piątek, 17 kwietnia 2015

Jakiś potwór tu nadchodzi...

I jest totalnym idiotą. Nie wiem, co się dzieje, odcinek sam w sobie całkiem przyzwoity, choć właściwie działo się niewiele, jednak wszyscy główni bohaterowie – no, może poza Deanem – to banda osłów.


 Metatron w końcu usiadł tam, gdzie chciał, a ja widzę paralelę - nie wiem, czy zamierzoną czy nie. Osoby na siedzeniu pasażerskim knują. Na potęgę.

Nawet nie wiem, od czego zacząć, tyle baranów do obsmarowania... Może zacznę z nieco mniejszej rury, od Metatrona i Castiela. A raczej Castiela, bo Metatron robi dokładnie to, czego można byłoby się po nim spodziewać – kombinuje. W dodatku robi to w sposób tak absolutnie i skrajnie upierdliwy, że jakkolwiek wstyd się przyznać, ale podziwiam Casa za jego anielską cierpliwość. Łaska szmaska, ja rozsmarowałabym Metatrona na siedzeniu po godzinie. A w sumie cierpliwa jestem. Castiel popełnia błąd za błędem, przede wszystkim w momencie, kiedy w jakikolwiek sposób ufa Metatronowi, a nie da się ukryć, że to nastąpiło po przerwie na posiłek w jadłodajni. Po pierwsze, wywody Największego Upierdliwca Niebios naprawdę przypominają to, co Castiel mówił chociażby o kanapce z masłem orzechowym i galaretką, zresztą, jest to referencja bardzo grubymi nićmi szyta. Potem cherubin zarzuca im, że razem rozwalili Niebo – Cas i Metatron. Oczywiście, podejrzewam, że większość aniołów dokładnie tak uważa, a uwolnienie Skryby z niebiańskiego więzienia tylko to potwierdziło. Brawo. Świetna robota. Ostatni gwóźdź do trumny to biblioteka (btw, Metatronie, w cholerę ludzi chodzi do biblioteki, świetna skrytka... heh...). 

 Brawa dla Metatrona. Czerwona kartka dla Castiela.

W momencie, kiedy Cas rozkuł Marudnego Zgreda i spuścił go z oczu, wiedziałam, że po ptokach. Osobiście obstawiałam odesłanie go za pomocą znajomego sigila, którego, podobnie jak to użyte zaklęcie, również rysowało się ludzką krwią. Tylko na to czekałam. Niestety, imperatyw opkowy wymagał odzyskania Łaski przez Castiela, co w sumienawet nie jest złe, bo kończy nam to dwusezonowe smędzenie. Jednak Metatron zwiał, pytanie dlaczego Castiel nawet nie próbował go łapać, skoro jako anioł dysponuje superszybkością. Nawet jeśli Metatron miał demoniego tableta (przepraszam, ja to zawsze tak nazywam), to nie dało mu przyspieszenia. DLACZEGO zatem nasz janiołecek nie wyskoczył za nim na ulicę jak już skończył się przemieniać. Więcej, Cas stał się człowiekiem zanim anioły upadły – dlaczego zatem jego skrzydła są spalone jak u innych? Komuś się coś pozapominało? Tak czy siak, idiota numer jeden. Metatronowi, którego nie znoszę, klaszczę i kłaniam się nisko. Well done, my friend, tylko nie wiem, czy to powód do radości.

 Scena piękna, ale co z tymi skrzydłami???

Druga idiotka to Charlie. Nie lubię tej postaci, to prawda, ale dotychczas całkiem ją szanowałam. W tym odcinku mi przeszło i to nie dlatego, że dziewczę, które całe życie przesiedziało w komputerach i na sesjach, nagle skacze po pociągach, naumiało się walczyć itp. To wszystko jest możliwe, a bycie nerdem nie wyklucza bycia „fit”, więc nie o to mi chodzi (choć tak między nami, Mary Sue skills kontratakują – jak dla mnie trzeba mieć spore umiejętności, by tak zaciąć w dłoń przeciwnika, by wypuścił broń, ale nie upitolić mu łapki). 

 Nie musiałam patrzeć na spis aktorów. Tym ninja mogła być tylko Charlie...

Przyjmuję na to poprawkę i niech będzie. Ale przemowa Charlie o życiu łowieckim, a już najbardziej pytanie „How it became my life?”, zrzuciło mnie z krzesła. Odpowiedź jest prosta: BECAUSE YOU BLOODY WANTED TO! To Charlie postanowiła zasmakować tego życia, do Oz ruszyła w poszukiwaniu magii, a potem się okazało, że to zmienia życie... Cóż za niespodzianka, psia jej mać. Od facepalmów boli mnie czoło, niemal jak przy czytaniu przedwczorajszej analizy na Armadzie... 

