niedziela, 19 lutego 2017

Do teściowej, samochodu i przepaści dorzucam kota!

Podejrzewam nieśmiało, że będzie to najcięższa do napisania recenzja w historii tego bloga. Nawet w dziesiątym sezonie nie żywiłam bowiem tak bardzo mieszanych uczuć odnośnie odcinka jak od wczoraj. Nadal zresztą jestem wściekła i nadal mam duży problem, nie tylko z kwestią Crowleya. To jest pan pikuś, jak mawiali starożytni Rzymianie. Jednocześnie jednak tak bardzo dobrze żarł i tak bardzo mi się podobał, bo znowu sięgnął do mitologii jak za najlepszych czasów Kripkego. Normalnie teściowa-samochód-rzeka-i twoje-ulubione-zwierzątko na dodatek.


Jakie to dobre było... Klasyczny western, Tarantino... Dajcie mi więcej!

Pod względem technicznym ten odcinek był niemalże doskonały. Montaż, karty tytułowe dla poszczególnych sekwencji nie bez powodu przywołują na myśl Wściekłe psy Tarantino i jest to bardzo w dodatku zgrabnie zrobiony hołd dla tego klasycznego już filmu. Olbrzymią przyjemnością jest też odgadywanie źródeł popkulturowych tychże kart i sprawiło mi to niesamowitą radość. Wychodzi na to, że Richard Speight Jr. oprócz bycia niezłym aktorem i duszą towarzystwa, jest naprawdę bardzo sprawnym reżyserem, bo taki odcinek mimo wszystko łatwo położyć. Jestem pełna uznania.

Podoba mi się w tym odcinku, jak ładnie balansuje między tematem ciężkim a lekkim sympatycznym wstępem w jadłodajni, gdzie całe towarzystwo zachowuje się po prostu „po swojemu”, wychodząc na przekrzykującą się bandę chłopców, których uspakajać musi matka. Zresztą tutaj znowu kłania się Tarantino. Jest to chyba najbardziej przyjemny wstęp do trudnej opowieści, jaki ostatnio w naszym serialu pamiętam.

Ta piękna chwila, kiedy brytyjscy Ludzie Pisma wpisani są do komórki Mary jako "Hobbici"...

A pan Ketch popija herbatkę w przydrożnym barze.

Bo łatwo nie będzie. W jednym odcinku mamy kilka motywów: brytyjscy Ludzie Pisma, powrót najpiękniejszego rewolweru świata, nowe uzupełnienie SPNowej mitologii w postaci Książąt Piekieł oraz spieprzenie tego, co zostało już ustalone w poprzednich sezonach. Wybaczcie mój klatchiański. Zacznę może od pierwszego punktu – Ludzie Pisma. Z jednej strony robią dokładnie to, co obiecali, przyczyniając się do wyrzynania istot ponadnaturalnych w Ameryce, z drugiej jednak widać, że łowcy – tak jak było sugerowane na początku sezonu – są dla nich zaledwie środkami do osiągnięcia celu. Nieodpowiedzianym pozostaje pytanie, czy Ketch rzeczywiście nie wiedział, czym jest Ramiel czy było mu to zasadniczo obojętne, bo jeśli Mary Winchester zginie, ktoś inny przejmie pałeczkę i może uda się bezcenny skarb zdobyć. Właśnie właśnie, Kolt! Jeżeli Ludzie Pisma wiedzieli o Kolcie, to dlaczego dopiero teraz po niego sięgnęli? Oczywiście, do momentu, kiedy John Winchester zdobył go jedenaście lat temu (plus dwa lata, o których twórcy zapominają), Kolt był jedną wielką zagadką, później jednak, z ich kontaktami, musieli jego drogę jakoś odtworzyć – skoro wiedzieli, gdzie się obecnie znajduje. Nikt mi nie wmówi, że woleli się w Ameryce nie pokazywać, nikt mi nie wmówi, że nie chcieli wchodzić w paradę amerykańskiemu oddziałowi, bo ten już nie istniał. Trochę to takie sięganie po artefakt od czapy, ale niech będzie. Nie do końca tylko wiem, kogo oni zamierzają tym rewolwerem ustrzelić, skoro Lucyfera nie zabije, ale może o tym nie wiedzą… Yeah, right. A może… a może jest w stanie zabić nefilima? Z drugiej strony, w ósmym sezonie wystarczyło do tego anielskie ostrze. No cóż, może to tylko kwestia dołączenia tego do kolekcji, okaże się. Bardziej się zastanawiam, skąd ten złoty poblask ze skrzyni… Ale może była po prostu wyłożona złotem, podświetlanym jak lodówka, kiedy tylko ktoś ją otworzy…

Pisnęłam jak klasyczna fangirl na ten widok!

Zaciekawiła mnie Mary – kiedy stała się tak albo bezwzględna, albo wręcz głupia? Oczywiście, nie miała pojęcia, na co właściwie napuścili ją Ludzie Pisma, ale jeśli już nawet nie wspomnimy tutaj o paskudnym wykorzystaniu Wally’ego, przychodzi mi natychmiast na myśl scena w szopie, gdy Ramiel daje im trzydzieści sekund na zwrot skradzionego artefaktu. Mary wie, czego on chce, wie też, jak bardzo ryzykuje – życiem swoim i swoich chłopców (taaa, Cas został zaadoptowany, niech sobie przypomni los Adama i nadmiernie się nie cieszy). Jest to posunięcie… co najmniej dziwne. O ile pamiętam, Winchesterowie nigdy przy niej nie wyrazili się specjalnie negatywnie o brytyjskim oddziale Ludzi Pisma, poza, rzecz jasna, ich bezwzględnością i faktem, że mają naprawdę dobry powód, by Angolom nie ufać. Jakby mnie ktoś torturował, też bym mu nie ufała. A Mary w to wchodzi i trzyma w sekrecie, bo…? Wie, że źle robi? To na cholerę?

Ja się pytam, co tam tak świeciło... Ja się grzecznie pytam...

Jestem absolutnie i bezwarunkowo zachwycona pojawieniem się Książąt Piekieł – pierwsze demony stworzone zaraz po Lilith, arystokracja jak w paszczę strzelił… Co ciekawe – dzielący tak charakterystyczny, unikalny dotąd, zarezerwowany dla Azazela kolor oczu. Nie działa na nich żadna ze standardowych broni, co jest bardzo miłym urozmaiceniem, bo jakże zabić takiego – no chyba że ktoś użyłby Kolta – stąd może przywołanie naszej ulubionej bron. Azazel zszedł, jak pamiętamy, po prostu spektakularnie, zapewne i w tym przypadku nie byłoby specjalnego problemu. Mam cichą nadzieję, że Asmodeusza, Gorgonę i Dagona (zwłaszcza tego ostatniego z przyczyn wiadomych <3) na ekranie zobaczymy, bo nie wprowadza się takich postaci do scenariusza, jeśli nie chce się ich wykorzystać… Tak wiem, jestem naiwna jak diabli. Mogą być trudnymi przeciwnikami, jak jednak wpasują się w aktualny układ sił? Mam wrażenie, że bez problemu i oczywiście jest to związane z tym, na co będę za chwilę narzekać. Dalej – Włócznia Michała. Taka piękna broń i już jej nie ma! Jestem zrozpaczona, tym bardziej, że chodziło tu zaledwie o uśmiercenie Castiela – tak, wiem, nie bijcie mnie. Ja po prostu nie mogę na niego patrzeć, pomijając już to, że na tym etapie „zatrucia” włócznią obrażenia wewnętrzne powinny go wykończyć. No ale dobrze, to anioły i magia, więc właściwie nie ma sensu się czepiać za bardzo. Efekt materializowania się włóczni będzie za to niezmiennie jednym z moich ulubionych w Supernaturalu.


Excuse me while I'm fangirling... again...

Przy okazji – Ramiel był absolutnie uroczy, aczkolwiek, niestety, trochę w klimacie Kaina. Rozumiem, że chcemy stworzyć demony nietypowe, siedzące sobie w małej chatce na prowincji, znudzone światem, znajdujące przyjemność w rzeczach codziennych, drobnych, ale tutaj podobieństwo jest, moim zdaniem, zbyt duże. Również fizyczne – bardzo podobny typ urody, sposób mówienia… Rozumiem, że popadamy tutaj nieco w rutynę? Tak czy siak, Książę Piekieł wracający z łowienia ryb, gwiżdżący La donna è mobile pewnie zostanie ze mną na długo. Plus, miał facet charyzmę, trzeba mu to przyznać. Jakby jeszcze nauczył się, że wroga od razu trzeba pchnąć ostrym końcem broni jak ma się szansę, byłoby znacznie lepiej… Bo to parowanie Lancy łopatą wywołało u mnie ból zębów.


