sobota, 2 maja 2015

Anielsko zaskoczona

Niewiarygodne. Doczekaliśmy się odcinka dotyczącego wątku anielskiego, który mnie nie znużył tak bardzo jak wszystkie poprzednie. Oczywiście, zawieszenie niewiary bardzo się chebotało na tym kołeczku, ale generalnie naprawdę nie było tak źle, jak się po trailerze spodziewałam.

 Ach, kocham ten serial za to, że anioł u wezgłowia osoby cierpiącej bynajmniej jej nie pociesza...

Możliwe, że stało się tak za sprawą poszerzenia anielskiej mitologii. Jak już wielokrotnie tutaj narzekałam, Niebo i aniołowie to właściwie w kółko to samo, jak nie Naomi organizująca Niebiosa w stylu, którego nie powstydziłaby się moja dawna szefowa HRu, to Hannah, której w sumie też niewiele brakuje, mimo tego, co było powiedziane w Girls, Girls, Girls.Nagle – niespodzianka! Istnieje jeszcze coś, czego twórcy nie zdołali poruszyć, choć przecież po źródło tych legend sięgali wiele razy, właściwie od początków serialu. Aniołowie obserwatorzy – grigori –byli już sugerowani jakoś w czwartym sezonie, jako że przez wiele tysiącleci to była podstawowa funkcja supernaturalowych aniołów – obserwować. Teraz jednak dowiedzieliśmy się, że była to funkcja przeznaczona nie dla wszystkich, ale dla jednej klasy aniołów, którzy jednak oszaleli i zostali zniszczeni. Jak widać, nie do końca i bardzo mnie to cieszy. Nie żebym nie życzyła dobrze Amelii Novak, bo ona i jej rodzina stanowi najlepszy przykład, co się dzieje na Ziemi, kiedy Niebo postanawia interweniować, ale dlatego, że nareszcie mamy ładny i sensowny dodatek do anielskiej mitologii. Witaj ponownie, Księgo Henocha! Co mnie tylko zastanawia, to dlaczego raptem grigori oszaleli. Dlaczego pozostali aniołowie byli w stanie wytrwać na swoich stanowiskach, jak zakładam, już po zniszczeniu swoich poprzedników... Oczywiście, nie da sie ukryć, że ludzi nie pokochali miłością szczerą i prawdziwą (zawsze przypomina mi się tu Uriel), ale nikt z nich tych małp na dwóch nogach nie zarzynał tudzież nie więził jako dawców narkotyku. Chociaż, rzecz jasna, możliwe, że po prostu o tym nie wiemy. Tak czy siak, dziękuję Wam, scenarzyści, za odrobinę nadziei na przyszłość. Może z Niebem właściwie da się coś zrobić. Plus, szczerze liczę na to, że kwestia różnicy między anielskim ostrzem a mieczem będzie jeszcze kiedyś poruszona. 

 Ładny ten anielski miecz... czy jednakowoż ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego dano go Claire zamiast wręczyć jej ostrze, a potem eksperymentować z mieczem?

Jednakowoż mam nadzieję, że nic już nie da się zrobić z Novakami i zaklinam rzeczywistość, by był to ostatni raz, kiedy widzimy Claire (choć z tendencją do powrotów, nie zawsze najlepszych, jak widzimy w tym sezonie, może być różnie). Nic nie poradzę na to, że dziewczę drażni mnie ponad miarę, zwłaszcza, że jest pisane mocno niekonsekwentnie. Konkretniej, mam tu na myśli scenę w szpitalu, kiedy Cas i chłopcy pojawiają się, by pomóc dziewczynie, a ta znowu strzela focha. Przypominam, Castiel pojawił się tam dlatego, że miała go wpisanego w komórce jako ICE, a nie stało się tak raczej kilka lat temu, tylko te kilka tygodni/miesięcy sprzed wydarzeń obecnego odcinka. Przypominam, rozstali się w całkiem niezłych stosunkach, wręcz w przyjaźni. Foch na Deana? Tego samego Deana, którego chciała zabić cudzymi rękoma? Matko Boska Sheppardowska, mam wrażenie, że scenarzyści naprawdę czasem zapominają, co było nie tylko w poprzednich sezonach, ale wręcz w kilku odcinkach temu! 