 Nie kocham Charlie, ale jej "Castiel fangirl moment" mnie rozczulił :)

Jednak palmę pierwszeństwa w zdebileniu może nie nagłym, ale za to totalnym, dumnie dzierży w tym odcinku Sam. W momencie kiedy Dean przestał się wygłupiać i opowiedział mu wszystko, byłam przekonana, że brat zrewanżuje się dokładnie tym samym. Niestety, nie, bo braterskiej otwartości mieliśmy w tym sezonie jakby za dużo... Czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego, do jasnej cholery, Sam tak strasznie ukrywa te swoje dążenia do usunięcia Znamienia z ręki swojego brata? Oczywiście, poza imperatywem angstowym? I poza tym, że Sam wygląda tak bardzo przystojnie, kiedy cierpi? 

 Mówię, że ładnie wygląda...

Nie ma, powtarzam, nie ma, najmniejszego powodu, by to ukrywać i co więcej – nakłaniać kolejnego inteligentnego, janioła pańskiego (który nim jednak nie jest, wedle Metatrona, ciekawe dlaczego!), by kłamał. Po czym ten anioł, który dotychczas był najlepszym kumplem starszego brata, nagle zaczyna się zachowywać niczym uczniak przyłapany na oglądaniu pornosa. Rany boskie... Oczywiście, mistrzostwo zdebilenia Sam osiągnął na końcu tego odcinka, przekazując Księgę Przeklętych komu? Nieeee, nie Crowley’owi, przecież on ich zawsze wystrychnie na dudka. Ale jego mamusia to już co innego... Przypominam, mówimy o wybitnie bezwzględnej wiedźmie, która już próbowała raz Deana sprzątnąć z tego świata. Przypominam, mówimy o wiedźmie, która niejeden raz udowodniła, że życie ludzkie to dla niej tak jak splunąć. Przypominam, mówimy o księdze niewypowiedzianych niegodziwości. Ale nie. Bo to przecież taka wiarygodna osoba. Facepalm. Co najmniej podwójny.

 O właśnie taki!!!

Sam bowiem nie przejmuje się już niczym, dąży do celu na ślepu, czyli odwala to, co stało się przyczyną zguby tak wielu winchesterowych przeciwników. Sam staje się potworem, co zresztą było zapowiadane od samego początku tego sezonu i jest to absolutnie i totalnie niczym nieuzasadnione. Owszem, sprawa Lestera i zapewne inne ciemne pomysły Winchestera, próbującego dotrzeć do swojego brata, to jedno, ale nagła zmiana charakteru Sama w sprawach już niezależnych od tego, to inna rzecz. Pamiętacie, kto chciał próbować uratować ludzkie życie w The Things They Carried? No właśnie. Nie był to Sam... który ostatnimi czasy przypomina po prostu Sama Bezdusznego, bo tę wersję, i owszem, widzę zawierającego pakt z Roweną. Wiem, że Bezduszny był częścią Sama, ale to wszystko w tych okolicznościach przyrody nie ma sensu.
 
 Biedny Dean... naprawdę mi go żal.

Zwłaszcza, że to Dean powoli, acz nieuniknienie, zmienia się w potwora. Jednak on walczy, on jeszcze się kontroluje. On nie odpuszcza, ratuje życia, on ma marzenie, że po tym wszystkim po prostu pojedzie na długie wakacje na plaży... To Dean pragnie zniszczyć zło, mimo że prawdopodobnie zawiera sposób jego ocalenia. I jakkolwiek sama nie wierzę, że to piszę, to on jest ostatnim sprawiedliwym w Sodomie i rozsądnym w Supernaturalu. Aż by się chciało zobaczyć Gabrysia, który to komentuje...

 Przerwa na rekla... Dean Gun Porn.

