piątek, 31 października 2014

Potwory bardziej i mniej odpowiedzialne

Strasznie nie lubię, kiedy twórcy usiłują mi i przy okazji swoim bohaterom włożyć coś do głowy w sposób wręcz łopatologiczny. Ostatnio stało się tak przy okazji odcinka #Thinman, kiedy to na przykładzie Ghostfacersów zobaczyliśmy, jak może się skończyć zdradzenie czyjegoś zaufania i działanie za czyimiś plecami. Oglądając historię Edda i Harry’ego, wiedzieliśmy, że została napisana z dedykacją dla Deana, żeby zobaczył, jak się kończy uszczęśliwianie kogoś na siłę. Tylko że przecież stawia to starszego Winchestera w pozycji zakamieniałej ostrygi, która zrobi wszystko, by tylko nie dotarło do niej to, co dotrzeć powinno, a moim zdaniem Dean o tym doskonale wie, tylko spektakularnie to lekceważy. Ale nie, należy to podkreślać za każdym razem – prz okazji może i ci fani, którzy narzekają (a fani zawsze narzekają, jak to zgrabnie podsumował w Swan Song Chuck), zrozumieją wreszcie, o co chodzi i skąd cały ten Angst.

 
 Bracia znowu polują w duecie i znowu się przebierają! Stęskniłam się!

W tym tygodniu dostaliśmy opowieść o rodzeństwie, które, jakby się wydawało, zrobiłoby dla siebie dosłownie wszystko. Przyznam, że kiedy zobaczyłam w zapowiedziach wilkołaczycę Kate, bohaterkę odcinka z reality show, nie byłam specjalnie zachwycona, tamta historia nie powalała i nie podejrzewałam tej o bycie czymś więcej niż tylko przeciętnym zapychaczem. O, jakże się myliłam! Otrzymałam nie dość że odcinek MOTW, za którym tęskniłam, to jeszcze naprawdę ciekawy wątek, który jednak również teoretycznie mógł być tą łopatologiczną wykładnią tego, że nie zawsze należy poświęcić wszystko, w tym człowieczeństwo, dla rodziny. Tym razem jednak dostaliśmy treść wyłożoną nieco mniej dosadnie, a prowokującą do myślenia.

 Łoś zaskoczony, Wiewiórka zaskoczona, widz też zaskoczony, bo urocze blondynki na ogół nie mają dużych szans na przeżycie w horrorach. No chyba, że nazywają się Buffy.

Czym bowiem różni się Kate od Sama lub Deana? Również rzuciła wszystko, by tylko znaleźć się przy swojej siostrze, gdy ta jej potrzebowała. Mając pod ręką dosyć nietypowe rozwiązanie, również z niego skorzystała. Jak nasi bracia na przestrzeni wielu sezonów, tak i ona sięgnęła po środek ostateczny, by tylko uratować dziewczynie życie. Zamiana w wilkołaka może tylko wydawać się nieco ekstremalnym wyjściem z sytuacji, ale czym różni się od sprzedania duszy, zawarcia paktu z aniołem czy innymi nietypowymi sposobami, w jakie Winchesterowie od lat wybawiają się wzajemnie od śmierci? Otóż różnica jest dosyć konkretna – Kate czuje się odpowiedzialna za swój czyn i tłumaczy, prowadzi za rękę krok po kroku. 

Dokładnie tego od pewnego czasu brakowało mi w relacji braci, no, może poza właśnie ostatnim odcinkiem. Od kilku sezonów prowadzą długie i pseudogłębokie rozmowy w Impali, które tak naprawdę są o niczym i do niczego nie prowadzą. Brakuje im chęci wyjaśnienia i zrozumienia, plus ciężko im niejednokrotnie odsłonić się w całości. Bo kiedy już teoretycznie porozmawiają i wyjaśnią sobie, co nimi powodowało, brakuje im tej ostatecznej części – chęci zrozumienia i wybaczenia, pozostaje tylko foch. Piękny przykład widzieliśmy w Captives, kiedy to powodowani prośbą Kevina bracia wreszcie rozmawiają, ale tylko po to, by jeden i drugi trzasnęli drzwiami do swoich pokojów. Przyznam, że byłam przyjemnie zaskoczona faktem, że tym razem w Impali padły istotne słowa, jeden brat nieomal podziękował drugiemu, a Sam dodatkowo przyznał się do tego, co kiedyś zostałoby pokazane jedynie we flashbacku i przemilczane. Oczywiście, nie wykluczam tego, że Sammy ma jeszcze kilka trupów w szafie, ale pierwszy dobry krok został poczyniony. Może nawet drugi, bo przecież sam wyjazd braci „na wakacje” był dosyć nietypowy, obaj najwyraźniej potrzebują czasu dla siebie, obaj zdecydowanie nie są gotowi na powrót do pracy, która może w nich pobudzić to, czego budzić nie wolno. Bo jeśli tak się stanie, kto będzie pilnował strażników?

