wtorek, 2 czerwca 2020

Wot tajemnica - co to właściwie miało być?


Tragedia, która wydarzyła się w nocy z 1/2 lutego 1959 r. u stóp góry Chołatczachl na północnym Uralu niezmiennie pozostaje wodą na młyn wielbicieli teorii spiskowych. Dziewięcioro uczestników studenckiej wyprawy poniosło śmierć w niewyjaśnionych ostatecznie do dziś okolicznościach. Na cześć przywódcy wyprawy, Igora Diatłowa, przełęcz, gdzie doszło do tragedii, nazwano Przełęczą Diatłowa. Jako że ciała ofiar nosiły ślady różnych obrażeń, stało się to przyczyną nie zawsze ortodoksyjnych prób szukania odpowiedzi nie tylko przez rodziny, przekonane, iż władze sowieckie ukrywają prawdę, ale także przez wielu innych całe dziesięciolecia później.

Niedawno z tematem postanowiła zmierzyć się rosyjska pisarka, Anna Matwiejewa, jednak nie robiąc tego w sposób klasyczny, popularno-naukowy, wybierając formę powieści. Jej główną bohaterką jest Anna, również pisarka, zapewne alter ego autorki, która przypadkowo znajduje się w posiadaniu dokumentów (również sądowych) dotyczących zagadki diatłowowców. Choć specjalizuje się raczej w innym rodzaju literatury, postanawia zająć się tematem, jednocześnie odkrywając, że coś wymykającego się bezpośredniemu określeniu wydaje się sprzyjać jej decyzji. W tle poznajemy jej perypetie z byłym mężem, pijanym sąsiadem i namolnym wydawcą…


Zważywszy na to, że już na okładce przeczytamy, iż „Anna próbuje dociec prawdy”, czytelnik nastawia się na książkę detektywistyczną, a może nawet i sensacyjną. W końcu wystarczy przeczytać cztery strony w internecie, by poznać co najmniej dziesięć możliwych powodów śmierci grupki turystów, niektóre bardziej, niektóre mniej fantastyczne, a wszystkie bez wątpienia dość fascynujące. Tymczasem… tymczasem dostajemy kompletne niewiadomoco – bo ciężko nazwać Przełęcz Diatłowa nawet porządną powieścią obyczajową. Tak, tam gdzieś w tle przewija się codzienne życie Anny, były mąż, kot, zapoznana przypadkowo Swieta (niespodzianka, również interesująca się zagadką), ale to są po prostu takie „obrazki obyczajowe”, wklejone ot tak, bo życie Anny po prostu się toczy i żaden wątek nie ulegnie zakończeniu. Zważywszy, ze autorka urodziła się i mieszka w Jekaterynburgu (dawnym Swierdłowsku), jej bohaterka zawita również na cmentarz, na którym pochowano nieszczęsnych turystów, pojawi się nawet Jura Judin (mężczyzna odłączył się przed tragedią od reszty diatłowowców ze względów zdrowotnych, jako jedyny wrócił do domu), ale wbrew egzaltowanym słowom opisującym stan ducha Anny, u czytelnika nie wywołuje to żadnej emocji, ot znowu mamy po prostu naszkicowane jakieś tło. Przyznam, że w pewnym momencie spodziewałam się pewnego wątku sensacyjnego związanego z sąsiadem (naprawdę, prosiło się!), ale niestety, ten temat to po prostu tło codziennego życia naszej pisarki. Mam wrażenie, że Matwiejewa kompletnie nie wiedziała, co ma ze swoją powieścią w ogóle zrobić, bo pojawiają się gdzieniegdzie elementy - powiedzmy – nadnaturalne (i nie chodzi o samą próbę wyjaśnienia tajemnicy diatłowowców, bo przy wielu teoriach aż prosi się o foliową czapeczkę). Jest specjalistką od realizmu magicznego, uznała zapewne, że kilka niezwykłych elementów doskonale ubogaci fabułę. Tylko że nie.

Scenki z życia pisarki przeplatane są fragmentami akt dotyczących diatłowowców, przytoczonych toczka w toczkę, zajmujących zapewne co najmniej połowę książki. Pojawia się też próba podsumowania, przedstawienia teorii próbujących wyjaśnić zaginięcie turystów, jakby ściągnięte żywcem z internetu (chociaż przyznam, że tej o karłach telepatach nie znałam). Koniec końców autorka podaje nam też „swoje” wyjaśnienie sprawy, choć zważywszy na sposób, w jaki to robi, nie mam wrażenia, że się z tym specjalnie zgadza, po prostu wszystko trzeba było jakoś podsumować.

W efekcie czytelnik dostaje pozycję wyjątkowo chaotyczną, jakby nabazgrane w pośpiechu scenki rodzajowe i przeklejone dokumenty. Jeśli liczy na jakiekolwiek SENSOWNE podsumowanie albo i chociaż rozwiązanie akcji fabularnej, rozczaruje się bardzo. Jeśli jesteście zainteresowani samym tematem, lepiej sięgnąć po niektóre internetowe podcasty, wgryzające się w sprawę bardziej szczegółowo i prezentujące wyjaśnienia najbardziej prawdopodobne (tak zdecydowanie popieram teorię podcięcia pokrywy śnieżno-lodowej) – gorąco polecam Z Arpiwum X (filmik poniżej). Książka Matwiejewej jest po prostu straszliwie mierna, zarówno pod względem literackim, jak i sposobu prezentacji faktów. Czujcie się ostrzeżeni!

Anna Matwiejewa, Przełęcz Diatłowa. Tajemnica dziewięciorga, tłum. M. Dolińska-Rydzek, wyd. Kobiece, Białystok 2020.

2 komentarze:

  1. O,szkoda! Temat ciekawy.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No na szczęście na ten temat można znaleźć całkiem sporo opracowań, więc człowiek nie jest skazany na TO COŚ.

      Usuń