Wiem, jestem straszna szuja, obiecywałam, nie napisałam i
bardzo za to przepraszam! Jutro zaczynam długą trasę i może wieczorami znajdę
trochę czasu na spisanie bardziej szczegółowych wspomnień z Asylum, tymczasem
jednak pozwolę sobie wrzucić kilka słów, zdjęć (kiepskich) i malutki filmik,
którego właściwie nie powinnam nakręcić. Rogue Events ma jakieś dziwne
obostrzenia – zabraniają nagrywać nawet najmniejszych fragmentów paneli, w
efekcie na sieci można znaleźć całe nagrania z konów choćby amerykańskich, ale
jak chodzi o Asylum –nic. Wielka szkoda, mówiąc szczerze, bo człowiek chciałby
sobie coś powspominać, tudzież zobaczyć, co go ominęło. Ominęło mnie bowiem w
tym roku bardzo wiele ze względu na naprawdę kijową organizację konwentu. Ale o
tym jeszcze napiszę…
Niestety, nie da się napisać samych pozytywów nawet o
karaoke, które dotychczas traktowałam jako jeden z najjaśniejszych akcentów
Asylum. Jak to zwykle bywa w przypadku Rogue Events, wszystko było opóźnione,
ale do stopnia wręcz niemożebnego. Karaoke rozpoczęło się blisko dwie godziny
po tym, jak miało się zacząć, w sali na tysiąc osób usiłowano zmieścić ponad
dwa tysiące, kto zatem spóźnił się lub był chociażby na Meet and Greet, mógł sobie co najwyżej pomarzyć o wejściu. Nikt nie
był nam w stanie powiedzieć, kiedy wszystko się zacznie, kazano nam siedzieć i
nie wstawać – a miejsca było coraz mniej i w pewnym momencie człowiek po prostu
klęczał, bo już nie dało się zrobić nic innego.
Kiedy poprzednim razem byłam na karaoke Dicka i Matta,
bawiłam się jak na dobrym koncercie – piosenki, które puszczano, były znajome
nie tylko fanom dyskotek i Anglikom, można było się bawić nieco bardziej
międzynarodowo. W tym roku nie wiem, czy osoby, które się zapisywały, wybierały
takie utwory czy też prowadząca miała dziwne upodobania. Chyba jednak to
pierwsze, bo w pewnym momencie na scenę wyszło dziewczę, które zaśpiewało wolną
piosenkę, bardzo osobistą, a tłum stał, jakby nieco skonfundowany, zupełnie nie
było wiadomo, o co chodzi. Plus, niestety, wszyscy byli wściekle zmęczeni, a po
karaoke miała być teoretycznie jeszcze jakaś dyskoteka… Jasne, były momenty,
które łapały za serce, ale ogólnie zupełnie nie wiedziałam, co się z tym
konwentem stało… Ja naiwne dziewczę, jeszcze nie wiedziałam, co będzie się
działo dnia następnego… Tak naprawdę
największą radochę miałam na widok Richarda i Matta bawiących się najwyraźniej
całkiem nieźle. Sami zresztą zobaczcie…
Zawsze jakieś wydarzenie! I tak Ci zazdroszczę tej imprezy!Szkoda tylko,że to tyle kasy kosztuje.
OdpowiedzUsuńChomik