piątek, 6 stycznia 2017

Gdzie diabeł nie może, tam czytelnik się zanudzi...

Urban fantasy robi się popularne, co mnie bardzo cieszy, bo znajduje się bardzo wysoko na liście moich ulubionych (pod)gatunków literackich i filmowych. Zaroiło się w księgarniach od kolejnych pozycji, niektórych wprawdzie ewidentnie przeznaczonych dla pokolenia jakby młodszego, ale jest też trochę takich, które konkretnie kopią tyłki i pomysłami, i wykonaniem. Mamy też już w Polsce trochę naszych rodzimych klimatów, czy to w wykonaniu wspomnianej tu już kiedyś Anety Jadowskiej, Kuby Ćwieka, Michała Studniarka czy Marty Kisiel i jeszcze kilku autorów. Nowością na rynku wydawniczym jest Projekt Mefisto Marcina Mortki, którego książki całkiem lubię. Bez specjalnego wahania wysupłałam zatem trochę waluty, by sprawić sobie prezent gwiazdkowy – w akcie jasnowidzenia, bez wątpienia, bo znowu nie dostałam pół książki, a tuszami do rzęs mogę sobie ściany malować… To jakaś sugestia czy co?

Do rzeczy jednak. Głównym bohaterem Projektu jest diabeł Zygmunt, wysłany przez korporacyjne Piekło, by siać chaos i pozyskać dusze. Niby nieco bardziej nowoczesnymi sposobami, bo nasz czort wspomina szkolenia, jako żywo podobne do tych bezużytecznych badziewi, które zna każdy, kto choć na chwilę pracował w korporacji, dodatkowo ma laptopa, będącego szczytem diabelnej techniki (bez wątpienia znakomitym pomysłem jest udostępnienie tajnej bazy danych przez przyciśnięcie klawiszy podczas bootowania kompa…), frustometr, komóreczkę… Ma też jednak coś, co jest już nieco bardziej klasyczne: przekaz, czyli piekielną sugestię, która odpowiednio skierowana, czyni cuda, skłaniając ludzi do czegoś, czego teoretycznie robić nie powinni. Pechowo dla naszego czorta, zostaje skierowany na totalne zadupie, do niejakich Wyplut, które od początku są… jakieś takie podejrzane. Ktoś go obserwuje, przekaz nie działa, a góra nie widzi jego znakomitych akcji, nakierowanych – rzecz jasna – na wyniki. Co takiego jest nie tak?


Przyznam, że odpowiedź na to pytanie miło mnie zaskoczyła, jako że zamiast standardowych aniołów, których się spodziewałam, dostaliśmy różne stworzenia ze słowiańskiej mitologii. Ba, oprócz nich pojawia się też i nasz stary znajomy, Rokita, siedzący zresztą w dziupli drzewa, co rozczuliło mnie ponad miarę. Są też oczywiście dresy, menele i dyskoteka wiejska, odmalowane może w nieco przesadzony sposób, ale za to niezwykle barwnie. I to chyba stanowi najlepszy element tej książki.

Akcja jest bowiem całkowicie nijaka. Główna zagadka rozmywa się między kolejnymi spotkaniami czorta ze słowiańskim towarzystwem, w pewnym momencie właściwie zaczęłam się zastawiać, o co tutaj tak naprawdę chodziło, a końcowe starcie jest jeszcze bardziej bez napięcia. Działania Zygmunta są tak bardzo chaotyczne, że nie mogę się w nich doszukać żadnego sensu, a próba wczucia się w problemy wilkołaka Łukasza i wiedźmy Natalii kończy się gwałtownym ziewaniem. Nie miałam przy tej lekturze żadnego poczucia, że muszę coś już natychmiast wiedzieć, bo inaczej… Nie. Bez problemu odłożyłam książkę, by wrócić (tak, przeczytać po raz drugi!) do kilku innych pozycji, a potem bez napięcia ją skończyłam. Szkoda, bo potencjał był całkiem fajny, a wyszło nudnawo.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że napisano tę książkę tylko po to, by załapać się właśnie na falę popularności urban fantasy, a okładkę zaprojektowano dla fanów tak znienawidzonego przeze mnie Lucyfera. A wielka szkoda, bo pomysł miał naprawdę dobry potencjał, tylko wszystko się rozmyło. Może odchudzenie książki o jakieś sto stron wyszłoby jej na dobre i wycięło zbędne sceny, naprawdę nic niewnoszące?


Marcin Mortka, Projekt Mefisto, wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2016.

4 komentarze:

  1. O,to szkoda,ale skoro czytało się bez bólu...Ja dostałam na Gwiazdkę kolejnego "Lucyfera",fajny,ale pierwsze tomy chyba były lepsze.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Brr, Jadowskiej nie znoszę, wystarczyło mi poczytać trochę jej tom 1 w bibliotece, żeby całkowicie odeszła mnie chęć na jej pisaninę.
    Ale też mnie cieszy, że urban fantasy jest modne, bardzo lubię te klimaty, choć niewiele dotąd czytałam. Rozglądam się właśnie za czymś nowym z tego gatunku, teraz już wiem, co ominąć xD

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czytałaś, kochana, Harry'ego Dresdena? Bo to jest mistrzostwo świata. Polecam też cykl o Nightside, choć po polsku wyszły raptem pierwsze trzy tomy.

      Usuń