środa, 24 czerwca 2015

Doctor Who Symphonic Spectacular

Mam trochę zaległości, wiem o tym, alem w rozjazdach i kiedy po zostawieniu turystów po kolacji docieram do swojego hotelu, chcę już tylko zalec w łóżku i się wyspać. Nie wspominając już o jakości wifi w niektórych hotelach!!! Tym razem jednak wrzucam zaległą relację z londyńskiego koncertu :)

Nie da się ukryć, że muzyka filmowa jest jednym z moich ulubionych gatunków muzyki w ogóle. To wszystko bez wątpienia wina Johna Williamsa, a później było już tylko gorzej. Dosyć często zdarza mi się zatem zapomnieć już o filmie lub serialu, jednak słuchać od czasu do czasu soundtracka, a jeśli w trakcie oglądanej przygody zdarzy mi się zasłyszeć coś ciekawego, tym gorzej dla mnie. Czepia się i zostaje na zawsze.

 Na początek oficjalne zdjęcie z wydarzenia, bo moje takie dobre nie są :)

Jedną z takich ścieżek dźwiękowych jest bez wątpienia ta napisana do nowego Doctora Who, autorstwa Murraya Golda. Choć sam główny temat został raptem poddany pewnej kosmetyce (świetny artykuł o ewolucji czołówki znajdziecie tutaj...), tak niemal wszyskie główne utwory danych sezonów mocno trzymają się mojej mp3 (na czele z I’m the Doctor). Nic zatem dziwnego, że kiedy moja przyjaciółka (tu na scenę ponownie wchodzi Tenel) zapytała, czy bym się nie wybrała na Doctor Who Symphonic Spectacular, za skromne 25 funtów, odpowiedź mogła być tylko jedna. Na tani bilet do Londynu zawsze się zarobi (w końcu tanią linią lotniczą okazał się LOT, a bagaż podręczny mieści zaskakująco wiele). 


Oczywiście, nasze bilety po 25 funtów to miejscówka nie z gatunku tych najlepszych (nie pytajcie, ile kosztowały te najlepsze), ale widok był naprawdę przyzwoity, natomiast SSE Wembley Arena do koncertów jest więcej niż przystosowana. Problem pojawia się, jeśli pacjent cierpi na lęk wysokości, bo co jak co, ale stromo to tam naprawdę było.

 Myślę, że stromość na zdjęciu została oddana :)

Tłumy dzikie! W dodatku bardzo zróżnicowane wiekowo. Oczywiście, całe mnóstwo dzieciaków radośnie wymachiwało sonicznymi śrubokrętami i batutami z TARDIS na końcu, jednak kolejne rzędy zapełniały osoby w wieku od nastoletniego po 60, 70 i wszyscy bawili się równie cudnie. Przy okazji mogłam się napatrzyć na wybór koszulek doktorowych, bo pomijając te sprzedawane na miejscu, chyba nie było dwóch takich samych (łącznie z tym, że na kimś wypatrzyłam nową koszulkę jaredowo/jensenową Moose and Squirrel Always Keep Fighting). Mój Doctor Pooh robił wielką furorę, mam nadzieję, że OtherTees jeszcze będzie ją kiedyś miał, bo dużo osób się zapaliło do regularnego sprawdzania strony. Było też całkiem sporo cosplayerów, niektórzy naprawdę rewelacyjni!


Tradycją już jest, że kolejne koncerty są prowadzone przez aktorów związanych z serialem i choć poprzednio był to Mark Sheppard (nie tym razem, chlip chlip), i tak nie byłam specjalnie pokrzywdzona, ponieważ tę odsłonę poprowadził Peter Davison, czyli nie kto inny jak Piąty Doktor. I to poprowadził w znakomitym stylu! Dyżurnym żartem stały się jego stosunki z Colinem Bakerem, który miał jakoby czyhać na robotę prowadzącego i czekać w pogotowiu, jeśli Peter by się nie sprawdził.

“And so Colin texted me: Break a leg. You know, it’s like a theatrical expression of good luck. But then he added: I mean – really break a leg.”

Absolutnie cudowna była interakcja Petera z dyrygentem, Benem Fosterem, który równie radośnie uczestniczył w komedii gagów i żartów, a w momencie kiedy Davison wyciągnął z TARDIS swoją marynarkę i wręczył ją dyrygentowi, sala płakała nie tylko ze śmiechu. 

