sobota, 20 grudnia 2014

Dokąd zmierzasz, dziesiąty sezonie, czyli cathiowe marudzenie

Mid-season finale za nami, czas najwyższy więc krótko podsumować to, co już zobaczyliśmy. Nie będzie to, niestety, obraz hurra-optymistyczny, bo wrażenia mam mocno mieszane, a mógłby je opisać tytuł recenzji pierwszego odcinka tego sezonu. Naprawdę: teściowa-samochód-rzeka.
 
 Demoniczne zachowanie Deana Winchestera. Niech mnie ktoś dobije...

Najbardziej irytuje mnie potraktowanie wątku, który w zapowiedzi sezonu był pokazywany jako główny. Pamiętacie te wszystkie hasła The Year of the Deamon? No właśnie, ja pamiętam. I kiedy wyobrażałam sobie podczas letniej przerwy, co takiego będzie się działo, było w tej mojej robaczywej wyobraźni krwawo jak jasna cholera. Tymczasem Demoniczny Dean głównie szlajał się po barach, chlał, fałszował podczas karaoke, sypiał z przygodnymi kelnereczkami, dotykał striptizerek i od czasu do czasu zabijał zwolenników Abaddon, nasyłanych na niego przez Crowleya. O zamordowaniu Lestera miłosiernie nie wspomnę, bo właściwie uratował jego duszę, nie dopełniając kontraktu. Szczęśliwie jednak dane nam było to obserwować jedynie przez dwa odcinki, bo już w trzecim kuracja poświęconą krwią zrobiła, co należało i tak oto mamy oddemonizowanego Winchestera. Oczywiście, Znamię Kainowe cały czas istnieje, dosyć wyraźnie zaznaczone jest, że podnosi swój łeb i nie dość, że popycha Deana do zachowań co najmniej brutalnych, to jeszcze zsyła na niego dosyć krwawe wizje. Po finale 9 odcinka mam szczerą nadzieję, że wyjdzie z tego wątek nieco dłuższy, a nie tylko jedne czterdzieści kilka minut. Poza tym, jeśli Demoniczny Dean był taki, jaki był, to jeśli przebywałby z bratem, a nie z Crowley’em, to nie widzę dramatu. W dodatku wreszcie Winchesterowie mieliby uzasadniony powód do Angstu. No dobrze, żartuję, ale wiecie, o co mi chodzi... Niestety, w momencie, kiedy coś jest kreowane na jeden z przewodnich tematów sezonu, a jedyne, co z tego dobrego wychodzi, to przepiękne sceny rodem z Lśnienia rozgrywane w Bunkrze, nie jest dobrze. Timothy Omundson rzucił ostatnio na Tweeterze newsem, że Kain powróci i mam szczerą nadzieję, że zrobi z tym wszystkim porządek.

Zbrodnia to niesłychana, łowca zabija pana...

Szkoda, że nie jest w stanie potrząsnąć przy okazji scenarzystami, żeby przestali robić z Sama ofiarę losu. Nie ukrywam, że jestem fetyszystką motywu Samsell in Distress, ale to, co sie dzieje, to już lekka przesada! Od Black, kiedy to młodszy Winchester wpada w łapy Cole’a, jest notorycznie przedstawiany jak d... a, nie łowca. Zważywszy na to, co już kiedyś dostaliśmy w Mystery Spot i na to, jak skuteczny był Bezduszny Sam, to coś mi się nie zgadza. Może nigdy nie był posłusznym małym żołnierzykiem Johna Winchestera, ale podobnie jak jego brat, tak i Sam został wychowany praktycznie jak komandos, a ostatnie dziesięć lat zaprawiło go w bojach. Dodatkowo, zachowuje się po prostu jak idiota. Jestem w stanie zrozumieć to, że przeraża go wizja brata na nowo pochłoniętego szaleństwem wywołanym przez Kainowe Znamię, jednak to, co widzieliśmy w ostatnim odcinku, było co najmniej idiotyczne – najpierw zostawiamy brata samego z kilkoma oprychami, potem wpadamy do budynku, kiedy już zdążył ich wszystkich pozabijać i domagamy się wrzaskiem „Powiedz mi, że to była sytuacja ty lub oni?” Bitch, please... A niby jaka? Poza tym, trochę mi szkoda tego, że zarzucono temat zasugerowany w pierwszych odcinkach: kto jest prawdziwym potworem. Wówczas, na etapie Soul Survivor, kiedy dowiedzieliśmy się o Lesterze i pewnym dealu, niedopowiedziane pozostało, że młodszy miał i inne rzeczy na sumieniu, co zresztą potwierdziła, w moim mniemaniu, rozmowa w Paper Moon. Naprawdę mam szczerą nadzieję, że to powróci.

