niedziela, 5 czerwca 2016

O Asylum wstępnie i króciutko - karaoke

Wiem, jestem straszna szuja, obiecywałam, nie napisałam i bardzo za to przepraszam! Jutro zaczynam długą trasę i może wieczorami znajdę trochę czasu na spisanie bardziej szczegółowych wspomnień z Asylum, tymczasem jednak pozwolę sobie wrzucić kilka słów, zdjęć (kiepskich) i malutki filmik, którego właściwie nie powinnam nakręcić. Rogue Events ma jakieś dziwne obostrzenia – zabraniają nagrywać nawet najmniejszych fragmentów paneli, w efekcie na sieci można znaleźć całe nagrania z konów choćby amerykańskich, ale jak chodzi o Asylum –nic. Wielka szkoda, mówiąc szczerze, bo człowiek chciałby sobie coś powspominać, tudzież zobaczyć, co go ominęło. Ominęło mnie bowiem w tym roku bardzo wiele ze względu na naprawdę kijową organizację konwentu. Ale o tym jeszcze napiszę…



Niestety, nie da się napisać samych pozytywów nawet o karaoke, które dotychczas traktowałam jako jeden z najjaśniejszych akcentów Asylum. Jak to zwykle bywa w przypadku Rogue Events, wszystko było opóźnione, ale do stopnia wręcz niemożebnego. Karaoke rozpoczęło się blisko dwie godziny po tym, jak miało się zacząć, w sali na tysiąc osób usiłowano zmieścić ponad dwa tysiące, kto zatem spóźnił się lub był chociażby na Meet and Greet, mógł sobie co najwyżej pomarzyć o wejściu. Nikt nie był nam w stanie powiedzieć, kiedy wszystko się zacznie, kazano nam siedzieć i nie wstawać – a miejsca było coraz mniej i w pewnym momencie człowiek po prostu klęczał, bo już nie dało się zrobić nic innego.

Wiem, że jakość tych fotek nie powala, ale z paneli będą lepsze. Na zachętę jedno :)


Kiedy poprzednim razem byłam na karaoke Dicka i Matta, bawiłam się jak na dobrym koncercie – piosenki, które puszczano, były znajome nie tylko fanom dyskotek i Anglikom, można było się bawić nieco bardziej międzynarodowo. W tym roku nie wiem, czy osoby, które się zapisywały, wybierały takie utwory czy też prowadząca miała dziwne upodobania. Chyba jednak to pierwsze, bo w pewnym momencie na scenę wyszło dziewczę, które zaśpiewało wolną piosenkę, bardzo osobistą, a tłum stał, jakby nieco skonfundowany, zupełnie nie było wiadomo, o co chodzi. Plus, niestety, wszyscy byli wściekle zmęczeni, a po karaoke miała być teoretycznie jeszcze jakaś dyskoteka… Jasne, były momenty, które łapały za serce, ale ogólnie zupełnie nie wiedziałam, co się z tym konwentem stało… Ja naiwne dziewczę, jeszcze nie wiedziałam, co będzie się działo dnia następnego…  Tak naprawdę największą radochę miałam na widok Richarda i Matta bawiących się najwyraźniej całkiem nieźle. Sami zresztą zobaczcie…

1 komentarz:

  1. Zawsze jakieś wydarzenie! I tak Ci zazdroszczę tej imprezy!Szkoda tylko,że to tyle kasy kosztuje.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń