w których
tak bardzo tego nie widać. W niektórych zdołał po prostu wykreować świat, gdzie
takie podejście jest elementem codzienności i nie zaskakuje tudzież nie oburza
– tak po prostu jest, jak chociażby w przypadku cyklu o Inkwizytorze. Ba, kiedy
w kiepskawych raczej prequelach nasz Mordimer zakochuje się jeszcze jak uczniak
i w stosunku do kobiet zachowuje się znacznie poprawniej niż później
(wcześniej), coś czytelnikowi nie pasuje.
Nie jestem osobą
specjalnie uczuloną na takie sytuacje, wiem, co robię, kiedy sięgam po kolejną
pozycję z dorobku Piekary, jeśli by mi to nie pasowało, po prostu bym sobie
odpuściła – tak robię zazwyczaj. Na ogół podoba mi się jego styl, pomysły też
ma całkiem niezłe, ucieszyłam się więc, kiedy w księgarni zobaczyłam zbiór
opowiadań, Bestie i ludzie.
Potwory czają się bliżej niż
myślisz!
Zbiór 10 opowiadań, w
których znajdziecie czysty, pierwotny lęk. Grozę wywołaną świadomością, że
największy koszmar czka na nas tuż obok. Przychodzi w postaci uśmiechniętego
sąsiada albo dziewczyny zaczepionej w barze. Czasem w osobie kogoś, kogo znamy
od wielu lat.
Najbardziej przerażające
jest to, że o otaczającym nas świecie nie wiemy wszystkiego. A dokładniej – nie
wiemy prawie nic.
Brzmi nieźle,
prawda? Zwłaszcza jeśli lubi się powieści grozy w stylu kingowskim, gdzie zło
jest przyczajone, zgoła niewidoczne, a człowiek i jego żądze potrafią
doprowadzić do dużo gorszych sytuacji niż niejeden potwór z piekła rodem. I
tak, te dziesięć opowieści traktują o czymś teoretycznie codziennym, a
jednocześnie przerażającym, nienazwanym. Pomysły również są naprawdę świetne.
Chyba najbardziej spodobali mi się Dobrzy
sąsiedzi, tekst otwierający ten zbiór – traktujący o ludziach żyjących w świecie
zapewne dotkniętym zimą postnuklearną, a jednocześnie współegzystujący z
mroźnymi postaciami jakby żywcem wyjętymi z baśni. Zarazem mam również
wrażenie, że to opowiadanie jest najbardziej oryginalne, inne są w większości
osadzone w rzeczywistości typowej dla powieści urban fantasy, co tak naprawdę sprawia, że nie trzeba nakreślić
zbyt wyraźnie tła – w końcu znamy to wszystko. Jeśli lubi się ten gatunek,
można się naprawdę ucieszyć, w końcu pewien realizm i magia stanowią naprawdę
fantastyczne połączenie i dają rewelacyjny podkład pod rozmaite, czasami
wyjątkowo oryginalne pomysły. Wśród nich najprzyjemniej czytało mi się Klub wyjątkowych dżentelmenów,
nawiązujący oczywiście do Ligi…, choć
w inny, mniej oczywisty sposób. Nakreślone tam realia i możliwości wyjątkowo
przypadły mi do gustu, sam tekst również stanowi bardzo dobry wstęp do dłuższej
opowieści, jeśli autor miałby na to ochotę – ciekawe pole do eksperymentów.
Ciekawe spojrzenie na magię i rzeczy niedostrzegalne dla śmiertelnika oferuje
również Pan Wierszokleta i magiczny świat
elfów – nie do końca oczywista. Interesujące są Kwiatki i czekoladki, poruszające tak popularny ostatnio temat
zombie, ale z ludzkiego punktu widzenia, stawiającego pytanie, kto tutaj tak
naprawdę jest bestią – ten tekst daje do myślenia. Pewnym rozczarowaniem jest
natomiast Strzeżcie się Marsjan, nawet
gdy przynoszą dary – sam pomysł świetny, choć inspirowany innymi tekstami
fantastycznymi… przylatują obcy i podarowują populacji miasteczka indywidualnie
dobrane prezenty… Jednak tak naprawdę to zaledwie pretekst do zasadniczej
części opowiadania.
I właśnie z nią
mam największe problemy w tym zbiorze. Część tekstów traktuje motyw przewodni
dosyć metaforycznie, odkrywczo, w części chodzi po prostu o faceta
wykorzystującego kobiety w sposób wręcz oczywiście, dosłownie obrzydliwy.
Gwałty, porwania, uwięzienie, zabójstwa… Nie miałabym nic przeciwko jednemu
takiemu opowiadaniu, bo doskonale pasuje do tematu, w dodatku mógłby być
świetnie połączony z innymi w kontekście Bestii
i ludzi. Takie chociażby Trzymaj mnie
za rękę, kochanie… jest ciekawym tekstem fantastycznym, opowiadającym o
prawdziwym potworze i jedno dobrze wpisuje się w całość narracji. Niemniej
motyw znęcania się nad kobietami mamy też we wspomnianym już Strzeżcie się Marsjan… oraz Pannie chlupce i piesełku, i to już
zakrawa na nadmierne epatowanie tematyką, wręcz rozkoszowanie się opisami i
motywem. Pomijając już wszystko inne, wyjątkowo kiepsko wpływa to na samą
fabułę opowiadania, bo już od początku niemal oczywistym jest, jak wszystko się
skończy. Naprawdę mam wrażenie, że nawet w zbiorze Świat jest pełen chętnych suk nie było tak przewidywalnie i wręcz
obrzydliwie.