 
 I to jest ten moment, kiedy masz ochotę kogoś przełożyć przez kolano...

Zresztą, to nie pierwszy raz, kiedy olewają wręcz popisowo rozwój postaci, by wrócić do punktu wyjścia, który im bardziej odpowiada w danej sytuacji. Ech. Troubled teen, my ass. Zważywszy na głupoty notorycznie popełniane przez Claire, dziwne, że jeszcze żyje. I ten łzawy odjazd w stronę zachodzącego słońca, dowód skrajnego zdebilenia już wszystkich trzech panów, bo – jak zresztą widać – do Jody należałoby panienkę odstawić osobiście, a nie dać kasę i puścić samopas. Cieszę się natomiast, że tak, a nie inaczej zareagowała na widok matki, bo gdyby jeszcze urządzała jej awantury za to, że dała się uwięzić, mój ekran mógłby nie przeżyć kontaktu z czymś ciężkim. To akurat było wiarygodne i dobrze rozegrane.

 Claire i matka to jednak był wysoce wzruszający moment.

I strasznie, strasznie, żal mi Amelii Novak, podobnie zresztą jak całej rodziny. Tak bardzo tęskniła za Jimmy’m, że porzuciła własne dziecko i próbowała go odnaleźć za wszelką cenę. Zawsze mówi się, że miłość rodzicielska jest najsilniejsza, w tym jednak przypadku widać co innego. Zresztą, zważywszy na to, że działanie grigori na człowieka było takie trochę dżinnowate – w malignie widziało się najskrytsze marzenia – kochała tego swojego męża ponad wszystko. Cieszę się, że miała chociaż okazję zobaczyć swoją córkę, a nader wszystko cieszę się, że w Niebie dołączyła do swojej miłości. Przypominam, wspólne nieba mają tylko partnerzy duchowi, niekoniecznie związani formalnie, więc rozczuliło mnie to i jednocześnie zirytowało (ci aniołowie!). SPNowi twórcy jednak jeszcze potrafią wzruszać! Acz, tutaj czas na łyżkę dziegciu w miodku. Nie widzę, po prostu nie widzę, Amelii Novak jako typa, który pisałby pamiętnik. W cukierkowo kwiatkowej okładce w dodatku. Ja rozumiem, że trzeba było jakoś akcję popchnąć do przodu, ale to jest ta chwila, kiedy ten kołeczek z zawieszeniem niewiary niepokojąco trzeszczy.

 Łezka się w oku kręci...

A teraz do naszych baranów. Tym razem dosłownie. Na pierwszy ogień proponuję Casa, który chociaż miewa kilka niezłych momentów, poziom osielstwa utrzymuje nadal wysoki. „This is all my fault.” Jestem skłonna się z nim zgodzić, choć Castiel z czwartego sezonu, a Castiel już trzy i więcej sezony dalej to zupełnie inna postać (dziękujemy Wam, showrunnerzy...), tyle że ten tekst słyszeliśmy w tym sezonie już tyle razy... jak widać, przebywanie anioła z naszymi chłopcami skutkuje przede wszystkim przejęciem przez niego weltschmerzu i głupoty egzystencjalnej. Tak, to twoja wina, ale jakby to powiedzieć, już starasz się to nadrobić od dawna. Dalej... dlaczego Cas nie mógł uleczyć Amelii? Czy miało to cokolwiek wspólnego z tym, że jej dusza była po kawałku pochłaniania przez Tamiela? No bo przecież nie dlatego, że jej rany były zadawane (zapewne) anielskim mieczem – w końcu Castielowi już tyle razy zdarzało się leczyć czy też wskrzeszać osoby zranione ostrzem... Oczywiście, może być to kwestia różnicy między ostrzem a mieczem, ale z drugiej strony strasznie to naciągane... dlaczego też nie mógł jej wskrzesić? Naprawdę nie widzę sensownego powodu ponad ten, że zostało w niej za mało duszy. Jeśli jednak było tam tak mało duszy, jakim cudem dostała się do Nieba, by się spotkać ze swoją utraconą miłością? Nie wiem, strasznie to wszystko na siłę jest pisane, ot, by stworzyć niepotrzebny dramat dla Claire i – nie daj, boski Gabrielu – stworzyć z niej następnego łowcę. Dziękuję za to bardzo serdecznie. 

