poniedziałek, 23 marca 2015

Dzień jak każdy inny

Od razu przepraszam za opóźnienie w publikacji tej recenzji! Serial przeniesiono na środowy wieczór, więc obejrzeć można go było dopiero w czwartek, od piątku byłam wyjechana, a obiecane wi-fi w hostelu należało do kategorii „Science Fiction piętro wyżej”... Przy okazji – w związku z tą środą pewnie przeniosę już recki na soboty, lubię mieć czas na przemyślenie wszystkiego. 

 Poszukiwania trwają.

Wbrew moim przewidywaniom, po przerwie nie dostaliśmy odcinka związanego z głównym wątkiem, ale typowy MOTW. Zważywszy na jakość tych odcinków, jestem z tego naprawdę zadowolona, bo i ten nie zawiódł. Naprawdę, Supernatural ma przyszłość, jeśli tylko skupi się na tym, a nie na wydumanym głównym wątku.

Oczywiście, nie jest tak, że temat zniknął całkowicie i to naprawdę spory plus. Często ostatnio bywało, że w pojedynczych epizodach nie było najmniejszej wzmianki o głównym problemie sezonu i niezmiennie mnie to irytowało, bo gdzie te czasy, gdzie najmniejszy fragment dialogu odnosił się do całości (moim ulubionym przykładem pozostaje tu niezmiennie owo „I’m sorry” Mary Winchester w Home). Tutaj widzimy, że Sam nie odpuszcza, próbuje znaleźć rozwiązanie kainowego problemu, choć zabiera się za to, moim zdaniem, nieco idiotycznie. Siedzi w końcu w największej bibliotece nadprzyrodzonego, jaka istnieje, a rozwiązania szuka w Internecie... taaaaak... Nie mogę jednak pojąć, dlaczego te poszukiwania prowadzi w tak wielkim sekrecie przed Deanem, przecież to oczywiste, że żaden z nich nie odpuści, każdy na swój sposób – Sam będzie grzebał w źródłach, Dean będzie walczył z ciężarem, jaki na niego spadł. Choć możliwe, że rodzajowa scenka w czytelni Bunkra była potrzebna głównie po to, by rzucić dawno niesłyszany sytuacyjny dowcip pornosowy. I jakkolwiek by to nie zabrzmiało, stęskniłam się za tymi sucharami.


 Biedny Dean znowu nie dostał ciasta, ale przynajmniej skosztował krem. Strasznie mi się podobało, jak niewinnie wsadzał palec do paszczy, wychodząc z biura szeryfa.

Dowcipy rzuca oczywiście Dean i powiem szczerze, prowadzony w ten sposób, jak w tym odcinku, szalenie mi się podoba. Widać, że Znamię na nim ciąży, widać, że walczy ze sobą. Scena na początku, kiedy naciska na Sama, by ruszali już zaraz, za 10 minut, przypomina mi jednak tę niecierpliwość, którą wykazywał na końcu sezonu 9, która była znakiem tego, że Znamię definitywnie przejmuje nad nim kontrolę. Wtedy Dean właśnie zabił Abaddon, tutaj jesteśmy tuż po zabiciu Kaina, które chyba ma zdecydowanie większy ciężar gatunkowy, więc obawiam się, że starszy Winchester jest na granicy. W przeciwieństwie jednak do ostatniego sezonu walczy, by utrzymać pion, nie zamierza się poddawać. Widać to chociażby w rozmowie z Cole’em, stanie się potworem oznacza ostateczną rezygnację. A powiedzmy sobie szczerze, tego żaden z Winchesterów nie ma we krwi.

 Przyznam bez bicia, była to dla mnie jedna z najcięższych scen w SPNie.

