niedziela, 6 grudnia 2015

Jednorożce i syrenki... I brokat!

Hmmm… Miał to być odcinek zabawny i nie przeczę, znalazło się kilka momentów, w których ryknęłam zdrowym rechotem, jednak jak na to, czego się spodziewałam, nie było ich tak wiele. Wniosek z tego jeden – nic na siłę, panie i panowie.


Sam Winchester jest masochistą. Nie prowadzi żadnej sprawy, a mimo to wstaje o 6:30. I żeby jeszcze sam, tak z siebie! Ale nie, budzik sobie nastawia. Tak, dla takich jak on Crowley zmienił Piekło.


Tak, rozumiem, że Jensen miał taką minę cały czas, kiedy Richard mówił mu, co robić.

Jednak żeby nie marudzić, skłamałabym, pisząc, że nie był to odcinek całkiem niezły, niekoniecznie jako comic relief. Przede wszystkim, po raz kolejny daje nam wgląd w stosunki rodzinne Winchesterów i jeśli jeszcze ktoś mi powie, że John był nadzwyczajnym ojcem, to będzie kolejny tytuł, którym mu odpowiem. Właściwie za wszystko powinno wystarczyć Something Wicked i A Very Supernatural Christmas, ale dołączam Just My Imagination do listy. Jeśli tak wyglądało życie młodego Sama Winchestera, to ja się naprawdę nie dziwię, że chłopak dał nogę, kiedy tylko mógł. Wiedząc, że coś tam się czai w Ciemności, zostaje sam, raz za razem. Dziewięcioletni dzieciak! Jasne, dziewięciolatek nie patrzy na to jak na zagrożenie, raczej tęskni za tym, żeby coś zrobić, a najgorszym przeciwnikiem jest nuda, ale na litość Boską! I tak, chociaż młody Sammy ucieszył się jakby mu kto milion dolców dał, tak tatuś dopuszczający do tego, by nawet teoretycznie wziął udział w polowaniu, a wcześniej jeszcze nań samotnie dojechał, jest osłem rzadkiej maści. Nie jestem fanką trzymania dzieci pod kloszem, ale… Nie. Ha, zresztą, tatuś to jedno, ale braciszek, który twierdzi, że przecież młodszy nie był samotny, bo zawsze miał jego, to kolejny przykład winchesterowej patologii i przekłamywania faktów. Miło było jednak przy okazji znowu zobaczyć Dylana Everetta, bo Dylan Kingwell, nowa odsłona młodego Sama, nie zachwycił mnie specjalnie. Może przywykłam zanadto do Colina Forda, ale czegoś mi w tym Samie brakowało. Trudno. Nie co dzień Święto Lasu.


Widzicie klocki LEGO i żołnierzyka? Rozumiem wiele, ale tak, scenarzyści, już zauważyliśmy, że nawiązujecie do poprzednich sezonów...


Nope. Colin Ford to mój młody Sam.

Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że scenarzyści piszą Sama na nowo. Jasne, na pewno – jak pisałam – chciał spróbować czegoś nowego, ale zaledwie pół roku wcześniej, podczas samotnych Świąt, ośmiolatek ma doskonale wyrobione zdanie na temat rodziciela. Nagle jednak słyszymy „I’m a Winchester, I hunt monsters.” Hmmmm… Duże hmmmmm… Plus… Nie macie wrażenie, że Sam względem Sully’ego zachował się po prostu jak buc? Pewnie, dla niego był to wymyślony przyjaciel, ale to jest kolejny przypadek, kiedy scenarzyści robią z postacią zupełnie co innego, jednocześnie usiłując nam wmówić, jaka to dobra i wrażliwa. Jeśli to tak ma wyglądać, lepiej niech scenarzyści koncentrują się na teraźniejszości.


Tylko w rzeczywistości Winchesterów dorosły mężczyzna siedzi i dyskutuje ze swoim Wyobrażonym Przyjacielem. I go przeprasza.

Którą oczywiście jest Ciemność, szczęśliwie póki co nieobecna. Nawet zanna, przyjaciele dzieci, wiedzą, że coś się dzieje, robią jednak swoje. Strasznie mi się spodobał ten koncept, dotychczas większość wróżek (pomijając Gildę, która była do tego przymuszona) nie należała raczej do stworzeń specjalnie miłych i serdecznych. Po dziesięciu lat fajnie zobaczyć te nieliczne istoty, które mają na uwadze li i jedynie nasze dobro. Zastanawiam się tylko, jaki jest klucz doboru dzieciaków i czy mają coś wspólnego z tym, kim potem mogą się stać… Tak, wiem, przekombinowuję.



Słodkie te stworzenia były...

Oczywiście, wymyśleni przyjaciele to temat wybitnie wdzięczny i nic dziwnego, że wyszło z tego coś miłego i miejscami rzeczywiście zabawnego. Scena, gdy mać dziewczynki wchodzi w zwłoki Sparkle’a i jeszcze rozmazuje sobie jego krew po twarzy była jednocześnie groteskowa i zabawna, wyłam również radośnie na widok śniadanka przygotowanego Samowi przez Sully’ego (i ten nie do końca obudzony Dean, który oznajmia, że idzie po broń – doprawdy, panie Winchester, pan jeszcze z nią nie śpi?). Inne elementy jednak już nie były takie śmieszne – jak chociażby pogrzeb syrenki. Na bogów, naprawdę? Sully pozwolił pochować swoją własną przyjaciółkę jak tę zdechłą rybkę z akwarium? Coś mi tu nie gra i to wręcz potężnie, nazywa się to niedopracowanie szczegółów, które ma dać pretekst do kolejnego teoretycznie zabawnego tekstu. Jednak bardzo podobało mi się zakończenie odcinka – morderczyni, która w jakiś sposób była ofiarą i wreszcie udało się to wszystko rozwikłać tak, by rzeczywiście „ocalić ludzi.”