 Awkward situation...

Chłopcy... Niestety, lekkiemu zdebileniu i regresowi uległ również Dean, który, choć w poprzdnim odcinku twierdził, że są silniejsi z Sammy’m jako drużyna, przy Claire sugeruje już, iż „she might be stronger on her own.” Yhm. Jasne. Kochany, to istny cud, że to dziewczątko jeszcze żyje. Bardzo podoba mi się jednak to, jak Dean zachowuje się później w stosunku do nastolatki i że właściwie on jeden naprawdę interesuje się nią samą. Pokrewne dusze? Bardzo możliwe. 

 Kiedyś na Tumblrze krążył screenshot ze śmiejącymi się serdecznie chłopakami i komentarzem, że jak oni się tak śmieją, to znaczy, że to nie jest screenshot z serialu, tylko gagreel lub zdjęcie z planu. Tym razem, kochani, zadajemy kłam tej teorii.

Na pewno bardzo niesforne i kwiknęłam radośnie, kiedy Castiel oznajmił im surowo na odchodne „No fighting, both of you.”  Podoba mi się również to, że Dean doskonale wie, czego teraz pragnie dziewczyna i dostarcza jej nawet środki do dokonania zemsty, a przynajmniej douczenia się, zanim wyruszy na pole bitwy. Dean rozumie. Rozumie przede wszystkim to, że nie zawsze da się uratować każdego, czasami rzeczy są poza nasza kontrolą. Ciekawostka – nawet poruszenie mocy Znamienia nic nie dało w kwestii walki z aniołem... czy do tego faktycznie potrzebne jest demoniczne zaplecze?

 No niemal jak starszy brat. A jak Claire dzieła nie chce, ja chętnie przygarnę.

Zabijcie mnie, nie wiem, co złego było w tej scenie w barze. Dean krzywdy facetowi naprawdę nie zrobił... Gdyby Castiel był taki dbający, to czy on przypadkiem nie powinien wydobyć infa bezpośrednio z umysłu Ronniego? O ile dobrze pamiętam, czasami janioły tak potrafiły...

Sam w tym odcinku nagle wrócił do Sama wcześniejszego, choć, rzecz jasna, ma momenty tego jaskółczego niepokoju o brata, a który widać jak na dłoni i doprawdyż, nie wiem, dlaczego Dean jeszcze nie zdołał wyłapać tych porozumiewawczych spojrzeń między aniołem a młodszym bratem. Nagle siedzi w hotelu, hackuje i wygłasza długie mowy o pomaganiu ludziom. Wkurzały mnie tutaj dwie rzeczy. Po pierwsze, nadzwyczajna łatwość, z jaką naszemu Winchesterowi przychodzi wejście do bankowych rekordów i jeszcze w dodatku tak uroczy scamming kart kredytowych. Nie. Nożeszq, nie. Jestem w stanie to pojąć, jeśli byłoby wspomniane, że Charlie zrobiła im taki programik, w końcu mamy do czynienia z Mary Sue, przy czym, jak już wspominałam, jej marysóizm komputerowy mnie nie wzrusza. Nie byłoby też specjalnie trudne wrzucić taką informację do tej rozmowy. Wystarczyłoby powiedzieć młodej, że to nie jest trudne, jeśli ma się przyjaciółkę hakerkę czy coś takiego. Drugą rzeczą, która mnie zagotowała, a zapewne i Maryboo, jak znam życie, było odpowiedź na pytanie, dlaczego chłopaki robią to, co robią. „To help people. Make a difference.” Seriously, bro? Chłopie, różnicę to Wy może i robicie, ale czy ja wiem, czy ludziom przy tym pomagacie? Dobrze chociaż, że nie przeszło Ci przez gardło „Ratujemy ludzi.” To od dawna już raczej nie. Żeby jednak nie czepiać się tak straszliwie, dodam, że Sammy rozczulił mnie w tym odcinku tekstem o pożegnaniu. Tak, choć czasami na nieszczęście, śmierć to nie zawsze pożegnanie. 