 Tak, Sammy jest, do cholery łowcą! Z naprawdę długim stażem, dlaczego robi się z niego zatem ofiarę losu?

Oczywiście, może to spowodować klasycznie już atak Angstu, ale ten jest zasugerowany już na tym etapie. Jestem bardziej niż szczęśliwa, że właściwie do teraz tego nieszczęsnego zjawiska dostaliśmy raczej niewiele, choć wyczuwam, jak nadchodzi wielkimi krokami. I jest to ten moment, w którym mam ochotę złapać obu braci, przykuć do krzeseł, rozebra.... yyyyy, przepraszam, zostawić ich tak, żeby wreszcie pogadali o tym, co ich boli. A, może najpierw zaprowadzić ich na wycieczkę do browarów w Żywcu, żeby się dobrze dzieciaczki nabombili, w końcu jak człowiek pijany, to szczery. Niestety, znając obu braci, łgaliby sobie w żywe oczy. Nie ma to jak zakłamywanie rzeczywistości, patrz peany pochwalne na cześć tatusia w barze.

Szczęśliwie, zarzucony został wątek anielski w kształcie, w jakim prześladował nas wszystkich na początku sezonu. Podróże Hannah i Castiela, teoretycznie wypełniających wielką dziejową Misję ograniczania wolnej woli aniołów, o co, przypominam, Castiel tak intensywnie walczył, uległy zakończeniu w momencie, kiedy do Hannah dotarło, co Cas właściwie jej klarował od pierwszego odcinka. Od ludzkości można nauczyć się wiele i to oni są naszą misją. Duży plus dla pokierowania postacią tak, że była w stanie to zrozumieć i odpuścić. Oby teraz nie zrobili z niej drugiej Anny Milton, która z jednej z bardziej kochanych postaci czwartoplanowych (choć zapewne nie należała do ulubienic Dean!Girls za pewną scenę w Impali) uległa przemianie w psychopatyczną wariatkę. Liczę jednak na to, że tak się nie stanie. Wybitnie podoba mi się też moment, w którym obecnie znajduje się Castiel, który podczas swojej przemowy odnośnie tego, że ludzie się starają, na nowo odzyskał jakieś maleńkie miejsce w moim fanowskim serduszku i jeśli nagle nie zmieni się znowu w idiotę (no powiedzcie mi, jakim cudem on jest tak socially awkward po tym, ile czasu przeżył na Ziemi zarówno jako Emmanuel, jak i Steve?), to jego wątek idzie w dobrym kierunku. Oby tylko nadmiernie nie eksploatowano wyjątkowo irytującej Claire.

 Jedna z najpiękniejszych wizualnie scen z aniołami w tym sezonie.

Z olbrzymim żalem przyznaję jednak, że nie podoba mi się to, co robią z postacią Crowleya. Już od pierwszych scen tego sezonu, szlajania się z Deanem po barach, tolerowania sypiania z panienkami w jego łóżku, tęsknych spojrzeń na zdjęcia i pozwolenia na publiczne pokazanie, jak bardzo jest bezradny wobec Deana, miałam takie wielkie WTF. Sytuację nieco poprawił Soul Survivor i cudowne sceny na tronie (oczywiście, nie wspominam tutaj o tym zamyślaniu się nad fantastycznym graniem w piłkarzyki inne takie), w Girls Girls Girls też bardzo mi się podobał, jednak wprowadzenie Roweny sprawia, że mam lekkie obawy odnośnie mego Pana i Władcy. Rozumiem, że jego mroczna esencja uległa nieodwracalnemu skażeniu podczas Trzeciej Próby, jednak jeśli da się nabrać na ewidentne knucie maci, to ja zabieram zabawki i idę do innej piaskownicy. Oczywiście, jakaś ewolucja tej postaci jest niezbędna, jednak nie zapominajmy o tym, dlaczego Crowley stał się jedną z najukochańszych fanowskich postaci – niezmiennie pozostawał kimś, kto był o cztery ruchy przed przeciwnikiem, potrafił odegrać dobrego wujka, ale przede wszystkim był bezlitosnym skurwysynem i trzymał karty przy orderach. Takiego Crowleya potrzebujemy. Jasne, cieszę się, że Mark Sheppard pojawia się w serialu częściej, tak jak cieszy mnie jego obecność wszędzie, nawet w najmniejszej rólce, ale psucie tej postaci przyprawia mnie o lekką frustrację.

