Minął już rok od chwili, kiedy kapitanowi Kowalskiemu odebrano jego ukochaną Wandę. Jerzy zdołał podźwignąć się z ciągu alkoholowego, zresztą, nie miał większego wyboru, za partnerkę mając obecnie pannę Barbarę Maciejewską (z tych Maciejewskich, słyszeli państwo o tym skandalu?). Rzutka i przedsiębiorcza kobieta nie tylko uporządkowała nieco sprawy agencji detektywistycznej, ale i zadbała o jej zaangażowanie się w sprawy – nazwijmy to – bardziej społeczne, a konkretnie w sprawy fundacji, mającej na celu ochronę pozostawionych samych sobie małoletnich. Prowadzi także pewne własne dochodzenia, chwilowo musi zatem opuścić Warszawę, zostawiając Jerzemu na głowie dosyć nieoczekiwany kłopot w postaci nowej podopiecznej. I choć Zosia na pierwszy rzut oka wydaje się kolejną zagubioną ofiarę nowej rzeczywistości, ktoś chce ją bardzo usilnie odszukać. A Jerzy nie może jej non-stop pilnować, bo oto wpada mu kolejne, wyjątkowo intratne i bardzo obiecujące zlecenie, które zmusi detektywa do opuszczenia Warszawy i udania się do Lwowa... a to dopiero początek jego podróży.
Świat ogarnięty Ciemnością poznaliśmy już w poprzednim
tomie, znane są nam zatem specyficzne reguły nim rządzące – stał się
klaustrofobiczny, zawężony do granic cywilizacji i jeszcze bardziej
bezwzględny, niżby się mogło wydawać po koszmarach I wojny światowej. Nasi
bohaterowie wbrew okoliczności próbują być tymi ostatnimi sprawiedliwymi pośród
rekinów i innych, pragnących przede wszystkim przetrwać, próbują zrobić coś
dobrego, choć często obrywają za to po głowie. Zanurzają się w coraz to
bardziej zdeprawowane zakamarki ludzkiej przedsiębiorczości, w obliczy czasu
zagłady i – niezmiennie – mieszają się w rzeczy, które ich przerastają...
Jednak mimo gorzkiego nieraz doświadczenia prą naprzód, bo Ciemności może
przeciwstawić się tylko ludzkość – w tym swoim najlepszym przejawie. Ludzkość
i... Inni – dobrowolnie bądź też pod przymusem.
Druga część serii Andrzeja Pupina wciąga podobnie jak pierwsza i tutaj też nie mogłam się oprzeć, by książkę skończyć już zaraz zamiast dawkować sobie tę przyjemność! Intryga zdecydowanie się zagęszcza, bo rozgrywki stają bowiem kolejni coraz to bardziej wpływowi gracze, a pośrodku wszystkiego Jerzy stara się dojść do sedna sprawy i nawet nie jesteśmy pewni, czy mu w tym kibicujemy, bo wiemy, że rozwiązanie będzie paskudne. Zarówno agencje rządowe, jak i organizacje prywatne w tańcu się nie pie... eee, obijają, i biada temu, kto spróbuje stanąć im na drodze.
Tak, jest dobrze, a byłoby wręcz rewelacyjnie, gdyby nie...
Tak, zgadliście – końcówka. Znowu. Nie wiem, co tu jest nie tak, ale mam
wrażenie, że została trochę tak „wyciągnięta z kapelusza”, zbyt niespodziewana,
mimo umieszczenia pewnych drobnych informacji i aluzji w tekście. Owszem,
mówimy o niespodziewanej w tym niekoniecznie dobrym znaczeniu tego słowa. Mam
nadzieję, że autor w końcu się wyrobi, bo trochę psuje to odbiór całości i jakkolwiek
Rozbłyski Ciemności bardzo gorąco polecam, to jednak coś mi tak trochę
zgrzyta.
Andrzej Pupin, Rozbłyski Ciemności, wyd. Fabryka
Słów, Warszawa 2024.