sobota, 2 kwietnia 2016

Hmmm, coś tu jest nie tak...

Nie lubię wilkołaków. No co ja mogę na to poradzić? Nie lubię i już! Nie znoszę również wampirów, cierpię straszliwie przy wszystkich odcinkach z nimi związanych – jak chodzi o krwiopijców, uznaję jedynie Romana i wszystkie wariacje Draculi z wytwórni Hammer (no, może poza Vampire Lovers). Nie nastawiałam się zatem specjalnie pozytywnie na ten odcinek i mogę powiedzieć, że i miałam rację, i jej nie miałam.


Mam dziwne wrażenie, że to ujęcia powraca i powraca... Zmieniają się tylko reklamy piwa i nazwy baru :)

Red Meat to ciężki odcinek. Bardzo ciężki. Porusza to, co od dawna było sensem SPNa – poświęcanie się jednego brata za drugiego – jednak robi w to sposób zupełnie nieoczekiwany. Jasne, nie ukrywajmy, Winchesterowie w tym serialu giną jak te muchy i jestem wręcz zaskoczona, jak późno przyszło „zginąć” im w tym sezonie, tyle że teraz mamy w tym wszystkim dodatkową atrakcję – Billie, która ich już nie wskrzesi (swoją ścieżką, jak ona się do tych Winchesterów przypisała…). Przyznam szczerze, że rozstrzygnięcia tego odcinka mnie jednak zdrowo zaskoczyły.


Był już "Wywiad z wampirem", teraz będziemy mieli "Wywiad z Repearem"...

Choć może nie do końca. Ponownie dostaliśmy bowiem Samsel In Distress i to jest etap, na którym mam tego serdecznie dość. Zabijcie mnie, zupełnie nie pojmuję, dlaczego to młodszy Winchester ostatnio zawsze dostanie w łeb, kulkę czy zapewni mu się jeszcze całe mnóstwo innych atrakcji. No jasne, Jensenowi jako Deanowi lepiej wychodzi Single Man Tear i jest bardziej wiarygodny jako ten brat zdesperowany, ale czy przypadkiem nie wchodzimy tutaj za bardzo w schemat? Scenarzyści chcieli nam podnieść ciśnienie, przypominając, co się działo ostatnio, kiedy to Sam zginął, a Dean był zdesperowany? I nie miał znajomości na górze? A może założyli, że pamiętamy, że jak Dean zwiedzał Czyściec, to Sam przejechał psa…? Nie wiem. Tak czy siak, to się już zaczyna robić nieco nudne.


Single Man Tear ;)

Ciekawe jednak, że Dean nie próbował najgłupszego rozwiązania, czyli paktu. Ciekawe też, że nie próbował się pomodlić… Ja wiem, że aniołki skrzydełka mają popalone i musiałyby się pofatygować komunikacją miejską lub wiejską (czyli szykowną BeeMą), ale… Tak, wiem, że Castiel już raczej by im z wiadomych przyczyn nie pomógł, ale mam nieśmiałe wrażenie, że ktoś tam jeszcze na górze mógłby odpowiedzieć – jak chociażby Gadreel na początku dziewiątego sezonu (tak, wiem, to nie było dobre rozwiązanie). Dean postanowił zatem ponegocjować z Reaperką… I tu mam bardzo mieszane uczucia. Desperacki krok w Appointment in Samarra był wyjątkowy, ze specjalistą pod ręką i naprawdę „zaprzyjaźnioną” Reaperką plus „oswojonym” w pewien sposób Śmiercią. Tutaj… tutaj sprawia, że wydaje się to przygodnym rozwiązaniem – eee tam, najwyżej mi się zejdzie. Z jednej strony to kupuję, bo według wiedzy Deana, jego brat i tak jest martwy, z drugiej… Jak to powiedziała Billie, Dean to nie jest typ samobójcy. Jasne, był w szpitalu. Jasne, pomoc będzie udzielona natychmiast. Poprzednim jednak razem interweniował Śmierć. A to już jest spora różnica. Więc jakoś to rozwiązanie nie do końca do mnie przemówiło…

A to była bardzo klimatyczna scena :)

Podobnie mam kłopot, niestety, ze stanem zdrowia Sama. Nie znam się, więc jeśli ktoś tutaj ma wykształcenie medyczne, niech mnie opieprzy i zrobi mi wykład, ale wydaje mi się, że doznanie szoku niekoniecznie oznacza zaprzestanie oddychania – jasne, może wystąpić zwolnienie akcji serca i oddechu, ale chyba nie tak, by nie dało się go zupełnie wyczuć. Dalej – Dean Winchester naprawdę odszedłby od brata, który przed chwilą jeszcze był całkiem przytomny, ponieważ przez dwie, trzy sekundy nie byłby w stanie wyczuć jego pulsu? To się kupy nie trzyma. A gdyby rzeczywiście zatrzymała się na jakiś czas akcja serca i oddech, to zamiast napieprzającego wilkołaki Sama mielibyśmy chyba warzywko? Dobra, niech będzie, nie warzywko, ale też nie faceta, który tym wilkołakom daje radę. A potem jeszcze jest w stanie dojechać do szpitala w mieście… Co więcej – tuż po opatrzeniu i założeniu szwów jest z tego szpitala wypuszczony. Wyczuwam bzdurę. Piramidalną bzdurę i to sprawia, że mam duży problem z zaakceptowaniem tej części tego odcinka.


Nie wiem, jak on do tego samochodu doszedł...