No dobra, dochodzimy do moich problemów, w tym jednego zaznaczonego w przedwczorajszej notce. Już porzucałam nieco mięsem na ten temat, ostrzegam, że napięcie mi nie zelżało, dalej ciężka cholera mnie trafia na to, że z Crowleya zrobiono mi tutaj po prostu tchórzliwego oportunistę, przez przypadek trafiającego na piekielny tron. Nie, po prostu tego nie kupuję. Nie, nie i jeszcze raz nie. Rozumiem, że scenarzyści obecnie złapią się wszystkiego, co da im jakikolwiek pomysł na plot twist, ale na bogów, Ludwiku Dornie i Sabo, nie idźcie tą drogą! Częścią tego, co tworzyło Crowleya jako niesamowity i nieprzeciętny czarny charakter, był właśnie jego spryt, talent i odwaga, by zawsze podjąć ryzyko i uciec się do działań niekonwencjonalnych – jak choćby w toku sezonu szóstego, kiedy współpracował z Castielem. Jest w jakimś stopniu administratorem, ale do moment ostatniej próby był też Wielkim Manipulatorem, który robił, co chciał ze wszystkimi dookoła. To się nagle nie pojawiło. Nie kupuję mianowania go przez Ramiela przez totalny przypadek. Nie i tyle. Nie przyjmuję tego do wiadomości. Idźcie sobie, scenarzyści, do końca upupiać Castiela. I udławcie się.
Tym bardziej, że gdy Crowley podjął negocjacje z Ramielem, jego argumenty wcale nie były idiotyczne. Były to argumenty bardzo sensownego i myślącego władcy, a zważywszy na to, co dzieje się w Piekle od kilku sezonów, wiemy, że raczej wtedy się tego wszystkiego nie nauczył. Odmawiam zatem zaakceptowania niektórych faktów z tego odcinka.

A tak w ogóle to Crowley znowu ratuje wszystkim cztery litery, rezygnując tym samym z posiadania broni naprawdę unikalnej.

Piękna ta lanca... Amerykańska...

Drugim moim problemem jest samo zakończenie. Oczywiście, wrzasnęłam radośnie, jak tylko rozpoznałam głos osoby towarzyszącej Crowleyowi w jego sali tronowej, ale niemal natychmiast zaczęłam główkować – czy to jest prawdziwy Lucyfer? Czy jest to może jakaś projekcja? Czy może urojenia Króla Piekła? Bardzo chciałabym usłyszeć odpowiedzi na te pytania, bo jeśli to rzeczywiście esencja Lucyfera uwięziona w jakiś sposób w budzie, którą miał okazję zamieszkiwać poprzednio Crowley, to chcę się dowiedzieć JAK TO DO CHOLERY MOŻLIWE. I proszę bogów tylko o to, żeby się nie okazało, że jest to Klatka, ot, taka a nie inna jej manifestacja w świecie fizycznym. Bo – o ile pamiętam poprzedni sezon (a próbuję go jednak intensywnie zapomnieć) – ten konkretny „pałac” Crowleya jest zawieszony gdzieś pomiędzy światem realnym a zaświatami, przecież Winchesterowie weszli tam jak do siebie, próbując zabić Amarę w Our Little World. Chciałabym zatem usłyszeć sensowne wytłumaczenie tego, co tam się dzieje, bo inaczej strzelę focha. Pamiętacie może jeszcze, co było potrzebne, by w sezonie piątym wtrącić Lucyfera znowu do Klatki? Ja pamiętam, długo płakałam przy Swan Song. Jeśli brytyjscy Ludzie Pisma mieliby gadżet potrzebny do uwięzienia Lampki, a radośnie pozwolili mu robić Apokalipsę, to przestają być jakkolwiek wiarygodni. I tak, wiem, na tym etapie nikt nie myślał o czymkolwiek w tym stylu, jednak fajnie byłoby kontynuować serial, nie robiąc tak cholernych błędów logicznych.


