czwartek, 16 października 2014

No i skończyło się rumakowanie...


Całkiem spora znana mi część fandomu supernaturalowego to również członkowie tworu określającego się jako SuperWhoLock, a więc, jak łatwo się domyślić, dodatkowo fani Doctora Who i Sherlocka, nic zatem dziwnego, że tytuł odcinka – Reichenbach – przyprawiał wszystkich o palpitacje. Spotkałam się z wieloma spekulacjami i obawami, podsycanymi zwłaszcza przez trailer.  


Wszyscy byli wprawdzie realistami, nikt nie spodziewał się zamordowania brata przez brata, ale zapowiadała sie przynajmniej spora rozwałka, coś, co spowoduje ostateczny upadek Deana Winchestera. A cóż mogłoby się do tego bardziej nadawać niż skrzywdzenie tej jedynej osoby, na której mu najbardziej w życiu zależy/zależało?

Obawy były jednak nieuzasadnione, bo od początku odcinka Demoniczny Dean postępuje po staremu, spełniając sny swojego ludzkiego ja. Dean oglądający striptease to nie pierwszyzna, wybór piosenki był również przeuroczym ukłonem w stronę fanów, jednak wszystko późniejsze to po prostu pokazanie, że jak dupkiem był, tak dupkiem pozostał. Dotykanie tancerek i spranie na kwaśne jabłko ochroniarza było tak złe jak przeciętny wieczór na Pradze... Tłumy ziewają.

 
 OK, zło objawiające się dotykaniem striptizerek... Dobijcie mnie.

Niestety, ziewają również przy każdej próbie zmiany scenerii. Dostajemy nareszcie wyjaśnienie motywacji Cole’a, komandosa podążającego śladem Deana. Podoba mi się wykorzystanie motywu zemsty, nie przeszkadza mi również to, że cała sprawa ukazuje starszego Winchestera w bardzo złym świetle – to tylko woda na mój młyn. Dean już nie raz udowodnił, że nie interesuje go wpływ, jaki jego czyny mają na ewentualne rodziny ofiar – pamiętacie The Girl Next Door? Dodatkowo, widzimy, że jako człowiek jest dokładnie taki sam jak jego demon. Ale wracając do naszych baranów... Rozumiem, Cole chce się zemścić, rozpuścił wici, jest zmotywowany i przygotowany... ale te jego źródła są co najmniej dziwne – wyłapały fragment nagrania znajdującego się w posiadaniu policji, ale przegapiły całą nagonkę na Winchesterów kilka lat temu, w Slash Fiction. Pobawmy się jednak w adwokata diabła i załóżmy, że komandos był wtedy na jednej ze swoich rozlicznych misji wojskowych. Dalej – jak na osobę z obsesją zemsty na Deanie, wie o nim naprawdę bardzo mało. Mocno zdziwiłam się, gdy okazało się, że nie ma pojęcia o istnieniu potworów i czym tak naprawdę są łowcy. Trochę to wszystko niekonsekwentne. Odrobinę napięcia czułam podczas sceny przesłuchania, licząc na to, że jednak Sammy złamie się i zaproponuje współpracę, co mogłoby być naprawdę ciekawe. Niestety. Wybrano rozwiązanie nieco inne.

 Niekoniecznie młody, ale zdecydowanie mroczny.

I tak dochodzimy do punktu, który mnie osobiście mocno irytuje. Cała sprawa z puszczeniem Sama wolno jest grubymi nićmi szyta. Po pierwsze, Sammy ucieka sobie spacerkiem, dzwoniąc jednocześnie do Casa, a jako swój środek transportu wybiera starego rzęcha (no dobrze, z drugiej strony takiego grata nikt nie będzie szukał). Rewelacyjny wybór, jeśli potrzebujesz się szybko przemieścić i w dodatku uciec wyszkolonemu komandosowi. To raz. Dwa, scenarzyści znowu robią z młodszego Winchestera idiotę. Nie wierzę, po prostu nie wierzę, żeby osoba wychowana i żyjąca w taki sposób jak Sam nie zauważyła ogona. Cole to może i komandos, ale przeciez nie super agent specjalny. Drażni mnie to niemożebnie, ponieważ z Sama od kilkudziesięciu odcinków robi się konsekwentnie bałwana, między innymi w taki właśnie sposób.