Dlatego szczerze obawiam się tego, co zrobi Sam. Od drugiego sezonu doskonale wiemy, co bracia są w stanie zrobić dla siebie, a Znamię Kainowe to wyrok, chyba nawet gorszy niż wyrok śmierci. Bo jeśli Dean zostanie zabity, zmieni się w demona; jeśli będzie żył, prawdopodobnie – jak w przypadku Kaina – stanie się wiecznym wędrowcem, więc i tak utraci brata, rodzinę, to, dla czego obecnie walczy. Mam wrażenie, że Sam doskonale zdaje sobie z tego sprawę i dlatego nie odpuści, będzie przeszukiwał wszelkie dostępne źródła, bo może w końcu natrafi na jakiś najmniejszy fragment informacji, która pomoże mu ocalić brata. Co jednak... jeśli takiego nie ma? Bardzo nie podobała mi się dziwna mina Sama na samym końcu odcinka... co on kombinuje? W promo odcinków pohiatusowych słyszałam crowleyowe „I’ve got the Winchesters where I want them.” I jakkolwiek obecny Crowley to cień starego, może tak naprawdę ma Plan, mimo tego, że Winchesterowie zrobili go, mówiąc kolokwialnie, w konia. Może jesteśmy w punkcie, w którym dotrze do Sama i zaproponuje rozwiązanie? Winchester na sprzedaż duszy na pewno nie pójdzie, ale jest tyle rzeczy, które może dać w zamian... Pewnie przekombinowuję, ale nie moge się pozbyć wrażenia, że coś jest na rzeczy. Mam przynajmniej taką nadzieję, bo inne rozwiązanie jest definitywnie zbyt przerażające...

 TA mina Sama. Już się boję.

Niezmiennie pozostaje nim pytanie, które zadano nam na początku sezonu – „Who’s the real monster?” W kontekście tego odcinka odpowiedź nie jest taka prosta, bo poruszono go na kilka sposobów. Choćby kwestia tego, kiedy człowiek staje się potworem. Czy wtedy, kiedy zostaje w pewien sposób „zarażony” czy wtedy, gdy poddaje się temu pragnieniu? Co jeśli się poddaje? Czy tak naprawdę jest potworem, czy jest ofiarą potwora? Co z tymi, którzy stali się potworami, by w jakiś sposób pomóc komuś, na kim im zależało? Te wszystkie problemy zostały poruszone w tym odcinku, nie tylko przez Cole’a i Deana i tak naprawdę nie ma na nie prostej i czytelnej odpowiedzi. Podobnie jak Jack Montgomery w Metamorphosis, tak i tutaj głęboko współczułam Kitowi, który się starał jak mógł, by nie skrzywdzić nikogo, a zwłaszcza swojej żony, jednak nie był w stanie przezwyciężyć potwora ukrytego w sobie, a mówimy o zaprawionym w bojach wojskowym! 
 
 Nie do końca jednak rozumiem, dlaczego akurat krew miałaby ostatecznie zaspokoić pragnienie... 

Tak naprawdę sam był ofiarą, on nie wybrał tej drogi jak wiele innych potworów, które w Supernaturalu poznaliśmy. Był zdecydowanie słabszy niż Cole czy po prostu miał tego pecha, że Winchesterowie stanęli na jego drodze później, kiedy już pogrążył się w szaleństwie? Ten odcinek, podobnie jak kilka innych w tym sezonie, nie daje łatwych odpowiedzi, bo tak naprawdę ich nie ma. Nie ułatwia też odniesienie do sytuacji braci Winchesterów, bo choć na dotychczasowe standardy to Dean, posiadacz/nosiciel Znamienia, jest potworem, jego brat zaś człowiekiem, to jednak Dean wykazuje więcej ludzkich odruchów niż Sam, to jemu zależy na tym, by znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie i to on wykazuje się cierpliwością. To on odmawia kontynuacji elektrowstrząsów, bo może to kosztować Cole’a życie, a przecież musi istnieć rozwiązanie tej sytuacji, każdy ma słaby punkt. Sam pragnie załatwić sprawę i prawdopodobnie powrócić do swoich, bezowocnych przecież, poszukiwań. Kto zatem jest prawdziwym potworem?

 Cierpliwość Deana w tym odcinku... Bogini, jak mi go strasznie żal.