 Żądam więcej królewskiego Crowleya!

Do tej pory również właściwie nie wiadomo, co jest motywem przewodnim tego sezonu i kiedy tylko pojawiają się odcinki, które w jakiś sposób nawiązują do wątków w jakiś sposób głównych, są to odcinki raczej nudnawe i przegadane – tak jak właśnie stało się z The Things We Left Behind. Brakuje bardzo wyraźnego głównego złego, może w zeszłym sezonie Metatron nie był wrogiem wybitnym jak choćby Azazel czy Lucyfer, bliżej było mu raczej do Naomi, ale pewien wyraźny cel istniał. Tutaj właściwie nie dzieje się nic i to jest smutne.

Jesteśmy w miejscu, w którym bardziej cieszą mnie odcinki MOTW i, ku mojej wielkiej radości, w tym sezonie, po pierwsze, mamy ich trochę, po drugie, są bardzo zacne, odwołujące się do klasyki serialu, do pierwszych sezonów. Przywoływanie postaci, które już kiedyś się pojawiły, takich choćby jak wilkołaczyca Kate czy Jody Mills do spółki z Donną Hanscum, wychodzi scenarzystom naprawdę znakomicie, nie nudzi i mam szczerą nadzieję, że ta tendencja się utrzyma. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, w pewnym momencie w wielu serialach główny wątek zaczyna być nużący (tak, X-Fajle, patrzę na was!) i ratują je właśnie takie jednorazowe odcinki. Dotychczas Supernaturalowi udawało się wymykać temu schematowi, ten sezon jednak dotychczas jest o tyle problematyczny, że tego głównego wątku nie ma. Obyśmy zatem dostawali jak najwięcej odcinków o potworach tygodnia!

 W sumie chętnie obejrzałabym spin-off z Jody i Donną.

Wiem, narzekam. Ale powiem Wam szczerze, że po prostu mnie boli, że ten jubileuszowy sezon jest dotychczas taki... nijaki. Jasne, dostaliśmy przecudne Fan Fiction, doskonałym odcinkiem był również wspominany tu wielokrotnie Soul Survivor, ale to... trochę mało? Pojedyncze urocze sceny, o których tu napiszę w przyszłym tygodniu, wiosny nie czynią i mam szczerą nadzieję, że 20 stycznia dostanę czymś naprawdę powalającym! Choć, mówiąc szczerze... promo odcinka nie wygląda zachęcająco...


14 komentarzy:

  1. Na rozdroża zmierza...No, niestety,może powinniśmy się cieszyć poprzednimi sezonami, tym, że były..Wczoraj obejrzałam odcinek,w którym pojawiają się Ellen i Jo,no,aż smutno.Chociaż Ashowi się fajny kawałek nieba trafił.
    Wszystkim z okazji Świąt,życzę, by się ich ulubione seriale rozwinęły a ich ulubieni aktorzy pojawiali jak najczęściej,żeby kasy na konwenty starczyło i w ogóle - wszystkiego naj w Nowym Roku!
    A ja będę miała kalendarz z SPN, lalalal!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby zmierzał na Rozdroża, to by dobrze było :D

      Wzajemnie, boska :D

      Usuń
  2. Jensen mówił, że pod koniec dziewiątego z Deanem już było tak ponuro, że zdecydował się to odwrócić - demoniczność miała polegać na tym, że Demon!Dean ma na wszystko wywalone i już się niczym nie przejmuje. Teoretycznie to ma sens, ale wyszło jak wyszło... To jest, wydaje mi się, że cały odbiór został spaprany pierwszym wrażeniem - 'Black' jest snujowaty jak artystyczne kino barowo-prowincjonalne i jeszcze to karaoke... A to zamierzone nieprzejmowanie jest średnio przekonujące, bo przecież on tam w gruncie rzeczy nic tylko się użala nad sobą. Dopiero w kolejnych odcinkach pokazał demona, który naprawdę lubi być wredny, pomijając jakieś momenty nad pianinem. Ale tego z kolei było za krótko. Myślałam, że go oddemonią gdzieś tak w połowie sezonu, jak nie pod koniec... Ahem, Godstiel, anyone?