Żeby nie było, że tylko narzekam – bardzo podobał mi się motyw Księgi Przeklętych, księgi zawierającej tylko i wyłącznie zło (i tak, ubawiła mnie Charlie, twierdząca, że nigdy nie widziała czegoś takiego... Tak naprawdę to raczej Bobby byłby wiarygodny mówiąc coś takiego). Ludzka skóra użyta jako pergamin przypomina nam nie tylko księgę zawierającą zaklęcia niezbędne do ożywienia Eve, ale też bluźniercze dzieła z Lovecrafta. Oooo tak! Fakt, że stała się źródłem mrocznej potęgi rodziny Styne’ów też jest świetnym motywem, choć, doprawdyż, nie wiem, jak mogliby w takim razie wypuścić ją z rąk. Zwłaszcza przy takich możliwościach jej lokalizacji! No ale oni to nie Charlie (Mary Sue mode on). Kolejną zagadką z Księgą związaną jest to, jakim cudem Dean nie wyczuł, że nie została tak naprawdę zniszczona. Wydawało mi się, że księga kusiła go nawet mimo zamknięcia w odpowiednio zabezpieczonym pudełku, a tu nagle bum, nic się nie dzieje. Ani chybi chłopak sobie coś wmówił i jak tylko zobaczył, że coś płonie, potęga podświadomości załatwiła sprawę... Ech... Żeby to było takie proste! Aaa, jak już jesteśmy przy rodzinie Styne’ów – czy tylko ja miałam przy okazji silne skojarzenia z Królewską Rodziną z Grimma? Wręcz wypatrywałam Alexisa Denisofa! A jakie ładne kolty mieli... Mam nadzieję, że się jeszcze z nimi spotkamy!


 Mniam mniam. Chcę więcej. Broni i mrocznej pradawnej rodzinki.

Kolejną wielką niewiadomą jest ponowne wprowadzenie do akcji demoniego tabletu. Co Metatron z nim zrobi? Spróbuje opchnąć Crowley’owi w zamian za przysługę? Wystawi na aukcję podobną do aukcji plutosowej? Bez wątpienia jest to bardzo wartościowa karta przetargowa i jakkolwiek sama nie wierzę, że to piszę, nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, jaki będzie wynik jego knucia...

Cholera, że też po tak ładnie rozwijającym się pod tym względem sezonie, Sam znowu wraca do idiotycznego zwyczaju „nicniemówienia” i „knuciozaplecamidiotyzmu”... Odechciało mi się wszystkiego, powiem Wam szczerze... Jasne, jestem ciekawa, gdzie to wszystko pójdzie, ale ogólnie mam takie takie wielkie WTF. Tak, ten nadciągający potwór jest idiotą.

Supernatural, 10x18 Book of the Damned, scen. R. Thompson, reż. P.J. Pesce, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, F. Day, J. Branson, R. Connell i inni.

12 komentarzy:

  1. Swoją drogą, bardzo podobało mi się pytanie Mecia, dokąd właściwie Castiel zmierza - mam taką teorię, że albo scenarzyści SPN są już tak głęboko przekonani o swym geniuszu, że nie zauważają ironii we własnych tworach, albo w przebłysku geniuszu stali się swoją własną metą. Mnie już nawet wsio rawno, dokąd - bardziej ciekawi mnie, po cholerę w ogóle wciskano go w tym sezonie, nie dając mu NIC do roboty. Nie mógł spokojnie siedzieć sobie na chmurce, po czym dostać cynk od Sama, że Dean potrzebuje pomocy - i zejść z Metatronem w poprzednim odcinku? Przecież sezon siódmy pokazał, że spokojnie można wcisnąć Collinsa tylko na początek i koniec sezonu, a i tak się obroni, jeśli tylko da mu się coś ciekawego do zagrania (uwielbiam crazy!casa. Ja w ogóle uwielbiam, jak Misha musi grać jakiekolwiek alter ego - Godstiela, Jimmy'ego, Endverse!Casa - bo facet jest jak aktorska plastelina, oglądając 'The Rapture' łapałam się na tym, że musiałam sobie przypominać, że tak naprawdę Novak i Castiel to jedna osoba).
    Chciałabym bardzo, żeby wydarzył się jakiś wstrząs - nie wiem, Castiel odda łąskę w celu uleczenia Deana i dostanie niebiańskiego respawna - i żeby nasz aniołek wrócił do formy z sezonów 4-6. Nie chodzi mi przy tym o to, żeby był dokładnie taki sam jak na początku, za dużo przeżył, zrozumiał sporo ludzkich mechanizmów i aspektów kulturowych - ale żeby, na litość, znowu był w SPN po coś, dostał fajny wątek i przypomniał sobie, jakie wrażenie zrobił, gdy pojawił się na ekranie w 4x01. A, i żeby odzyskał stary płaszczyk. I krawacik. Kostiumografowie SPN, za co?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie rozumiem, dlaczego on jest persona non grata w Niebie, po prostu nie rozumiem. Jasne, wolał poświęcić się dla człowieka, niż walczyć z Metatronem, ale jakoś potem pracował dla tego Nieba... z Hannah, która jakoby zreformowała ten bajzel na górze... heh...
      Fajny wątek dla Castiela... Chyba już się nie zdarzy... :(

      Usuń
  2. O tak, bardzo podobało mi się pytanie Metatrona! Miałam ochotę zacząć klaskać. Wkurzający typ, to prawda, ale podobało mi się, że denerwował Castiela. Ciekawe w sumie, co Metek jeszcze wymyśli.