Podoba mi się, że wrócono do postaci Cole’a i to w dodatku w takim kontekście. Wiemy, że chłopcy przekonali go co do zasadności poczynań Deana te x lat temu, jednak „uwierzyć” a „wiedzieć” to dwie różne rzeczy. Cole już wie, co to znaczy stać się potworem, choć się nie poddał i postanowił walczyć dalej. Nie byłam specjalną fanką tej postaci, jednak ładnie nadano jej głębię i pozwolono na prawdziwe zrozumienie problemu. Pamiętam, że zastanawialiśmy się wszyscy, czy Cole zostanie łowcą, w kontekście tego odcinka mam wrażenie, że niekoniecznie. On zdecydowanie docenia znaczenie rodziny, docenia fakt jej posiadania i doskonale orientuje się, jak niewdzięczna jest praca łowcy. Za nią nie dostaje się medali, za nią dostaje się większą szansę na przyspieszone zejście z tego świata, konflikt z prawem, ból i rozpacz. I tak dzień w dzień, tydzień w tydzień, miesiąc w miesiąc, kiedy jest się łowcą, nie ma co liczyć na chwilę wolnego, chwilę oddechu. Przecież dla wszystkich, których Winchesterowie spotykają, taka sytuacja jest czymś mocno nadzwyczajnym, dla nich – dzień jak co dzień, może być co najwyżej nieco bardziej zwariowany.

 Śliczne ujęcie. I jakkolwiek Cole mnie wcześniej wkurzał, w tym odcinku był rewelacyjny.

Ten odcinek całkiem ładnie pokazał też pewną bezradność łowców, jeśli stają w obliczu czegoś nowego, zupełnie nieznanego. Owszem, na piewszy rzut oka mieli do czynienia z robalem khan, jednym z bardziej przerażających twórów Matki Wszechrzeczy (Rufus! *szlocha w kąciku*), jednak zmutowaną jego odmianą. Proces rozwiązywania zagadki i wynajdywania słabych punktów przeciwnika wydaje się jedną z najtrudniejszych rzeczy, z którą łowcy mają do czynienia. Tutaj nie było tak ciężko, w końcu potwór pochodził z okolic pustynnych i wchłaniał wszelkie płyny z ciała nosiciela, jednak zapewne nie raz i nie dwa łowcy trafiają na coś nieznanego. Mimowolnie człowiek zaczyna się zastanawiać, jakimi ofiarami okupione były te wszystkie słabe punkty potworów, które poznaliśmy od pierwszego sezonu. Świat potworów zmienia się bowiem bez końca, jak widzimy chociażby w tym przypadku, mutują bez ustanku, w zależności od otoczenia i warunków, w jakich przyszło im przybywać. Bardzo ładne uzupełnienie mitologii.

 A na zakończenie Domek w Głębi Lasu :)

To był naprawdę dobry odcinek, prowokujący do namysłu. Podoba mi się również to, że od jakiegoś czasu dostajemy postaci wracające nie tylko po to, by malowniczo rozbryzgnąć się na ścianie, ale by coś zrobić. Nie jestem fanką Charlie, ale miło, że nie dzieli ona, przynajmniej chwilowo losu Sarah Blake, cieszy mnie również to, że Cole pojawił się i przeżył, bo zaczyna ewoluować w naprawdę interesującą jednostkę. Oby tak dalej!

Supernatural, 10x15 The Things They Carried, scen. J. Klein, reż. J. Badham, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, T.A. Wade i inni.

24 komentarze:

  1. Przyjemny odcinek, niby nic specjalnego i raczej taki zapychacz, ale niezły. No i Cole bardzo pozytywnie mnie tu zaskoczył, może jednak będzie z niego jakaś interesująca postać, mógłby się jeszcze czasem pojawić. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapychacze w tym sezonie są znacznie lepsze niż główny wątek :D

      Usuń
  2. Siedzi w końcu w największej bibliotece nadprzyrodzonego, jaka istnieje, a rozwiązania szuka w Internecie...
    Sam w Internecie. A (na ogół do przesady kreowany na analfabetę) Dean szukał właśnie w tej bibliotece. Co się dzieje... :D

    Nie mogę jednak pojąć, dlaczego te poszukiwania prowadzi w tak wielkim sekrecie przed Deanem
    Bo w każdym sezonie musi być Straszliwa Atmosfera Sekretu i czajenie się jeden przed drugim. Jak mnie to wnerwia...

