poniedziałek, 6 października 2014

Sezon 10 - z jednej strony hurraaaaaaa, z drugiej...



Jutro początek 10 sezonu. Czekałam na ten moment tak bardzo długo, dzień w dzień tworząc kolejne niestworzone scenariusze tego, co się będzie działo. Kolejne spoilery, wywiady i zapowiedzi tylko dolewały oliwy do ognia mojej wybitnie spaczonej wyobraźni. Niektóre newsy odrobinę mnie jednak zaniepokoiły i tymi moim obawami chciałabym się z Wami podzielić.

1. Demon!Dean, czyli krótkie „miau” zamiast wielkiego „grooooaaaar”.

Od momentu, kiedy Dean przyjął Znamię Kainowe, wiadomo było, że to się naprawdę źle skończy. Uwaga, jaką poświęcał mu Crowley, jeszcze bardziej podsycała niepewność całego fandomu. I wreszcie, gdy Jensen Ackles powiedział o finale znamienne słowa „It’s all about opening the eyes”, większość z nas już wiedziała, co się wydarzy. I rzeczywiście, starszy Winchester został demonem. Kurtyna. Kolejne zwiastuny pokazują nam jego wyczyny, nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że wszystko, co widzimy, jest takie bardzo deanowe, a tak mało demoniczne – przygody na jedną noc, bójki, picie i karaoke. Brakuje mi czegoś naprawdę potężnie złego, ale z drugiej strony może właśnie tak ma być, ponieważ... No właśnie, tutaj dochodzimy do mojej największej obawy odnośnie tego sezonu... Ponieważ, podobnie jak w przypadku boskiego epizodu Castiela, także i ten wątek będzie pewnie dosyć krótki. Dean wróci do swojego brata jako demon lub człowiek i ostatnie, czego potrzebują scenarzyści, to postać, która popełniła rozliczne zbrodnie, a teraz spokojnie siedzi w Bunkrze i popija piwo – nie, żeby Dean nie miał gorszych rzeczy na sumieniu jako uczeń Alastaira. Z drugiej strony, może to być pretekstem do kolejnych rozwiązań, których się obawiam, a które poruszę za chwilę. Fakt, serial opowiada o dwóch braciach, a odcinki ich rozdzielające raczej nigdy się nie sprawdzały (może poza Free to be you and me), ale – podobnie jak w przypadku początku sezonu siódmego – mam wrażenie, że Deana w jego czarnookim wcieleniu możemy oglądać stosunkowo niedługo.

2. „Where is my brother?” czyli kto tu jest prawdziwym potworem.

Właśnie, co w tak zwanym międzyczasie będzie robił Sam? Łatwo się domyślić, zwłaszcza jeśli nie stroni się od zwiastunów.



W krótkim fragmencie jednego z odcinków, zaprezentowanym na Comic Conie, słyszymy również Deana, domagającego się od młodszego brata odpowiedzi na pytanie, kto tu jest prawdziwym potworem. No cóż, od sezonu szóstego i Bezdusznego Sama wiemy, że ta bezlitosna, kalkulująca maszyna to również część osobowości Sama, boję się jednak tego, że możemy otrzymać powtórkę z rozrywki.

3. Angst, angst i jeszcze raz angst.

Swojego czasu znalazłam obrazek, który doskonale oddawał esencję Supernaturala, przynajmniej w pierwszych sezonach. 


Teraz jednak ten schemat został niejako zachwiany – scenarzyści nadmiernie wręcz wykorzystują wszelkie nieporozumienia między braćmi, kreując konflikt, który nie ma na dłuższą metę racji bytu. Najlepszym tego przykładem jest ostatni sezon, w którym i owszem, Sam naprawdę ma powody, by być wściekłym na Deana, jednak cały wątek jest poprowadzony dość niekonsekwentnie, bo czasami panowie przypominają sobie o całej sytuacji pod koniec odcinka, a czasami dostajemy łopatologiczną powtórkę z rozrywki, by wreszcie i Dean, i tępy widz zrozumiał, o co chodzi Samowi (czyżby było zbyt wiele uwag krytycznych?). Zamiast jednak jakoś ten wątek rozwiązać, twórcy radośnie przeskakują do współdziałania po staremu już w Blade Runners. Owszem, wątek słusznego braku zaufania pojawia się do końca sezonu, ale jak na tak starannie podkreślany element, znika z pierwszego planu właściwie ciut za szybko i bez wyjaśnienia. Nie mam jednak najmniejszej wątpliwości, że wzajemna złość obu braci będzie gościć na naszych ekranach dosyć często w tym roku, bo – niestety – stała się nieodłącznym elementem serialu, choć obaj Winchesterowie już dawno powinni się nauczyć, że szczera rozmowa załatwia przynajmniej część problemów. Ale jak to mawiają  - tak naprawdę jest trzech Winchesterów: Sam, Dean i Angst (bo o Adamie już dawno zapomniano).

