Jak już wiemy z poprzednich książek Katarzyny Wierzbickiej, świat Iskier to nie miejsce z bajki. Pewnie, posiadanie niesamowitych mocy należy do rzeczy, o których się fantazjuje, gorzej, gdy już je mamy – i bardziej przeszkadzają, niż cieszą. Nie inaczej jest w przypadku Janki, rusałki, która wieje z rodzinnego rezerwatu i zaczyna żyć wśród ludzi. Co tam żyć, ona zdecydowanie pragnie wszystkiego ludzkiego – a już najbardziej chciałaby zostać pisarką! Ale taką porządną, poczytną! Nie ma to jednak jak solidne przygotowanie i dziewczyna postanawia wziąć udział w warsztatach literackich – z innymi aspirującymi twórcami, daleko od cywilizacji... a to ostatnie jest równie istotne jak samo szkolenie, bo Janka pragnie uciec od swojego narzeczonego o dosyć niecodziennych cechach i raczej zaborczego... Na miejscu jednak okazuje się, że wspólnota zawodowa to czyste science-fiction (którego nikt zresztą nie pisze!), bo niemal każdy z uczestników ma jakąś kosę z innymi, a sekrety zawodu bardziej zniechęcają, niż zachęcają. Zapoznawcze ognisko kończy się awanturą i zapewne nazajutrz nikt by się tym nie przejął, gdyby nie jeden drobiazg... rano w ogrodzie leży trup! A cwany zabójca ewidentnie wie coś niecoś o tajnej społeczności, bo sprytnie zaciera za sobą ślady... uniemożliwiając wyniuchanie nawet przez wilkołaka!
Zbrodnia i magia to kolejna szansa na przyjrzenie się Iskrom i ich rzeczywistości – pełnej magii, legend, okrucieństwa i pogardy, zwłaszcza dla normalnych ludzi. Jednak, podobnie jak w przypadku Wakacji pełnych magii, dostajemy pozycję raczej lżejszą od trylogii poświęconej Agacie (choć przeznaczoną dla starszego czytelnika) – to, co dzieje się na warsztatach literackich, nie wydaje się w żaden sposób dotyczyć magicznej społeczności, choć śledztwo potoczy się w dosyć nieoczekiwanym kierunku. Książka z założenia jest bowiem komedią kryminalną, choć roi się tam od cięższych tematów, dotyczących wolnej woli, miłości – i romantycznej, i rodzinnej, oraz ogólnej odpowiedzialności. Choć mieliśmy obserwować sytuację, chichocząc radośnie niczym przy lekturze Nagle trupa Marty Kisiel czy Chmielewskiej, to akcja schodzi na nieco inne tory...
To zresztą mój problem z tą powieścią. W pewnym
momencie odchodzi ona bowiem od zamierzonej koncepcji i nie byłoby w tym nic
złego, gdyby nie to, że odnoszę wrażenie, jakby gdzieś nam się fabuła „rozwodniła”,
a wątki uległy magicznemu (nomen omen) rozmnożeniu. Oczywiście, nadal bywa
zabawnie (po prostu kocham Irka i jego relacje z resztą literatów), ale mam wrażenie,
że znalazłam się nagle w zupełnie innej powieści, rzeczy dzieją się ciut za
bardzo niespodziewanie, nowe tropy pojawiają się zbyt znienacka. To nie to, że
nie mają sensu „in-verse” – absolutnie mają – ale to już nie jest komedia
kryminalna, a czasami wręcz pójście na skróty (biedny komisarz).
Oczywiście, to może być dla kogoś zaleta – dla mnie niekoniecznie
– niemniej muszę przyznać, że – jak to zawsze u Kasi – Zbrodnię i magię
czyta się po prostu dobrze. To ciekawy wkład w uniwersum, próba sięgnięcia po
coś nowego, nawet jeśli nie tak do końca się to udało. Pośmiać się jednak
zdecydowanie pośmiejemy, a poza tym cały czas się zastanawiam, czy uczestnicy
warsztatów mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości...
Katarzyna Wierzbicka, Zbrodnia i magia, wyd. Spisek
Pisarzy, Irządze 2024.