    Nadal nie rozumiem, dlaczego Sam tak panicznie odmawiał ciacha. Przecież nawet jeszcze nie wiedzieli, że okolica jest robaczywa, a choćby nawet...?

    Co jednak... jeśli takiego nie ma?
    *khem* Meanwhile, Metatron? Może by się z nim umówić na kolejną randkę? Jeśli Dean chce, może się przez cały czas krzywić jak przy Cole'u. Ale coś czuję, że to będzie kolejny wątek przepadły po wieki w nieodkurzanych zaułkach kanonu...

    Winchester na sprzedaż duszy na pewno nie pójdzie, ale jest tyle rzeczy, które może dać w zamian...
    "Mam tu jedną upierdliwą czarownicę, wy macie czterogwiazdkowy loch, osobiście testowałem. Deal?" :D

    Choćby kwestia tego, kiedy człowiek staje się potworem.
    I dlatego ten odcinek uważam za jeden z lepszych.

    Nie do końca jednak rozumiem, dlaczego akurat krew miałaby ostatecznie zaspokoić pragnienie...
    No ja też, szczególnie, ze wcale jej aż tyle nie wypił, więcej rozpaprał po okolicy. A potem i tak szukał kolejnych ofiar do rozpaprania.

    Był zdecydowanie słabszy niż Cole czy po prostu miał tego pecha, że Winchesterowie stanęli na jego drodze później, kiedy już pogrążył się w szaleństwie?
    Stawiam na to drugie. Gdyby udało się go potrzymać w saunie przez parę godzin, dlaczego też nie miałoby pomóc?

    Podoba mi się, że wrócono do postaci Cole’a i to w dodatku w takim kontekście.
    Jakaś postać (męska) wraca w tym sezonie i jej nie psują! Musi cud. Z tym zastrzeżeniem, że cała ewolucja jego poglądów wydaje mi się strasznie sztucznie pędzona - ledwo zrezygnował z zemsty (też za szybko), a już chce Winchesterom medale dawać, chociaż w sumie nie zna 99% ich historii.

    [offtopowy spam mode on] W razie gdyby ktoś tutaj naprawdę nie miał nic lepszego do roboty, informuję, że popełniłam metę, z obrazkami: Dressed Up Dean. [/mode off]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłopaki zamieniają się miejscami ostatnimi czasy :) Dean wykazuje zrozumienie, Sam pociąga za spust...

      Mnie też Straszliwe Sekrety ciężko wkurzają... Ale przynajmniej nie ma Angstu!!!

      O, patrz, zapomniałam o Metatronie :D ja po prostu wyrzucam z pamięci wszystko, co ma coś wspólnego z głównym wątkiem :D

      Tekst o czarownicy, testach i lochu sprawił, że zaczęłam mieć skojarzenia :D będzie mi się śniło :)

      Cole nie zna dużo ich historii, ale domyślny jest, nie da się ukryć...

      Oooo, jakie cudo!!!

      Usuń
  3. Cole, choć go nie lubiłam, to jednak jest lepszy niż te wszystkie Roweny i Claire razem wzięte. Fajnie, że okazał tyle rozsądku i powiedział kilka miłych słów Winchesterom, doceniając ich bardzo niewdzięczną pracę. Tak, oni za ratowanie świata nawet nie dostają podziękowań, a co dopiero mówić o pieniądzach, zaszczytach i medalach -.-

    Odcinek w porządku, przyjemnie się oglądało. choć nie jest z tych bardzo zapadających w pamięć.

    Szczerze mówiąc, po tym odcinku mam dobre przeczucia co do Deana :) Myślę, że wkrótce znajdą dla niego lekarstwo, bo "każdy ma swój słaby punkt" ^^ I bardzo ładnie zachowywał się w tym odcinku wobec Cole'a i w ogóle, podczas śledztwa.