    O zamordowaniu Lestera miłosiernie nie wspomnę, bo właściwie uratował jego duszę, nie dopełniając kontraktu.
    Ej, no ale tak czy owak, gdzie mogła trafić dusza gościa zlecającego zabójstwo żony? :)

    W dodatku wreszcie Winchesterowie mieliby uzasadniony powód do Angstu. No dobrze, żartuję, ale wiecie, o co mi chodzi...
    Co żartujesz, co żartujesz, przecie słusznie gadasz. :)

    Dodatkowo, [Sam] zachowuje się po prostu jak idiota.
    Przedawkowanie angstu pada w końcu na mózg...

    najpierw zostawiamy brata samego z kilkoma oprychami, potem wpadamy do budynku, kiedy już zdążył ich wszystkich pozabijać i domagamy się wrzaskiem „Powiedz mi, że to była sytuacja ty lub oni?” Bitch, please... A niby jaka?
    Polać Ci. Nic dodać, nic ująć.
    (Dean powinien mu powiedzieć "Było zostać i patrzeć, a nie teraz chcieć sprawozdanie!" :P )

    Duży plus dla pokierowania postacią tak, że była w stanie to zrozumieć i odpuścić. Oby teraz nie zrobili z niej drugiej Anny Milton
    *kiwa stanowczo*

    Oby tylko nadmiernie nie eksploatowano wyjątkowo irytującej Claire.
    Znaczy, jest niezła w mówieniu Castielowi niby oczywistych rzeczy, które już dawno potrzebował usłyszeć. Tu byłam bardzo za. Ale tak poza tym, nieletnia-malowniczo-zbuntowana to niezupełnie mój ulubiony typ postaci, więc liczę, że jeśli wróci (a raczej wróci), to przestanie jechać tym trybem młodej gniewnej i pokaże coś więcej.

    Jedna z najpiękniejszych wizualnie scen z aniołami w tym sezonie.
    Nie. Jedna z najpiękniejszych wizualnie w całym serialu, z aniołami czy bez.

    nie podoba mi się to, co robią z postacią Crowleya
    Dziwiłam się, że świadkowie tego, jak Dean nim wytarł podłogę, uszli z życiem. Z aktualnej perspektywy, to było prorocze...

    Do tej pory również właściwie nie wiadomo, co jest motywem przewodnim tego sezonu i kiedy tylko pojawiają się odcinki, które w jakiś sposób nawiązują do wątków w jakiś sposób głównych, są to odcinki raczej nudnawe i przegadane
    Ja właśnie z lekkim zdziwieniem zauważam, że te podobają mi się bardziej (z wyjątkiem 'Black'), ale zgadzam się, że sezon jako całość jest jakiś bezkształtny i zdechły. I owszem, bezcelowy.

    Czekam na zestawienie scen. :) We wszelkie promo na razie nie zaglądam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to faktycznie nie wiem, gdzie popełnili błąd. Może i ma w nosie dokładnie wszystko, ale to wygląda jak Dean Winchester na niezłym gazie. Zapomniano o jednym - człowiek nie zmienia się w demona, bo tak. Tam w grę wchodzi naprawdę wielkie ZŁO.

      Tak, to był dokładnie casus Godstiela!

      O ile dobrze pamiętam, nigdy nie sprecyzowano, za co dokładnie można trafić do Piekła. Oczywiście, kwestia sprzedaży duszy. Oczywiście, kwestia udręczenia duszy nawet na Ziemi - to próbowała zrobić Abaddon. Bycie złym pewnie też... ale tak właściwie Lester nie zrobiłby nic, gdyby nie podpuścił go Sam. Ciężka sprawa.

      Możemy sobie polać przy najbliższym konwencie! Dwóch idiotów, którzy mają szczęście, że są co raz wskrzeszani... :) acz oczywiście atrakcyjnych wizualnie.

      No właśnie ja też mam problem z Claire, bo nie znoszę tego typu postaci. Nigdy nie byłam w stanie obejrzeć nawet stareńkiego hitu z Michelle P. Pewnie zaszłości z początków kariery zawodowej :) cztery lata pracy z takimi daje popalić :) takie Claire też miałam w klasie :)

      Ooo, masz rację co do tej sceny :)

      Świadkowie sceny powinni wyparować w ułamku sekundy, zwłaszcza, że bardzo im się podobała...

      Mogliby się, kurczę, zdecydować, na coś!

      Usuń
  3. Po obejrzeniu promo ciekawi mnie jedna rzecz, kto/co opętało Charlie. Bo po promo do odcinka 9 jakoś nie przekonują mnie zwiastuny apokalipsy i grozy. Pewnie znowu okaże się, że to się komuś śni.
    Btw. cieszę się że postać wraca, ale mam poważne obawy co się z nią stanie (znaczy standardowe, jestem opętana, uratujcie mnie! Ups, umarłam.). A ktoś tu niedawno mówił, że Charlie na szczęście uciekła ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię Charlie i chciałabym, by na zawsze pozostała w Oz. No ale cóż, w takich okolicznościach przygody mam przynajmniej nadzieję, że Dean jej nie zabije w napadzie szału. Nie, żeby mi żal postaci było, ale ten ANGST.