 Jak wiadomo, jak się ucieka przed szkolonym zabójcą, idzie się wolno i dzwoni do wszystkich świętych.

Chwalić bogów, że prowadzi to do jednego z nielicznych momentów w odcinku, które były naprawdę znakomite. Pojedynek Cole’a i Deana miał niesamowity klimat, był pojedynkiem raczej psychologicznym aniżeli fizycznym i całkowicie to kupiłam. Faktycznie, na początku miałam wrażenie, że znowu coś jest nie tak – zamiast wsadzić Cole’owi Ostrze pod żebro, Dean bawi się nim jak kot myszą, po chwili jednak puknęłam się w czoło, przeklęłam własną głupotę i podziwiałam to, jak Dean, w którym wreszcie widzę chociaż odrobinę demonizmu, łamie swojego przeciwnika krok po kroku. Majstersztyk! Scena bez wątpienia jest najjaśniejszym punktem odcinka, bo przecież ciężko tak nazwać łzawy dialog między braćmi w barze, choć i ta miała swój moment. Kiedy Dean wyznaje bratu, że powstrzymuje się wszystkimi siłami, by nie przegryźć mu gardła, ciary przeszły mi po kręgosłupie. Tak, to jest to, na co czekałam, szkoda tylko, że przejawiające się w kilku zaledwie dialogach i... tak szybko się kończące.

 Wreszcie coś się dzieje, ale długo się nie podziało.

Podobnie szybko skończyło się rumakowa... wycie do księżyca, które obiecywał Crowley Deanowi. Tak sądziłam, ha, miałam nadzieję, że szlajanie się po barach nie potrwa długo, jednak nie spodziewałam się takiego rozwiązania. Po prostu jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby Crowley nie oczekiwał tego, że Deana nie będzie można kontrolować, sam pamięta przecież to, co mówiono o Kainie. Podobało mi się, jak próbował go przynajmniej zaprząc do jakiejkolwiek roboty, do której mógłby się nadawać, jednak jestem zaskoczona, że zdziwiła go spektakularna klęska Winchestera. To był moment, w którym czekałam na wyciągnięcie jakiegoś asa z rękawa, próby szantażu etc., tymczasem... Tymczasem Crowley pozwala Deanowi odejść, w dodatku pozwala, by przy życiu pozostali świadkowie tej, zdecydowanie podważającej jego autorytet, sceny. Argh! Szczęśliwie, zawierając taki a nie inny układ z Łosiem, teraz to on jest posiadaczem Pierwszego Ostrza, a w obecnej chwili to jedyna rzecz, której Dean pragnie – o czym dowiedzieliśmy się już w poprzednim sezonie. Liczę jednak na to, że to zamknie dosyć żenującą historię szlajania się Króla Piekieł po barach i udawania najlepszego przyjaciela Winchestera (po tym, jak zobaczyłam preview następnego odcinka, jest szansa, że moja nadzieja się spełni). I chociaż długie tęskne spojrzenie rzucone zdjęciu na iPhonie nie napawa mnie optymizmem, najwyższy czas, byśmy dostali znowu genialnego kombinatora.

 
 Będę się starała zapomnieć to zdjęcie do końca mojego życia.

Po cichu łudzę się, że ma jeszcze coś w zanadrzu. Jeśli jednak awansowanie Marka Shepparda do stałej obsady ma oznaczać rozmienienie Crowleya na drobne, to chyba nie jest to najlepszy krok. W dwóch pierwszych odcinkach naprawdę dobra scena z Crowley’em to jedynie ta, kiedy młody asystent tłumaczy mu swój genialny pomysł na przyspieszenie tempa konwersji demonów o 0,03%. Mina Króla jest absolutnie bezcenna, jego hasło „Zabijcie mnie” w pełni zrozumiałe i jednocześnie sygnalizujące tę drobną zmianę, jaka w nim zaszła pod wpływem ludzkiej krwi lub przebywania z Deanem, wszak to Crowley specjalizował się w kruczkach, zawiłościach i sztuczkach tego rodzaju. Nie wierzę jednak, by była to zmiana na tyle duża, żeby demon zatęsknił do owego sztucznego braterstwa, które próbował zbudować.