    Choć kompletnie nie rozumiem, czemu nie chce, żeby Sam przeczesywał internet. Chyba tylko po to, żeby mogła się odbyć kolejna Dramatyczna Rozmowa w Impali -.-

    Bardzo liczę na pomysłowe rozwiązanie sprawy Piętna Kaina :)

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli znajdą lekarstwo dla Deana, to mnie strzeli... Kain szukał tak długo...

      Usuń
  4. Ja mam problem z aktorem grającym Cole'a - facet ewidentnie mi kogoś przypomina, ale pojęcia nie mam, kogo. Ot, taka dygresja, ale męczy mnie to od pierwszego odcinka tego sezonu ;)

    Maryboo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maryboo,bardzo przepraszam, że zaczepiam,ale bardzo lubiłam Wasze analizy,będą jeszcze kiedyś jakieś?Ja cały czas zaglądam na "Lokatora" .Pozdrawiam.

      Chomik

      Usuń
    2. Obecnie analizujemy serię "Rywalki" Kiery Cass. Skończyłyśmy pierwszy tom i zabieramy się za drugi, "Elitę": http://ksiazedowziecia.blogspot.com/

      Maryboo

      Usuń
    3. O,dziękuję!!! Cieszę się.

      Chomik

      Usuń
    4. Mi przypomina Jeremy'ego Rennera :).

      Usuń
    5. A wiesz, że to całkiem dobry trop? Tylko mnie on się chyba zlewa w mieszankę Rennera i LaBeoufa :D

      Maryboo

      Usuń
  5. Słowa Cole'a były fajne,naturalne i mówione z przekonaniem.Reszta to jakieś takie odgrzewane kotlety...

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznaję, że mnie nie zachwyciło, ale ja bardzo nie lubię jak po epickiej bitwie w ostatnim odcinku przed przerwą, dostajemy konkurs pieczenia ciast.
    Fajnie, że Cole wrócił, chociaż nadal mnie nie przekonuje jego zakumplowanie z braćmi. I to "tak, rozumiem, że tata był potworem. Nie pokazaliście mi żadnych dowodów, ale co tam. Obcy zawsze najwięcej wiedzą o członkach rodziny, czyż nie?". Ale lubię go jako postać, więc miło że był i przeżył.
    Bardzo mnie ciekawi, co Sam kombinuje. Może zamiast szukać lekarstwa, będzie chciał załatwić sobie nieśmiertelność? Żeby Dean wieczny tułacz nie stracił rodziny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod akapitem o Cole'u...

      Usuń
    2. Konkurs pieczenia ciast jest lepszy niż kolejne przekomarzanki Crowleya z mamusią...

      Sam i nieśmiertelność :D mam wizję - sprzedać duszę za nieśmiertelność :D dodge this, Crowley :)

      Usuń
    3. Hm, czy Ty nie powinnaś Crowleyowi ułatwiać, nie utrudniać XD?

      Usuń
    4. Ostatnio to mam ochotę go palnąć raz a dobrze :D

      Usuń
    5. Jakby co, popraw mu z drugiej strony ode mnie. Patelnią ;).

      Usuń
    6. Tą z tego odcinka kreskówkowego?

      Usuń
  7. A tak swoją drogą, monolog Cole'a o tym, jak to bracia codziennie stykają się z potworami z koszmarów sennych nasunął mi na myśl pomysł na kolejny odcinek meta: ofiary (rzecz jasna te, które przeżyły) wszystkich najdziwniejszych odcinków MOtW u psychologa :D. Wyobraźcie sobie na przykład tę dziewczynkę z odcinka o studni, opowiadającą z pełną powagą, że jej miś chciał się zabić, ale przyszło do niej dwóch panów, którzy obiecali jej, że uleczą misia i nazwali się lizakowymi lekarzami. Aha, i rodziców nie było wtedy w domu...

    Maryboo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooooooooooooooooo TAK :D Tak bardzo bym oglądała :D

      Usuń