Kurczę, naprawdę chciałabym napisać samo dobre o tym odcinku, ale nie mogę. Dawno nic mnie tak zarazem nie zachwyciło i nie zirytowało. Może i mitologizuję Króla Piekieł, jak mi to zarzuciła Dorota, ale razem ze mną w tym piekielnym kotle jest jeszcze naprawdę całkiem sporo ludzi. Tego się nie robi.

A na koniec pozwolę sobie jeszcze na facepalm taktyczny związany z rewelacyjnie dobranym miejscem na zaczajenie się na wroga przez Sama. Ramiel otwiera mocniej drzwi i Winchester leci na pysk.. Ło jeżu kolczasty...


Supernatural 12x12 Stuck in the Middle (With You), scen. D. Perez, reż. R. Speight Jr., wyst. J. Padalecki, J. Ackles, M. Collins, M. Sheppard i inni.

4 komentarze:

  1. 1.Crowley -no,nie,bez sensu!
    2.Naśladowanie Tarantino -nie,to mi zepsuło ten odcinek, powtarzanie niektórych scen nie miało sensu.
    3.Znowu coś wyskakuje,mieliśmy Rycerzy,a teraz Książąt-aaaa,bo to było dawno i nikt o tym nie wie?
    4.Mary zachowuje się jak idiotka,łowca z niej taki jak koziej d..trąba.Tylko tego gościa szkoda.
    5.Tak,Ramiel ,gwizdanie i wydobywanie lancy było niezłe.I jak nazwał Crowleya "kid".
    6.Miałam trochę nadziei,ze Castiel zejdzie,ale gdzie tam!
    7.Dlaczego Dean nie zainteresował się problemem kradzieży? Demon nie żyje,plótł coś przed śmiercią,na wuj drążyć temat?
    A dlaczego w ogóle Książęta tacy cisi,spokojni i nie ambitni się zrobili? Lotosy na jeziorku? Katem plują?
    8.Brytyjscy Ludzie Pisma od początku mi nie leżą i ja tego wątku nie kupuję.
    9.O zakończeniu to już nawet mi się nie chce pisać....

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Castiel nigdy nie zejdzie... Niestety. Podobnie jak Crowley, a już im się, cholera, należy. Gdzieś szlag trafił tę niepewność, którą człowiek miał co do każdej postaci, która nie była braćmi Winchesterami...

      Dean nie interesuje się niczym, co byłoby niewygodne dla scenarzystów... jak ci dwaj debile nadal żyją, to ja nie wiem...

      Usuń
  2. No super, że wracają do dawnych elementów z mitologii, anielskie artefakty, piekielne historie, Colt. Szkoda jednak, że tak późno, jakby dali to od początku sezonu i nie wprowadzili BMoL, to może nawet jeszcze bym oglądała serial ^^
    Swoją drogą, jakoś nie słychać o słynnej na początku lady Toni... Zauważyli, że postać się nie przyjęła? xD W ogóle, jakby się zastanowić, to Ludzie Pisma to średni wątek, a ci Angole to już w ogóle. W 8 sezonie to było spoko, bo wszyscy byli martwi i organizacja już nie istniała xD

    No i właśnie, czemu pozostali książęta nie chcieli władzy? Biedny Dean, był taki dumny, że jest Rycerzem Piekła... A tu okazuje się, że była jeszcze większa elita! Ino patrzeć, jak objawi się prastara, przed wiekami zaginiona, piekielna dynastia królów : )
    I faktycznie, skąd Lucek się wziął u Crowleya...
    Natchnęło mnie na przemyślenia i wygłówkowałam, że Lucyfer wkrótce zginie i że zabije go jego syn/córka ^^

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy fani podobnież dramatyzowali, że Lady Toni się nie przyjęła, bo fanki nie lubią innych kobiet.. Jak są idiotkami, to rzeczywiście ich nie lubię...
      Teraz wychodzi na to, że mogli powstrzymać Apokalipsę, ale po co???

      Elyta Elyt, kochana... Wyciągani z... nie powiem...

      Usuń