 Dobrze, ozdoba drinka Crowleya mnie szczerze rozbawiła.

Na koniec zostawiam wątek anielski, bo tak naprawdę niewiele jest do powiedzenia. Jedyne, co było w nim naprawdę zacne, to rozmowa Casa i Metatrona, który, swoją ścieżką, mógłby zrobić karierę jako psychoterapeuta. Tysiąclecia poznawania ludzkich opowieści dały mu naprawdę solidny wgląd w ludzką (i najwyraźniej anielską) psychikę, który wykorzystuje jak mistrz. Jestem dziwnie pewna, że ten motyw będzie jeszcze kontynuowany, szkoda tylko, że oczyma duszy widzę jak Hannah płaci w końcu wyznaczoną cenę za to, by uratować Castiela. Bardzo, ale bardzo podobało mi się jednak to, że Cas rzeczywiście jest pogodzony z losem i teraz chciałabym tylko, żeby przestał się szlajać po ekranie bez sensu, a zajął się czymś, co ma ręce i nogi. Ot, choćby urządzaniem Nieba na nowo, bo bajzel tam mają nieziemski. Tyle czasu minęło już od ostatniego przewrotu, a więzienie nadal w ruinie. Nie najlepiej świadczy to o totalnie zbiurokraciałych skrzydlatych. I gdzie, na bogów, gdzie są strażnicy? 

 A tak wyglądała Cathia, oglądając ten odcinek.

Co więcej mogę powiedzieć? Jest... średnio. Szczęśliwie, w przeciwieństwie do pierwszego odcinka, ten ma swoje momenty i przynajmniej dwa razy rzeczywiście uwierzyłam w przemianę Deana (ten drugi raz to kiedy nazwał Impalę „tylko samochodem”). Bracia w duecie mają dobrą dynamikę, liczę więc na ładną następną historię, podczas której Sam wreszcie nie okaże się totalnym debilem (buahahaha). Niestety, nie łudzę się już, że Demoniczny Dean przetrwa w serialu dłużej, zresztą, przykro mi to pisać, ale w obecnej chwili mi już na tym  nie zależy. Nie w tej formie, jaką dostajemy. Cole może być ciekawym dodatkiem, jeśli rzeczywiście się nieco dokształci, w końcu Gordon urozmaicił nieco życie chłopców w trzecim sezonie. Bezwarunkowo żądam powrotu Króla Piekieł w jego pełnej krasie. Pytanie tylko, czy nie pragnę zbyt wiele...


Supernatural, 10x02 Reichenbach, scen. A. Dabb, reż. T. J. Wright, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, M. Collins, M. Sheppard i inni.

17 komentarzy:

  1. Skasowało mi komentarz, więc skrótowo:

    - Metatron robiący "buu", widełki w drinku i demon-analityk na tak;

    - bardzo proszę, aby Cas wreszcie dostał porządną oś fabularną w której będzie mógł zaprezentować (nawet mimo braku łaski) swojego wewnętrznego BAMFa; aha, i niech ktoś zamorduje Hannę

    - proszę też o skończenie wątku "Crowley - trzynastolatka po zerwaniu ze swoją sympatią" i zaprzestanie rzucania królem o podłogę (czy ktoś tu jeszcze pamięta, że Dean obchodził Crowleya o tyle, o ile mógł mu się do czegoś przysłużyć i ani trochę więcej?)

    - po przeczytaniu spojlerów zaczynam się obawiać, iż mój scenariusz dotyczący demon!Deana który zamieściłam przed premierą sezonu okaże się być jak najbardziej kanoniczny; w takim układzie nie przetrwam na trzeźwo do końca dziesiątki...

    Maryboo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogini, Maryboo, kocham Cię za to porównanie! Dokładnie tak - Crowley zachowuje się jak nastolatka...

      Usuń
  2. Co do Sama i robienia z niego bałwana, całkowicie się zgadzam.
    łamie swojego przeciwnika krok po kroku - i arogancko zostawia za sobą żywego wroga...Ale cytat z "Narzeczonej księcia" słodki.
    Mnie się podobało ujęcie śpiącego Castiela.Tak, jestem dziwna.Hanna jest nieznośna.
    Tak, to Zdjęcie bolało...
    Co robi facet,którego właśnie stłukł demon? Idzie do psychiatry ? Do księdza może? Nie,do biblioteki, jak Hermiona...

