wtorek, 5 lutego 2019

Magia i policja londyńska...


Komisarz Henderson ogłasza otwarcie z dawna oczekiwanego Podwydziału Spraw Magicznych Londyńskiej Policji Metropolitalnej. Nasze źródło donosi, iż na jego czele stanie John Dobson, uprzednio porucznik Artylerii Jej Królewskiej Mości. Nowo powstała jednostka będzie działać jako część wydziału detektywistycznego. W zakres jej działań wejdą zarówno dochodzenia, jak i bezpośrednie interwencje w przypadku, gdy pojawi się zagrożenie związane z magią.

Wiktoriański Londyn i Scotland Yard już same z siebie kojarzą się z interesującymi zagadkami kryminalnymi. Jeśli dodamy do tego jeszcze magię, będzie już fantastycznie. Otóż wyobraźmy sobie alternatywny świat, w którym magia nie jest czymś tajemniczym i wstydliwym, ukrywanym przed nie-magicznymi (Harry Potter to kompletnie inna bajka), a czymś w powszechnym użyciu. W każdym zawodzie można spotkać maga, istnieją nawet specjalne szkoły dla dobrze urodzonych osób z magicznym potencjałem. Magia nie jest też jednorodna, mamy kilka specjalizacji: piromancję, kinemancję, iluzję, magię poszukiwawczą czy chociażby nekromancję. Oczywiście, są specjalności lepsze i gorsze, jak zawsze…

Jak łatwo się domyślić, wiele osób kiepsko postrzega nekromantów. Tak, paskudnie się kojarzą, pewnie tworzą zombie i gadają z nieumarłymi. I tak, i nie. Owszem, nekromanci (przynajmniej co poniektórzy) z wielką przyjemnością potrafią uciąć sobie pogawędkę z duchami, którym nigdzie się nie spieszy, a na ziemi całkiem im się podoba, jednak niewiele mają wspólnego z tworzeniem paskudnych potworów prześladujących żywych. Nawet ghule w tym świecie powstają bez udziału złej woli takiego maga. Chociaż dowiemy się o kilku naprawdę paskudnych zaklęciach, którymi może parać się nekromanta, czary nekromanckie przydatne są chociażby do leczenia. Wystarczy tylko chcieć.


Takim „chcącym” nekromantą jest tytułowy bohater książki, Clovis LaFay, potomek potężnej, owianej złą sławą rodziny, której tradycje sięgają wielu wieków wstecz. Clovis to jednak dosyć nietypowy egzemplarz, wrażliwy, dystansujący się od swoich krewnych, zresztą nie bez powodu. Ojca nie życzyłabym najgorszemu wrogowi, brat nienawidzi go od momentu urodzenia, a bratanek niemal od zawsze stanowi zakałę jego egzystencji. Dziedziczący po ojcu ten niecodzienny rodzaj magii Clovis pragnie użyć jej do czynienia dobra. A gdzie można być bardziej użytecznym niż w służbie publicznej? Los stawia na drodze Clovisa jego dawnego znajomego i wybawcę, Johna Dobsona wraz z siostrą, Annę, również parających się magią. Dobson, policjant, z niewielkim wsparciem próbuje ogarnąć świat niezwyczajnych przestępstw, egzorcyzmów i opętań, LaFay stanowi dla niego odpowiedź na rosnące zapotrzebowanie obywateli Londynu (i żywych, i umarłych). Jako konsultant policyjny, a tym bardziej jako nekromanta ma, nazwijmy to, naturalne predyspozycje do pewnych konkretnych przestępstw. Clovis okaże się również wysoce istotny dla jego siostry, studiującej pielęgniarstwo, jako że chociaż w tym zawodzie może spróbować się realizować magicznie. Magia to jednak nie jest zajęcie dla damy. Clovis postanawia więc na przekór obyczajom zająć się jej edukacją.