Autor scenariusza koncertu musiał się w ogóle nieźle bawić i być zagorzałym fanem. Tematem przewodnim miały być potwory i choć kolejne utwory nie były w większości z nimi związane, tak w odpowiednich momentach na scenę i na widownię wkraczali kolejni przeciwnicy Doktora, przy czym największe wrażenie robiła Mumia z Mummy on the Orient Express, która usiłowała pomiziać niektórych widzów po ramieniu. Absolutnie cudowne były Daleki, które najpierw chciały eksterminować wszystkich zgromadzonych, później otoczyły Bena Fostera i zagroziły mu, że jeśli nie zagra natychmiast Evolution of the Daleks, cała historia może skończyć się nieciekawie. Oczywiście, tylko głupiec zlekceważyłby żądania Daleków! Oprócz Mumii i Daleków mogliśmy podziwiać też chociażby Ood, Cybermenów i the Silence.


 Przy odrobinie dobrej woli można coś niecoś dojrzeć :)

Sam jednak Ben Foster i Peter Davison nie byliby w stanie wyczarować tego, co stanowiło esencję wydarzenia: muzyki. Za to odpowiedzialni byli BBC National Orchestra i Chorus of Wales, z absolutnie powalającą solistką, Elin Manahan Thomas. Pozwólcie mi tylko powiedzieć, że bardzo żałuję, że nie było mnie stać na płytę z muzyką z koncertu – było to naprawdę cudowne przeżycie.

 Znalezienie TARDIS w sklepie też było przeżyciem!!!

Nie dane mi było jednak choćby zamknąć oczu i rozkoszować się dźwiękami, jako że równocześnie na ekranach wyświetlały się klipy z doskonale zmontowanymi scenami z konkretnych odcinków (nawet sezon 8 wyglądał na tych filmikach naprawdę nieźle!). Żeby podkręcić atmosferę, umiejętnie posłużono się reflektorami - jeśli na ekranach bohaterowie byli przykładowo skąpani w niebieskim świetle, podobne zalewało widownię. 

Wśród utworów znajdowały się takie kawałki jak A Good Man?, The Companions, Last Christmas Suite czy The Impossible Girl, jednak na mnie największe wrażenie wywarły The Pandorica Suite oraz Abigail’s Song, które zresztą stanowią moje ulubione fragmenty doktorowej ścieżki dźwiękowej. Nie wstydzę się przyznać, że przy Abigail’s Song (która w wykonaniu Thomas brzmiała zdecydowanie lepiej niż w przypadku Katherine Jenkins) popłynęły mi łezki, ale tak już mam akurat z tym Christmas specialem. Jest po prostu w mojej opinii najlepszy i mogę go oglądać tysiące razy. 

Cały koncert był punktem kulminacyjnym mojej londyńskiej wizyty i muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się, że będzie aż takim przeżyciem. Lubię Doktora, choć jak to się mówi – bez szału, jednak wykonanie i ogólna atmosfera była naprawdę niesamowita. To, że przy okazji spotkałyśmy koleżankę z naszego międzynarodowego teamu gishowego, było tylko wisienką na torcie. Chcę więcej!!!


Co: Koncert Doctor Who Symphonic Spectacular
Gdzie:  SEE Wembley Arena, Londyn
Kiedy: 23 maja 2015 r.

4 komentarze:

  1. Tyle opcji, ale Disqusa niet, jak akurat człowiek założył... Czym by się tu zalogować...

    Już wiem, o co chodziło na Serialkonie z paleniem Cię na suficie... Symphonic Spectacular! Z Orkiestrą! Fosterem! Davisonem!

    Do "I am the Doctor" fajnie się biegnie na autobus. Nie ma bata, trzeba zdążyć :D

    Davison ma ponoć dyżurne żarty dotyczące wszystkiego, co związane z Doktorem, w tym swojego zięcia ;)

    Dlaczego wokół TARDIS nie zgromadziły się tłumy (i ochrona)? Ja bym się dobijała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy mnie spalą zbiorowo :D tylko Stannisa i Melissandre brakuje :D

      Oj trzeba, trzeba :D

      Z Tennanta też darł łacha, ale jakby mniej :D

      W ogóle ten sklep, w którym TARDIS stało był jakiś taki pustawy...

      Usuń
  2. Ale musiało być super!! To tanio było, my za wejściówkę na Worldcon z koncertem daliśmy 40 funtów od łebka.
    Ale miałaś fajnie!!! A Tenel jest urocza.
    Ja ciągle mam tego "Doktora Who" w kolejce..
    Czepia się i zostaje na zawsze -też tak mam!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tanio, tanio, jeno miejsca cholernie daleko... plus tenel dorwała je w przedsprzedaży :)

      Usuń