    Ja już ni chcę żadnych wątków dla Castiela. Niech pomoże tej całej Claire i już umrze/odejdzie do Nieba i nie pojawia się więcej.

    Końcówka wydała mi się dość fanfikowa. jedyni ocaleni przyjaciele z Winchetserami w Bunkrze, wszyscy weseli, i ta piosenka...

    Ech, Rowena... Mnie najbardziej ciekawi, jak Sam się z nią skontaktował, skąd wiedział, jak ją znaleźć? XD
    Ale w sumie - czemu nie? Jeśli Rowena umie usunąć Znamię, to może to zrobi? W przeciwnym razie Dean zamieni się w niszczycielskiego i nieśmiertelnego demona, który pewnie będzie chciał ją zabić, więc Rowena pewnie woli do tego nie dopuścić.
    Inna sprawa, że Sam musi być bardzo czujny, żeby tak niepewną sojuszniczkę spalić na stosie zaraz po wykonaniu zadania ^^

    Charlie mnie trochę zaczęła wnerwiać, nie lubię, jak jest taka na siłę zabawna. Po co ta głupiutka wzmianka o wskakiwaniu na pędzący pociąg, może jeszcze doskoczyła na Księżyc?

    Ale poza tym oglądało mi się przyjemnie, Sam był bardzo szczery z Charlie, Dean naprawdę świetnie nad sobą panuje i jest bardzo szlachetny, ciekawy pomysł na mroczną rodzinkę z mroczną Księgą.

    Ciekawe, co się z tego wykluje.

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Metatron chwilowo jest najlepiej napisaną postacią... Niestety.

      Końcówka była sztuczna jak linoleum. I jeśli widzowie widzą, że Sam się sili na wesołość, nie ma bata, by nie zauważył tego Dean. No ale... kretynów z braci robi się od dawna...

      Sam złapać Rowenę i spalić ją na stosie? Jaaaasne. Jeszcze nam wyrośnie na big bada 11 sezonu (idzie pić... herbatę, bo zaraz do pracy). Dla mnie to najgłupszy pomysł ever, łącznie z tym, na co zwróciłaś uwagę - jak on się z nią skontaktował?

      Charlie... marysójkowość li i jedynie. Większa niż w przypadku Winchesterów... niestety :(

      Usuń
    2. jak on się z nią skontaktował?
      Khem, Castiel? (Nie, nie wiem jak. Zakładam, że Rowena nic nie ma wyrzezane na żebrach.) Misha ostatnio --> takie coś <-- puścił w Neta...

      Usuń
    3. Myślisz, że Castiel wie, co knuje Sam? Jednak podejrzewam, że by go powstrzymał.

      Usuń
  3. Nudziłam się. Znaczy, fajnie, że wątek Znamienia już nie buksuje w miejscu, jak przez większość sezonu, fajnie też, że wyjaśniają sobie to i owo, ale ogólnie te wszystkie gadki strasznie się ciąąągnęęęęęęły. A Metatrona już nie mogę prawie tak samo, jak Roweny. I czy jestem jedyna, którą niespecjalnie bawi to, jak mu Castiel w kółko odpowiada pięścią, bo inaczej nie potrafi? :P Nie żeby się gnojkowi nie należało, ale zamiast satysfakcji jest żenada.

    jednak wszyscy główni bohaterowie – no, może poza Deanem – to banda osłów.
    Polać Ci. Ja w ogóle nie wiem, co się dzieje w tej kuwecie, że nagle Dean jest ten rozsądny. (Dla jasności, nie mówię, że mi to nie pasuje. ;) Tylko czemu on musi być rozsądny na tle durniów...)

    demoniego tableta (przepraszam, ja to zawsze tak nazywam)
    Iii tam, co tu przepraszać, dla mnie to są cegły...