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może czytał synowi Harry'ego Pottera? :D

      Usuń
    2. Swoją drogą,jakby Cole wleciał do mojej rejonówki i zażądał książek o demonach, mógłby się nieco zdziwić..

      Chomik

      Usuń
    3. Dobre!!!!

      Chomik

      Usuń
  3. Czy tylko ja myślę, że "rozmiękły" Crowley to jakaś część genialnego planu, którego nawet nie podejrzewamy? Scenarzyści nie popełniliby takiego błędu. Zły i manipulujący Crowley zawsze będzie bardziej lubiany, tylko dlatego, że pokażą jego dobrą stronę raz na jakiś czas.
    Osobiście nie kupuję Deana jako mającego wątpliwości do tego kim jest. Parę taktów, które wygrał na fortepianie okazuje się być "Hey Jude" czyli kołysanką śpiewaną przez jego matkę. Chociaż fragment w którym mówi, że Impala to tylko samochód złamał mi serce.
    Z resztą Twojego artykułu zgadzam się całym sercem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, modlę się o to, by była to część planu :) całą duszą modlę się o złowrogi plan Króla Piekieł... cholera, chyba zaprzedałam duszę!

      Jest w tym sens. Pamiętam, jak Sheppard uświadamiał mi podczas rozmowy, że Crowley kradnący cukierki grał biednego misia, żeby Winchesterowie go uznali za niegroźnego.

      Też nie kupuję Deana z wątpliwościami...

      Usuń
  4. "Rozmiękły" Crowley jest diabelnie irytujący, jeśli po to trafił do głównej obsady, to nie wiem... I obawiam się, że owszem, to jest błąd scenarzystów. Ale. Poczekamy, zobaczymy.
    Tęsknię za twardym i interesującym Samem z poprzednich sezonów. Może ręka daje się aktorowi we znaki i przez to nie dostaje zbyt wiele do grania?
    Zaczynam tęsknić za braćmi, wspólnie prowadzącymi sprawy i żyjącymi w przyjaźni ze sobą, bez angstu.
    A te zapowiadane "ciekawe postaci kobiece" - to chyba nie były Ann-Marie i Hanna...
    Odcinek nie najgorszy, ale czekamy na dużo lepsze!

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dajcie mi Sama, a zrobię z niego mężczyznę :D Oh wait, zabrzmiało to chyba co najmniej dwuznacznie ;)

      A może ta ciekawa i niestandardowa postać kobieca to babeczka od pomocy drogowej? :)

      Usuń
    2. ale czekamy na dużo lepsze!
      Cytując Shreka: to se poczekamy..Chociaż ten tron...

      Chomik

      Usuń
    3. Tron trzyma mnie przy życiu!!!

      Już jutro się dowiemy, co i jak.

      Usuń
  5. Ha, czyli to moje wielkie WTF kiedy Dean pozamiatał Crowley'em podłogę było słuszne, nie wynikało z nieznajomości kanonu (tak, oglądam 10 sezon nie obejrzawszy sezonów 2-4 i 6-9)! Bo byłam mocno zdziwiona, że Dean to przeżył. I asystenci też. Aż szukałam informacji, czy Crowley przypadkiem nie stracił mocy i tego nie ukrywa.
    Ale "Pick a bloody side!" było cudowne!

    To gapienie się w komórkę to chyba specjalnie dla piszących fanfiki było?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, wiemy, że Znamię daje większą moc niż mają przeciętne demony, a Crowley startował z pozycji przeciętnego demona. Fakt, te wszystkie dusze w Piekle dają mu dodatkową moc, ale chyba nie odważyłby się stanąć w szranki ze spadkobiercą Kaina, który dodatkowo dzierży Ostrze.

      Swoją ścieżką, dzisiaj dowiedziałam się, że już jest nazwa dla shipu Crowleya i Deana. Jak dobrze, że ja shippuję jedynie Crowleya i jego fartuszek.

      Usuń
    2. Boję się, ale i tak zadam to pytanie- jak się nazywa ten ship?

      Usuń
    3. Całkiem ładnie - Crowlean :)

      Usuń