Kryminalne sprawy Scotland Yardu stanowią oś powieści, łącząc się w pewnym momencie i doprowadzając do finału. Świetnie zarysowane tło obyczajowe, stanowiące umiejętne splecenie obyczajowości świata naszego i alternatywnego pomaga wyobrazić sobie ten inny Londyn i niejeden raz wywołał u mnie uśmiech pełen sympatii. Zrozumienie bohaterów, ich postępowania i przekonań ułatwiają retrospekcje, z których dowiemy się, jak John i Clovis się poznali i dlaczego młody LaFay tak bardzo nienawidzi swego bratanka (nie ukrywajmy, ma za co, facet to kawał świni). Dzięki nim czytelnik w pewnym momencie może próbować odgadnąć, co tu się naprawdę dzieje – moje podejrzenia okazały się całkiem uzasadnione, acz w niczym nie zepsuło mi to przyjemności z lektury. Przeszkadzało mi jednak co innego – główny bohater.

Nie lubię ideałów, zawsze wydawały się dosyć sztuczne i mało realne. Tymczasem jeśli chodzi o rodzinę LaFayów, sytuacja jest mocno biało-czarna. Clovis nie dość, że jest nienagannym pod względem moralnym magiem nekromantą, dodatkowo zacięcie walczy z bratem o sprawiedliwość społeczną. Oczywiście, z naszego punktu widzenia to jedyne słuszne rozwiązanie, jednak tutaj wydało mi się wciśnięte nieco na siłę, tak, by jeszcze bardziej podkreślić kontrast między braćmi: Frederickiem i Clovisem. Nie możemy bowiem nawet na chwilę zapomnieć o tym, że cała reszta rodziny jest po prostu obrzydliwa i nieszczęśliwa. Horatio, jak wspomniałam, kawał świni i barbarzyńcy. Frederick, choć wydaje się całkiem sensownie patrzeć czasami na świat, rzuci wszystko i popełni każde draństwo, by tylko chronić swojego syna. Jego żona, nuworyszka. Letitia, córka, stłamszona przez ojca i brata, niknie w oczach, powinna budzić współczucie, ale sposób, w jaki ją opisano, powoduje, że czujemy do niej już tylko zniecierpliwienie. Kontrast jest jednak ciut zbyt wielki i bardzo mi to przeszkadzało. A szkoda, bo na początku Clovis wydawał mi się naprawdę interesujący. Z czasem zaczęłam go określać innym słowem na „i”.

Jest to jednak moje jedyne zastrzeżenie. Wprawdzie akcja rozkręca się dosyć powoli, ale w pewnym momencie bardzo wciąga. Choć specyficzny język, jakim posługuje się autorka, dla wielu osób może stanowić wadę, dla mnie stanowił bardzo przyjemne urozmaicenie lektury. Jeśli zatem weźmiemy pod uwagę fakt, że Magiczne akta Scotland Yardu to debiut pisarki występującej pod pseudonimem Anna Lange, wszystkim życzyłabym, by pierwsza książka była tak udana. Zdecydowanie polecam!

Anna Lange, Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu, wyd. SQN, Kraków 2016.


13 komentarzy:

  1. Brzmi ciekawie!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i naprawdę gorąco polecam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam tę książkę i miałam nadzieję na fajną serię, a to... jedyna część! A czasami by się chciało poczytać takich historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę mam wielką nadzieję na to, że powstanie kolejna, bo czyta się dobrze. A jednocześnie, co dla mnie jest olbrzymią zaletą, czyta się niespecjalnie szybko, więc książka starcza na dłużej.

      Usuń
  4. Fakt, "Akta..." czyta się naprawdę świetnie, a świat przedstawiony mocno wciąga, pozwalając nam spojrzeć na nekromancję w nieco bardziej przyjazny sposób (podobnie jak w książkach Gartha Nixa). Aczkolwiek tytuł zawiera sporo nieopowiedzeń i niedomówień pozostawiających niedosyt w czytelniku, zupełnie tak, jakby kiedyś miała wyjść jakaś kontynuacja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może wyjdzie? OBY! Hmmm, nie czytałam Gartha Nixa... polecasz?

      Usuń
    2. Polecam! Szczególnie trylogie Sabriel, Lirael, Abhorsen. Albo chociaż samą Sabriel. Bardzo dobre!

      Usuń
    3. O, to zajrzę :) Ładne słowa, tak w ogóle...

      Usuń
    4. Dwa imiona i nazwa funkcji, ale więcej nie zdradzę ;)

      Usuń
  5. Brzmi bardzo sympatycznie :)

    OdpowiedzUsuń