Te miny były bezcenne :) Piękna scena...

No cóż, to była chwila oddechu przed uderzeniem z grubej rury. Jeśli ktoś nie widział jeszcze zwiastuna nowego odcinka, powiem tylko tyle, że cierpię na wadę wzroku – jasnowidztwo. Będzie to też ostatni odcinek przed dłuższą przerwą, więc przewiduję, że za tydzień, o tej porze, wszyscy będziemy się kiwać w kąciku… i błagać, by nas dobili. Emocjonalnie.


Chciałam tylko powiedzieć, że kupił mnie fakt, że ten odcinek reżyserował facet grający Trickstera, który uwielbiał te wszystkie słodycze... Pamiętacie tę scenę? :D


Supernatural 11x08 Just My Imagination, scen. J. Klein, reż. R. Speight Jr., wyst. J. Padalecki, J. Ackles, N. Torrence, A. Savcic i inni.


8 komentarzy:

  1. Ja wiem - ograniczenia finansowe. Ja wiem - Zdzisiek, specjalista od efektów specjalnych (a prywatnie szwagier znanego nam Janusza) zawsze próbuje tak, żeby zrobić, ale się nie narobić. Ale czy naprawdę prawie wszystkie mityczne/fantastyczne stworzenia w SPN muszą być wariacją na temat ludzi, albo wręcz wskakiwać w ludzką skórę (hello, anioły, demony, smoki, Leviathany i insze Ciemności)? Ja to bym chciała zobaczyć w roli niewidzialnego przyjaciela takiego Bing Bonga...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niemal jak w "Star Treku" :) A zamiast jaskiń jest Impala :D

      Usuń
  2. wymyśleni przyjaciele to temat wybitnie wdzięczny -tak!
    Mnie się ten odcinek nawet podobał,no,z wyjątkiem młodego Sama właśnie.Bardziej mnie przekonywał ten pierwszy,z odcinka o Świętach.Ale pomysł ok.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serial leci tyle lat, że aktorzy się zużywają ;)

      Odcinek sympatyczny, ale znam lepsze komediowe :D

      Usuń
  3. Odcinek w miarę okej, podobał mi się pomysł na te stworzenia. Ale spodziewałam się czegoś więcej...
    Nie podobały mi się retrosy Sama, faktycznie był niepodobny do siebie XD I Sully też nie był zbyt dojrzały, skoro namawiał 9latka do ucieczki z domu O_O Mały Sam potraktował Sully'ego obcesowo, ale dzieciom to się zdarza, więc jakoś nie mam pretensji o tę scenę. No i Sam ma charakterek. Zresztą chciał wtedy chyba przeprosić, ale Sully już zniknął.
    Mnie zasmuciło, że dorosły Sam o swoich lękach może pogadać tylko z wymyślonym przyjacielem :/ Szkoda, że Winchesterowie nie mają już prawdziwych przyjaciół.
    I nie do końca mi gra ta konkluzja Sama, że musi wrócić do Klatki. Tak jakoś zbyt nagle wpadł na ten pomysł, a i Dean nie zrobił zbyt wiele, żeby go od tego pomysłu odwieść.
    Mimo wszystko, brawa za koncept i chcę więcej młodych Winchesterów :) I nie mogę się doczekać tego kogoś, kto pojawi się w następnym odcinku XD
    Przy czym trochę się tego odcinka obawiam, bo i scenarzyści średnio ciekawi i chyba będą się starać dużo wrzucić do tego odcinka, a i ten cały wątek Dean/Amara powoduje, że zaczynam się krzywić... Ale! Bardzo mnie interesuje historia Sama i tupię z niecierpliwością, czekając na wiadomo-kogo XD

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sully w ogóle jakoś taki średnio ogarnięty jak na przyjaciela małych dzieci - weźmy pod uwagę tę sytuację z siostrą bliźniaczką Reese.

      Winchesterowie nie dość, że nie mają przyjaciół, to jeszcze nawet jeśli sami ze sobą szczerze porozmawiają, to do niczego to nie prowadzi.

      Tak, do Klatki pcha się Sama na siłę, bez ładu i bez składu. No cóż, jakoś trzeba akcję poprowadzić do dzisiejszego odcinka :D i wizyty Sama-Wiesz-Kogo i Śmierciożerców :)

      Usuń
  4. Ja jestem ogromną fanką flashbacków w Supernatural. Na każdym płacze i ogólnie jestem rozemocjonowana. Wiadomo, Colin zawsze będzie moim Sammy'm, ale przetrzymam.
    W momencie kiedy matka dziewczynki, która straciła swojego człowiekorożca, zaczęła rozsmarowywać brokatową krew na swojej twarzy miny Dean'a były niesamowite. Śmiałam się na cały dom i próbowałam przestać, bo miałam gości w pokoju obok... chyba myślą, że jestem chora na głowę...
    Akcent ze śniadaniem, był tak mocno Tricksterowy, że ciężko było nie skojarzyć tego akcentu z osóbką reżyserującą odcinek.
    Ja musiałam obejrzeć odcinek dwa razy, żeby w pełni docenić jego cudowność, a przez pisanie tego komentarza chyba spóźnię się do szkoły...

    Luci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię flashbacki, ale zawsze upewniają mnie, że Johna Winchestera należałoby skopać po tyłku :) No i szkoda, że Colin dorósł.

      Było kilka kwikogennych momentów, ale do takiego "Dean Dog Afternoon" się nawet nie umywa :) o wcześniejszych sezonach już nei wspominając :D

      Usuń