4. Powroty.

Nie zrozumcie mnie źle, ja kocham drugo-, trzecio- i czwartoplanowe postaci w tym serialu, bo są doskonale napisane i w większości świetne zagrane. I choć wiadomo już, że dwie niesamowite policjantki: Jodie Mills i Donna Hanscum, powrócą, to akurat do tego wątku nie mam najmniejszych zastrzeżeń!

Boję się czegoś zupełnie innego – powrotów rujnujących to, co wydarzyło się wcześniej. Przypomnijmy sobie chociaż Bobby’ego – przyznam szczerze, że Death’s Door obejrzałam dotychczas tylko raz i nie jestem w stanie obejrzeć go po raz kolejny. Był to odcinek absolutnie rewelacyjny i niesamowicie smutny. Ale stało się, mentor i przybrany ojciec Winchesterów odszedł. R.I.P. Supernatural to jednak Supernatural, nikt nie umiera naprawdę i tak oto Bobby powraca jako duch. Nie powiem, ucieszyłam się, bo w końcu to jedna z moich ukochanych postaci, więc była to „niespodzianka jakże miła.” Moja radość jednak nie trwała długo, bo poza Of Grave Importance cały wątek był po prostu nudny i niczego nie wnosił – no, może poza uzupełnieniem serialowej mitologii. Moim zdaniem, historia z duchem w pewien sposób przesłoniła to, co w odejściu Bobby’ego było naprawdę piękne.

Inny powrót w tym stylu, który szczęśliwie nie był tym, na co wyglądał, to krótkie pojawienie się Gabriela w sezonie 9. Muszę się przyznać, że na początku prawie odtańczyłam taniec radości, a potem dotarło do mnie, że jeśli jest tak, jak Gabriel mówi i rzeczywiście po prostu uciekł, to niszczy to całą piękną opowieść o odwadze i poświęceniu. Chyba nie było szczęśliwszej ode mnie osoby, kiedy okazało się, że powrót Gabriela to tylko iluzja Metatrona.

Takich powrótów właśnie się boję, bo to, że w serialu zawita ponownie Charlie Bradbury budzi tylko moją irytację, spowodowaną nadużywaniem tej postaci. Ale na ten temat jeszcze się kiedyś rozpiszę.

5. Incest, incest, wyczuwam incest.

W zwiastunie sezonu zasugerowano nam budzący się romans między Castielem i Hannah. Proszę, nie. Nie, nie shippuję Destiela, powód jest zgoła inny. Aniołowie mieli być niewrażliwi na sprawy płci, prawda? Są też jedną wielką (patologiczną) rodziną, co często jest podkreślane sposobem, w jaki się do siebie zwracają. Nawet wziąwszy pod uwagę fakt, że przebywali przez rok na wygnaniu na Ziemi, to ja po prostu tego nie widzę – w końcu pamiętam, że ludzi obserwowali od tysięcy lat, a człowiekiem zasadniczo był jedynie Cas. Tymczasem to Hannah jest w niego wpatrzona jak nastolatka w Justina Biebera. Wyczuwam mieliznę fabularną....

Oczywiście, nie zrozumcie mnie źle. Kocham ten serial miłością prawdziwą i cokolwiek się stanie, będę go oglądać, chciałabym jednak, by nie szedł ponownie tą samą ścieżką niczym Ludwik Dorn i Saba. Scenarzyści niejednokrotnie udowodnili, że potrafią myśleć nieszablonowo, liczę więc na to, że moje obawy okażą się bezpodstawne, a w maju przyszłego roku sama się z nich pośmieję.

1 komentarz:

  1. Zgadzam się w całej rozciągłości mego Supernaturalowego maniactwa z Cathią. :)

    OdpowiedzUsuń