A szkoda, bo
Piekara naprawdę potrafi wymyśleć coś oryginalnego i napisać to w wyjątkowo
żywy, przystępny każdemu sposób. Część tekstów w Bestiach i ludziach to naprawdę solidny kawałek fantastyki i
mogłabym bez problemu polecić ten zbiór każdemu, komu oczywiście odpowiada
specyficzna narracja autora. Niemniej lektura całości pozostawiła mi pewien…
niesmak.
Jacek Piekara, Bestie i ludzie, wyd. Fabryka Słów,
Lublin-Warszawa 2018
Ja kiedyś bardzo lubiłam jego opowiadania, ale się zniechęciłam. Najpierw namieszał w ostatnim utworze o dorosłym Mordimerze - Jezus żyje i w ogóle, tu urwał, potem zaczął pisać o młody m inkwizytorze, da się czytać, ale chyba są bardziej nieprzyjemne, jak to o klasztorze z truciem o aborcji. Zawsze cos tam było, jak niechęć do gejów czy gwałty - o, to zgwałcenie trucicielki było takie bez sensu i niepotrzebne, ale już łykałam Jakoś nie wiem, czy to jest kreacja bohatera czy myśli pisarza. W jednym nowszym inkwizytor szuka zaginionej dziewczyny i wychłostał jej matkę, bo uznał, że go nie szanowała czy coś jakieś to był obrzydliwe i nic niewnoszące.
OdpowiedzUsuń"Kościany galeon" kupiłam. O, rany jak to się wlecze!
A prywatnie tez widzę cham z niego wychodzi, szkoda.
Chomik
Mam do Piekary olbrzymi żal za cykl o Inkwizytorze. Bo jako historia alternatywna to jest naprawdę rewelacyjne, ciekawa zabawa kluczowym elementem chrześcijaństwa naprawdę mi się bardzo podobała. I w kontekście okrucieństwa tamtego świata aż tak mnie te wszystkie okrucieństwa postaci (zresztą, powiedzmy sobie szczerze, koszmarnie niesympatycznej) nie ruszały. Tymczasem zawiesił się na końcu tych przygód dorosłego Mordimera, rzucił bombę, na ciąg dalszy nie mając pomysłu, a życie samo się nie zapłaci, więc zabrał się za prequele. Grrrrr...
Usuń"Kościany galeon" jest potwornie nudny.
Zakończyłam przygodę z jego pisaniną po jednym tomie opowiadań o inkwizytorze.
OdpowiedzUsuńW każdym opowiadaniu występowała tam kobieta z wielkim biustem, która albo leciała na inkwizytora albo zostawała zgwałcona. I w każdym opowiadaniu autor kilkakrotnie wspominał o tym "dużym biuście".
Bardzo nieprzyjemne, a wtedy nawet nie byłam tak mocno wyczulona na kwestie feministyczne i miałam mniej wyrobiony gust czytelniczy.
Więc jakoś mnie nie dziwi podejście tego pana, ale jest to cholernie, cholernie złe :/ Ech, sam zasłużył na spotkanie z inkwizytorem...
Mi ciężko rozdzielić człowieka i jego dzieła, dlatego staram się nie dowiadywać za wiele o autorach -.-
Karmena
Lepiej za dużo o nich nie wiedzieć, to prawda :)
UsuńJa mam czasami wrażenie, że niemal w każdym tekście Piekara pisze o sobie - zwłaszcza w przypadku tych kobiet, które aż lecą na tego Inkwizytora. I w kontekście świata rozumiem to lecenie, jeśli chodzi o to, że może pomóc, coś załatwi (święta naiwności), ale normalnie to jakoś wątpię, by faktycznie stanowił wygrany los na loterii...
W ogóle jako starszy bohater był jakiś z kolegami solidarny, a jako młody pokazuje jaki to samiec na dzielni… Kupiec ma piękną żonę, która w końcu bohaterowi udaje się przelecieć ale ona ledwo daje się dotykać, więc Mordimer robi swoje i grzecznie sie żegna… Przy czym jak zwykle pada masa uwag o kobietach w stylu, że brzydkie są jak osiołki- nieźle się jeździ, ale kiepsko pokazuje znajomym i takie tam.
OdpowiedzUsuńRecenzja http://katedra.nast.pl/artykul/7165/Piekara-Jacek-Ja-inkwizytor-Kosciany-galeon/: A po skończonej robocie Mordi płynie sobie spokojnie do Edynburga, gdzie zrzuca z siebie stres minionych wydarzeń w miejscowym burdelu (oczywiście, a jakże, z dwoma dziewczynami naraz, które to do końca życia nie zapomną jego wigoru, o czym autor nie omieszkuje nas poinformować). Ręce opadają !!!
Chomik
Nie no, ja w sumie kupuję to, że jako młody chce się wykazać i musi się sporo nauczyć... Ale tak, coraz bardziej się przekonuję, że Mordimer to alter ego Piekary...
Usuń