 Jak widać po napisie w lewej części zdjęcia, wakacje panów są wręcz nakazane przez prawo.

Zwłaszcza, że wiemy, iż żaden z nich nie jest w stanie w swoim naturalnym wcieleniu postawić kreski na drugim, nie jest w stanie zabić drugiego. Jedne z pierwszych słów Deana skierowanych do Casa to podziękowanie za to, że wkroczył do akcji w momencie, gdy Dean był na granicy rozwalenia swojemu bratu głowy młotkiem. Jeśli z Deana wyjmiemy jego demoniczną część, nawet gdy nosi Znamię Kainowe, nie jest w stanie myśleć o zabiciu brata, ba, o życiu bez brata. Sam, nawet wiedząc, że ma do czynienia z demonem, nie jest w stanie poderżnąć gardła Deanowi. Zawsze twierdzę, że osobą, która dokonała większej ofiary w Swan Song, był właśnie Dean, pozwalając Samowi skoczyć do otchłani, pozwalając na śmierć temu, którego zawsze bronił, jednak od tamtego czasu upłynęło sporo wody w Wiśle. Albo w Potomacu. 

Tego problemu nie ma wilkołaczyca Kate, która swoją siostrę Tashę kocha nie mniej niż jeden Winchester drugiego. Jak pisałam, opiekuje się nią, wprowadza ją powoli w świat bycia drapieżnikiem, który jednak - jak wiemy od lat – zamieszkują nie tylkokrwiożercy, ale i ci, którzy potrafią się powstrzymać przed rzucaniem się ludziom do gardeł. Dean może nabijac się z jogi czy medytacji, którą uprawia Kate, jednak jeśli to działa, to czemu nie. Działa jednak tylko w przypadku absolutnej samodyscypliny, którą dziewczyna sobie narzuciła. Do podobnych wyrzeczeń nie była zdolna jej siostra, która, jak niemal każda nastolatka, zwłaszcza w dobie zauroczenia Zmierzchem, napawała się byciem niebezpiecznym stworzeniem aż do momentu, w którym przekroczyła granicę, zza której nie ma już powrotu. Tym, co jednak odróżnia Kate od Winchesterów, jest fakt, że ona potrafi przyjąć odpowiedzialność za własne błędy. Wprawdzie pierwotnie próbuje poświęcić się za siostrę, wziąć na siebie jej grzechy, mówi wszak, że „to rodzina, warto zatem dostać za nią kulkę”, potem jednak, kiedy rozumie, że wyjścia nie ma, zabija ją, choć łamie jej to serce. Można się kłócić, czy świadczy to o człowieczeństwie dziewczyny czy wręcz przeciwnie, jednak widać tu jedno – ona ma na tyle odwagi, by to zrobić. I miłości, jako że w ten sposób chroni Tashę przed staniem się jeszcze większym potworem.

 Miłość jest też odpowiedzialnością za drugą osobę i tę lekcję Kate odrobiła wręcz doskonale.

Właśnie, wracamy tutaj do kwestii potwora. Z jednej strony potworem jest siostra Kate, z drugiej luźno zasugerowane jest to, że potworem stał się Sammy. Dla czynów Deana, jak wiemy, raczej niezbyt potwornych i demonicznych, istnieje usprawiedliwienie, którym zresztą obaj Winchesterowie przerzucają się w Impali, jednak jak daleko jest w stanie pójść Sam, by ocalić brata? Wiemy, że dla Kate istnieje pewna granica – jest to właśnie stanie się bestią, rozpoczęcie polowania na ludzi, dla niej nie do zaakceptowania. Sam nie ma z tym problemów i choć pierwotnie twierdzi, że jego ofiarą był tylko Lester, potem przyznaje się do innych, tych, którym się to należało. Co jednak tak naprawdę zrobił Sam, nie wiemy. Ciężko wierzyć, że wystawił ich wszystkich na Rozdroża, by przywołali czerwonookich. Od wczoraj zatem dręczy mnie pytanie, co takiego robił Sam? W jaki sposób przekroczył tę cienką linię oddzielającą dobro od zła? Co takiego stało się, że Dean uznaje, że brat nie jest jeszcze gotowy do podjęcia rodzinnych obowiązków?

 Sam na tylnim siedzeniu był widokiem dosyć nieoczekiwanym.

