Sporo w kinie
fantastycznym dzieł poświęconych stosunkom robocio-ludzkim, a niektóre z nich
to już klasyka, że wspomnę tu tylko o Blade Runnerze czy Terminatorze.
Mamy roboty mordercze, wyzyskiwane, ludzkie – do wyboru, do koloru. Kolejną
wariacją na temat jest produkcja I am Mother.
Na początku filmu
zapoznajemy się z kilkoma faktami – zaledwie dzień wcześniej nastąpiło
Wyginięcie, w rezultacie którego na powierzchni naszej planety nie pozostał już
żaden człowiek. Szczęśliwie zanim do teto doszło, stworzono kompleks, gdzie
ukryto embriony, niezbędny ekwipunek, zapasy, i, co najważniejsze, robota,
mającego zająć się „wyhodowaniem” nowej ludzkości – od umieszczenia zarodka w
sztucznym łonie (gdzie dojrzewa nie przez 9 miesięcy, a zaledwie dobę), przez
zajmowanie się oseskiem aż po jego wychowanie na wrażliwą istotę, potrafiącą
nie tylko walczyć o przetrwanie w obliczu skażenia zewnętrznego świata, ale też
dokonywać istotnych i właściwych wyborów moralnych.
Kiedy „rodzi się”
dziewczynka, Córka, od dzieciństwa uczy się tego, jaka spoczywa na niej
odpowiedzialność. Ma być doskonałą Starszą Siostrą, opiekunką bardzo licznej
rodziny, czekającej na przyjście na świat. Nie dzieje się tak jednak
przypadkowo – embriony czekają, bowiem Matka musi się nauczyć wychowywania
ludzkiej istoty. Uczą się zatem obie – i Matka, i Córka, a w ich wzajemnych
stosunkach wyraźnie daje się wyczuć prawdziwe oddanie.
Córka dorasta i
dojrzewa, a wraz z wiekiem przychodzą naturalne wahania i bunt, nawet wobec
robociego „rodzica”. Pragnie poznać coś więcej poza niekończącymi się
korytarzami. Kiedy w teoretycznie szczelnym obiekcie pojawia się mała myszka,
postrzegana i zniszczona przez Matkę jako skażenie, w Córce narastają
wątpliwości oraz pragnienie poszukiwań – chce na własne oczy zobaczyć ten świat
zewnętrzny.
Niespodziewanie
jednak ratuje życie Kobiety, błagającej o pomoc tuż przed drzwiami obiektu.
Próby ukrycia jej przed Matką spełzają na niczym – robot dowiaduje się o gościu
i zaczyna się pojedynek o duszę Córki – Kobieta opowiada kompletnie inną
historię niż Matka.
Obserwowanie
faustowskiej niemal walki o dziewczynę to czysta przyjemność, bo scenarzyści i
aktorzy doskonale wykorzystają nie tylko kameralność scenerii, ale i materiał,
z którym pracują. Niewinność i naiwność Córki, muszącej w końcu podjąć
najważniejsze, prawdziwe decyzje, prowadzą do rewolucyjnych wydarzeń, doskonale
zagranych przez Clarę Rugaard. Szczerze mówiąc, młoda aktorka miejscami wydaje
mi się nawet lepsza niż Hilary Swank i mam nadzieję, że czeka ją zacna kariera,
tym bardziej że typem urody idealnie wpisuje się w obecne trendy Hollywood (nie
mogę się tylko zdecydować, czy bardziej przypomina mi Alexis Bleder czy Emilię
Clarke). Po raz kolejny w futurystycznej (choć oszczędnej) scenerii zadano
również odwieczne pytanie: co jest bardziej ludzkie, bardziej idealne –
człowiek czy jego twór? Tutaj musimy również sprecyzować, co to znaczy być
człowiekiem właściwym, prawdziwą Matką nie tylko rodziny, ale i ludzkości.
Odpowiedź potrafi zaskoczyć, a już na pewno skłonić do głębszych przemyśleń.
Nie spodziewajcie
się po I am Mother fajerwerków, spektakularnych efektów specjalnych i
widowiskowych rozwiązań. Najważniejsze dylematy również musimy rozwiązać sami.
Sięgnijcie po ten film, a otrzymacie kameralny dramat o ludzkiej naturze.
I am Mother, reż. Grant Sputore, wyk. Rose Byrne,
Clara Rugaard i Hilary Swank, Australia 2019.
Miło było przeczytać tak mądry artykuł.
OdpowiedzUsuń