      Usuń
    2. Mi by było żal postaci, ale nie chcę żeby została źródłem ANGSTU na kolejne pięć sezonów. Nie zasłużyła na to.
      Btw. czemy nie lubisz Charlie? (Nie przeszkadza mi to i nie mam zamiaru nawracać, po prostu jestem ciekawa :).)

      Usuń
    3. Aaaaa, zżarło mi odpowiedź :(

      To teraz będzie w skrócie. Podobała mi się Charlie jako uroczy geek w dwóch odcinkach, w których się pojawiła - widziałam marysójkowatość, ale że ładnie wkomponowana w postać, nie przeszkadzała mi specjalnie. Natomiast kiedy jako łowca też okazała się wymiatać, zwątpiłam. Nope. No nie leży mi ten koncept i tyle.

      Usuń
    4. Jak się pojawiła w tym odjechanym stroju i powiedziała Deanowi w świecie gry:"Chodź ze mną, jeśli chcesz żyć" to było fajne.Ale lepiej żeby została w Oz

      Chomik

      Usuń
    5. Chomik- tak! Odcinek z grą mi się nie podobał, ale ta scena wynagradzała wiele :). Z drugiej strony, ja strasznie jestem czuła na odwołania popkulturalne.
      Cathia- rozumiem i dziękuję za odpowiedź :).

      Usuń
  4. A ja coraz poważniej zastanawiam się, czy w ogóle oglądać dalej SPN po mid-season finale...I powiem szczerze, że jestem bardziej na nie, niż na tak.

    Nie mam pojęcia, co się stało - być może po prostu obserwujemy klasyczne wyczerpanie formuły po niemal dekadzie nadawania - ale nawet sezon siódmy nie irytował mnie w tak wielkim stopniu, jak dziesiątka. Jak już wspomniałam na forum, "kanoniczny" Cas (główny powód, dla którego oglądam Supernatural) skończył się dla mnie gdzieś pomiędzy 'Holy Terror' a 'Metafiction' i odmawiam uznania tego, co scenarzyści wyczyniali z nim pod koniec 9 i w 10 za cokolwiek innego niż niezbyt udany fanfik. Crowley powoli zostaje zamieniony we własną karykaturę, demoniczna natura Deana polega na śpiewaniu przebojów Right Said Freda, a Sam...słuchajcie, nie lubię Sama, uważam, że jest w ciul irytujący, ale nawet on nie jest aż tak wielką pierdołą.

    Być może obejrzę 'The Hunter Games', albowiem będzie tam Metatron (tak, myślcie sobie, co chcecie, uwielbiam Metatrona na tej samej zasadzie, na jakiej uwielbiam Filcha z HP i jego nieustanne nostalgiczne wspomnienia o wieszaniu uczniów za kostki przy suficie), ale czy cokolwiek dalej? To już będzie zależało od tego, czy scenarzyści przedstawią wreszcie coś godnego uwagi - taki, na ten przykład, theme tego sezonu. Bo póki co, to ja naprawdę nie wiem, dokąd ten pociąg właściwie zmierza i po co...

    Maryboo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, Metatron jest doskonale napisaną i zagraną postacią! Ma być małym upierdliwym złośliwym człowieczkiem (aniołem), który nieoczekiwanie dorwał się do władzy i jako taki, jest rewelacyjny! Nie lubię go jako postaci, ale nie mogę nie podziwiać!

      Tak, najwyższy czas na konkrety. Bo nawet na poziomie sezonu szóstego, który też rozwijał się cholernie długo, było już w tym momencie wiadomo, że "coś" się dzieje - te potwory, w dodatku pozostawała zagadka Bezdusznego Sama. W siódmym, który uważam za najgorszy, póki co, od początku było wiadomo, ze gdzieś tam są lewiatany i trzeba z tym zrobić porządek.

      Ja cały czas liczę na solidne pierdolnięcie. I go nie dostaję.

      Usuń
  5. *kiwa głową na całą notkę, bo dobrze gadasz, trzeba Ci polać*

    Kain powraca? *pisk* Ubóstwiam Omundsona! To chyba jedyne co mnie w perspektywie tego sezonu autentycznie cieszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polejemy sobie przy okazji :D

      Ja też go ubóstwiam :D cudowny człowiek, a Kain genialnie napisana postać! Info pochodzi od niego, puścił taki spoiler na Twitterze :)

      Usuń