Nie zapominajmy bowiem o jednym. Dotychczas ujawniono tylko to, że Crowley powiedział Demonicznemu Deanowi o Lesterze, jestem jednak dziwnie przekonana, że Król Piekła wie o każdym „wyczynie” młodszego Winchestera, śledząc go na każdym kroku. Powiedzmy sobie szczerze, pozostaje jedyną postacią, która braci nie lekceważy, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, do czego mogą się posunąć, by ocalić się nawzajem. Poza tym proszę Was, jeśli wysłał ogon za Castielem, który był bezradny jak dziecko, na pewno podobny posłał za Samem. Jeżeli więc Crowley wiedział, kto stał za Lesterem, wie również o innych wstydliwych sekretach Łosia. W jaki sposób to wyjdzie na jaw i czy rzeczywiście Sammy przyznał się do wszystkiego? A może trzyma coś jeszcze w zanadrzu? Myślę, że możemy się ciężko zdziwić. A trzymanie sekretów przed Deanem nie jest obecnie najlepszym z rozwiązań, bo – jak nam cały czas się przypomina – starszy brat jest nadal naznaczony przez Kaina i raczej na pewno nie zrobił się od tego bardziej wyrozumiały. Ta jego część znajduje się w nim cały czas, widzimy, jak chętnie sięga po broń. Póki co trzyma swoją potworną część pod kontrolą, ale co stanie się, kiedy coś go zirytuje tak, że nie da rady tego powstrzymać? Na razie z niepokojem wyptatrywałam wszelkich oznak niecierpliwego Deana, który musi ruszyć do akcji, tego Deana z początku Stairway to Heaven, budzącego Sama zaledwie po kilku godzinach snu. Wprawdzie wtedy posiadał Ostrze, ale czy sama kuracja oczyszczoną krwią podziałała na demona tak nietypowego? Póki co, jest dobrze. Jak długo?

 Gun Porn.

Powiem Wam szczerze, że jak na odcinek, który miał stać się zaledwie kolejnym MOTW, ten dał mi naprawdę sporo do myślenia i wbrew mym obawom, nie był jedynie łopatologiczną wykładnią tego, że Sam i Dean są patologicznie od siebie zależni, że nie potrafią pozbyć się potworów, jeśli są nimi oni sami. Oczywiście, pewne rzeczy wyłożono wprost, pewne rzeczy jednak delikatnie zasugerowano. Dodatkowo, fabuła do samego końca trzymała mnie w napięciu, nie spodziewałam się tego, że to małe dziewczątko przygrucha sobie stadko, choć rzeczywiście, po otwarciu odcinka, mogłam się domyślać... Wreszcie nie było również nudnych przerywników z aniołami w roli głównej – w imię tego zniosę najbardziej przegadane sceny w Impali, choć w tym epizodzie miały one sens. Zdecydowanie proszę o więcej takich odcinków! Na razie jednak przyjdzie nam czekać na kolejny nieco dłużej, bowiem kolejny zostanie wyemitowany dopiero 11 listopada. Będzie to jednak odcinek 200, odcinek meta, jest zatem na co czekać!

Supernatural, 10x04 Paper Moon, scen. A.Glass, reż. J. Szwarc, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, B. Sheridan, E. Tennant i inni.

8 komentarzy:

  1. Bardzo mi przykro, ale mnie ten odcinek kompletnie nie przekonał, jakiś taki..bez napięcia.Nie byłam się w stanie przejąć akcją, a zabicie siostry było przewidywalne.Jak zabili dziewczynę w "Sercu" t się przejęłam,chociaż
    też melodramatycznie było.I Crowleya nie było, buuu.Ładne ujęcie Kate idącej miedzy światłami samochodów.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabicie dziewczyny w "Sercu" złamało nam wszystkim... serce... Ach, gdzie ci niegdysiejsi chłopcy, którzy próbowali wszystkiego, by tylko uratować człowieka?
      Akurat brak Crowleya mi nie przeszkadzał. Potrzebuję takich kilku odcinków z samymi Winchesterami.

      Usuń
  2. Super ten znak "No hunting" : D
    Piękna scena na początku, czyli odpoczynek nad jeziorem, z piwkiem... Ale odcinek jak dla mnie był tylko dosyć dobry...

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
  3. O mamo, w tym odcinku było wszystko, za co nie lubię Supernatural. Znowu ględzenie o niczym, smutne i zmęczone spojrzenia. Znowu Dean jest dupkiem (on jako demon jest sympatyczniejszy niż jako człowiek), a Łoś rzuca spojrzenia damsel in distress.
    Poza tym, nie było ani aniołków ani Croleya, więc pozostaje czekać na kolejny odcinek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a jak dla mnie to po raz pierwszy od dawna Dean nie był dupkiem :)
      Samsell in Distress to już klasyka tego serialu :D

      Brak Crowleya rzeczywiście nie liczy się na plus, choć, jak już wspominałam wcześniej Chomikowi, potrzebuję kilku odcinków z samymi chłopcami. Ale brak aniołków - oł jesssss :D

      Usuń
  4. Widać mam taką samą wrażliwość jak Cathia, bo i mnie odcinek się naprawdę podobał. No i może dlatego że dylematy moralne w nim były zupełnie jak w Werewolf: The Forsaken czy Hunter: The Vigil. ;)

    OdpowiedzUsuń