Inaczej jest jednak z historią naszych nieszczęsnych turystów. Pani i bogini, po raz pierwszy chyba obejrzeliśmy sobie faceta, który jest naprawdę zdesperowany, by uratować swoją kobietę. Oczywiście, nie wykluczam, że było już w nim coś z wilkołaka, ale mimo to… Moment, w którym Corbin podejmuje tę niesamowicie trudną decyzję – albo umrze ten koleś na podłodze, albo umrą wszyscy – był dla mnie najcięższym fragmentem tego odcinka. I to on tak naprawdę zainteresował mnie bardziej niż kolejne wydanie nieśmiertelnego dramatu Braci W. I za to, drodzy scenarzyści, Wam serdecznie dziękuję.



Bo tak naprawdę był to odcinek z bardzo przeciętnym potworem tygodnia (już podczas winchesterowych odwiedzin w knajpie zaczęłam się zastanawiać, czy pani barmanka i bramkarz nie wyglądają czasem podejrzanie…), bardzo przeciętnie podany. I w tej kwestii miałam zdecydowanie rację. Nie miałam jej jednak chociażby w tym, że przemiana Corbina była tematem ciężkim (i znowu pojawia się pytanie Kto jest prawdziwym potworem? – jak w ubiegłym sezonie) i rzadkim w tym serialu (choć przypomina się tutaj trochę Heart). Czas jednak na odcinki o nieco większym ciężarze gatunkowym, bo finał sezonu się zbliża… (a do Asylum został tylko miesiąc…)

A na koniec szpital rodem z PeeReLu.

Od razu uprzedzam również, że recka następnego odcinka ukaże się nieco później – po drodze mamy Pyrkon. Wrzucę jakoś na dniach mój rozkład jazdy – będzie konkurs i prelekcja :) Do zobaczenia!

Supernatural 11x17 Red Meat, scen. R. Berens i A. Dabb, reż. N. Lopez-Corrado, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, L. Berry, B. Penner i inni.


6 komentarzy:

  1. Mi odcinek w miarę się podobał, choć zgadzam się też z Twoim zarzutami :)
    Było mrocznie i brutalnie, walka, krew. Podoba mi się, że sezon miewa chwilami poważniejszy klimat.
    No i właśnie, klimat odcinka. Bardzo melancholijny i ponury. Smutek na twarzach Deana i Michelle, noc, las, pochmurne niebo, smutna rozmowa Deana z Michelle... Przyznam, że ta cała otoczka zrobiła na mnie wrażenie. Jakiś taki klimat bezradności, beznadziei. Zastanawiam się, czy nie oznacza to, że w finale sezonu nie wszystko pójdzie po myśli Winchesterów.
    Ciekawi mnie, co z tą Pustką. Czyżby jeden z braci tam utknie i trzeba go będzie wyciągać w 12 sezonie?
    Podobała mi się bardzo Michelle, kolejna ciekawa jednoodcinkowa postać. I to nawiązanie do Romea i Julii, Dean popełnia samobójstwo, nie wiedząc, że jego Julia, znaczy Sam, nadal żyje ^^
    Samobójstwo Deana mnie jakoś nie dziwi. Nie potrafi żyć bez brata, nie ma już przy sobie Lisy, dla której mógłby żyć. Oprócz Sama nie ma nikogo, bo zabili wszystkich prawie w tym serialu -.- Może też jego zachowanie ma coś wspólnego z Ciemnością, może jej wpływ odbiera mu siły do walki.
    Nagłe "ożycie" Sama i jego znakomita forma oraz "ożycie" Deana bez sensu, ale wolę myśleć, że ktoś w to zaingerował.
    Nie podobała mi się scena z początku, kiedy Sam przekonuje Deana do polowania, choć mają ważniejsze rzeczy na głowie. To już było odcinek temu i chyba jeszcze wcześniej, zupełnie niepotrzebnie ją wsadzili.
    Ale ogólnie, jestem zadowolona z odcinka, po przeczytaniu opisu nie spodziewałam się, że mi się spodoba, a jednak XD

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobał mi się ten klimat, bo dotychczas mamy coś w stylu "O, nasz przyjaciel jest opętany przez Lucyfera, świat będzie zniszczony, a my robimy swoje, będzie ok." Podobało mi się to, ale zawieszenie niewiary mi spadło z kołka.

      Usuń
  2. No więc,ku mojemu zdumieniu,ja się denerwowałam akcją!
    Chociaż barmankę i przemianę męża i atak na lekarkę przewidziałam.
    ...nie warzywko, ale też nie faceta, który tym wilkołakom daje radę - no więc właśnie. Ale wiesz, to Sam.
    Ten moment,gdy zostaje postrzelony był mocny -tak głupio ,po prostu na rutynowym polowaniu, nie przez Ciemność, Boga,Lucyfera tylko tak po prostu...
    że nie próbował się pomodlić…- no,fakt..I znowu okłamuje brata.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam Winchester The Invincible.

      Tak, masz rację - to było takie "głupie" jak na to, co w SPNie już było...

      Ooo, zapomniałam wspomnieć o tym okłamaniu brata.

      Usuń
  3. Ja osobiście widząc w opisie odcinka "Sam ginie po raz 1323523" mam na tym etapie wyłącznie nadzieję, że chłopu wreszcie się zejdzie, Dean umrze na zapłakanie i SPN skończy się w rytm smutnej muzyki smyczkowej. W eplogu zaś dostaniemy scenę rodem z jednego z moich ulubionych ficów: wszstkie liczące się anioły z sezonów 4-11 podczas tradycyjnego rodzinnego obiadu.

    Maryboo

    OdpowiedzUsuń