    Więcej, Cas stał się człowiekiem zanim anioły upadły – dlaczego zatem jego skrzydła są spalone jak u innych?
    No też się zastanawiałam. Technicznie rzecz biorąc, powinny być we fiolce razem z resztą. Kompresja bitów, te sprawy. *khem*Wciążczekamażimodrosną*khem*

    dziewczę, które całe życie przesiedziało w komputerach i na sesjach, nagle skacze po pociągach
    Półtora sezonu temu mnie wkurzało, kiedy fandom wyzywał Charlie od marysójek. Teraz jestem wkurzona, że ją twórcy coraz bardziej marysójczą. A w ogóle gdzie się podziała jej badassowość komputerowa? Na diabła mi jej ninja skille, miała już wcześniej własne, lepsze.

    W momencie kiedy Dean przestał się wygłupiać i opowiedział mu wszystko, byłam przekonana, że brat zrewanżuje się dokładnie tym samym.
    Ha, też byłam w tym momencie najpierw zachwycona (bo Dean), a potem wkurzona (bo Sam).

    I poza tym, że Sam wygląda tak bardzo przystojnie, kiedy cierpi?
    Bardziej podoba mi się uśmiechnięty. :P On w ogóle jeszcze pamięta jak się to robi? I nie jako Współczująco-Boleściwy Uśmiech Pocieszenia ani Pobłażliwie-Znużony Pół-Śmiech Dla Towarzystwa, tylko zwyczajnie, ze szczerej chwilowej uciechy. Bo Dean nadal umie, mimo że przeszedł nie mniej. Gdzie się podział ten Sam, co przyklejał brata do piwa...

    [bezczelny spam mode on] Trochę więcej jak zwykle u mnie. [/mode off]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dean rozsądny i wertujący książki.... "Zdziwniej i zdziwniej, zawołała Alicja..." Scenarzyści zapominają o rozwoju postaci i robią im zwroty w idiotycznych kierunkach... Po co ten sezon 11, po co? Chyba że będzie tylko z MOTW... wtedy YES!!!

      Skrzydła w fiolce brzmią jak doskonały plan. :D całe niebo za to kupimy.

      Ja mogłam przełknąć Charlie nerda komputerowego i fantastę, bo ich znam na kopy, choć nie takich cool, choć też i socially awkward. Ale żadne z nich, na czele ze mną, nie przetrwałoby godziny w świecie SPNa. Argh. Więc już od "Pac-Man Fever" zaciskam zęby...

      Ja też go wolę uśmiechniętego, ale w sumie cierpiący też jest cudny... ale wiesz, ja ostatnio zaczęłam oglądać "Gilmore Girls" i mam taką podróż w czasie... i mindfucka przy okazji też ("Dean")... Oj, takie Samiątko z pierwszego sezonu...

      Usuń
    2. wertujący książki....
      ♥♥♥!!! Przepraszam na momencik, muszę iść pooddychać...

      Po co ten sezon 11, po co?
      No, będzie ratowanie Sama z tego, w co się wkopie ratując teraz Deana. XD Jakże nie jestem zaskoczona...

      Więc już od "Pac-Man Fever" zaciskam zęby...
      Wywalić scenę w strzelnicy i byłoby OK. Ale generalnie byłoby najbardziej OK, gdyby wróciła Charlie przekradająca się przez wraże biurowce przy użyciu gadki i przytomności.

      Na ostatnim SeaConie mówili, że chcieliby odcinek crossoverowy, wymieniali możliwości i Jared, szturchając Jensena, "...albo Gilmore Girls, wołają 'Dean!' i ty się odwracasz!" :)

      Usuń
    3. Zaczyna mi to ratowanie się ich wzajemne uszami wychodzić. Naprawdę.

      Oj tak, oddajcie Charlie jej zdrowy rozsądek :D

      Ja uwielbiam aluzję do "Gilmore Girls" w "Hollywood Babylon" :D

      Usuń
  4. Ja też się nudziłam.Zgadzam się, że Charlie nie musi po pociągach skakać.Rodzina Styne wyskoczyła jak diabeł z pudełka, ni stąd ni zowąd.Scena z lustrem mi się podobała.
    Dean z uporem nie chce być ratowany, to już nudne jest.To, że Metatron wykręci jakiś numer było przewidywalne.No właśnie,Castiel jakieś takie cienie palm za ramionami miał.
    Końcówka była sympatyczna, dogadywanie się z Roweną mnie zaskoczyło -
    to już plus, ale zdecydowanie to nie jest dobry pomysł.
    Wątek anielski się wlecze bez sensu.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dean chce być uratowany, ale nie za wszelką cenę i to jest cudowne :) Spoko, Sam go uratuje za wszelką cenę, pewnie tego artefaktu, którego Rowena tak pożąda....

      Usuń