 Musiałam, po prostu musiałam!!! Chłopak jest tak wysoki, że normalnie na krześle usiąść nie może ;)

W sumie naprawdę nie było źle i aż mnie to zaskakuje. Zastanawiam się, czy to pozytywny objaw, jeśli porządny odcinek anielski mnie zaskakuje, ale jeśli ta tendencja zwyżkowa utrzyma się również w sezonie 11, będę zachwycona. A na razie uświadomiłam sobie, że odcinek finałowy prawdopodobnie obejrzę dopiero dwa tygodnie później i jestem zdruzgotana. A za tydzień combos moich znienawidzonych postaci tego sezonu. Argh.

Supernatural 10x20 Angel Heart, scen. R. Thompson, reż. S. Boyum, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, M. Collins, K. L. Newton i inni.

10 komentarzy:

  1. Mi się nie podobało. Odcinek skupiający się na Castielu i Claire musiałby być naprawdę nadzwyczajny, żeby przypadł mi do gustu XD

    Zgadzam się, wzruszająca końcówka z Jimmym i Amelią i ciekawe rozszerzenie anielskiej mitologii. Anioł był bardzo creepy, a Claire jakoś lepiej wyglądała. W sumie przyznam, że nawet, tak jak Ty, spodziewałam się czegoś gorszego.

    Ale i tak się wynudziłam, po prostu. Całe to przywrócenie postaci Claire wydaje mi się takie bezcelowe. Tak jak pisałaś, nie wiadomo dlaczego uciekła ze szpitala, i nie wiadomo jak, przez okno chyba ^^ I nie rozumiem, czemu Cas od razu zawiadomił braci, zamiast sam się nią zająć. Jego próby wplątania go w życie Winchesterów tak bardzo mnie denerwują -.- Odstawienie Deana na boczny tor co najmniej średnie, skoro zachowywał się w swoim stylu. Trochę też słabo, że i Dean, i Cas ruszyli szukać Sama, zostawiając Amelię z córką same. I dziwnie wyszło uwięzienie Sama - w jednej chwili Tamiel mierzy w niego ostrzem, a w następnej chwili widzimy Sama już wolnego i uzbrojonego, a anioł gdzieś zniknął -.-
    Myślałam, że Cas odnajdzie matkę Claire i zrobi dla dziewczyny coś dobrego. Ale nie, Cas znowu zawiódł. Tym bardziej nie widzę sensu w pociągnięciu tego wątku, chyba żeby wzbudzić jeszcze większą niechęć do Castiela, który nie dotrzymał obietnicy danej Jimmy'emu i tak średnio pomógł jego córce.
    Błagam, nigdy więcej Claire.
    Twórcy SPN, czy możemy teraz wrócić do tematu przewodniego tego sezonu i skupić s8ię na wątkach kainowo - supernaturalnych? -.-

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się nie myśleć o Claire :D wyrzucam ją z pamięci, klasyczny mechanizm wyparcia :)

      Jak ja tęsknię za tamtym Aniołem Pana, który gromi najpierw, zadaje pytania później!

      Tak, to uwięzienie Sama było idiotyczne.

      Usuń
  2. Tamiel! (Ten głos...♥) Szkoda, że już załatwiony odmownie, przydałby się na dłużej... Natomiast grigorije (no co poradzę, tak mi się od razu uczepiło i nie odpuści) jako grupa wiele mi nie robią i nie będę żałować, jak przepadną w niepamięci scenarzystów. Chociaż miecz fajny.

    dlaczego dano go Claire zamiast wręczyć jej ostrze, a potem eksperymentować z mieczem?
    Pff, se wzięła bez pytania, a nie dano. :P Dean ograniczył się do "E, nie myśl, że nie widzę" i ją puścił z czysto symboliczną naganą w aktach. Może uznał, że będzie bezpieczniejsza z większym majchrem, chociaż trochę mnie dziwi, że nie chciał dołożyć do arsenału we własnym bagażniku...

    mam tu na myśli scenę w szpitalu, kiedy Cas i chłopcy pojawiają się, by pomóc dziewczynie, a ta znowu strzela focha
    Po czym z miejsca przechodzi do pokazywania osobistych pocztówek i takich tam. Miałam lekkie wtf... Zresztą to był dopiero pierwszy z momentów "uzasadnienie się nie zmieści i zresztą nie chce mi się wymyślać, więc idziemy dalej, okay?!" scenarzysty. Najtłustszym takim momentem w tym odcinku było przejście od Sama ze sztychem opartym o nos i dłubiącego gwoździem w zamku do wywróconego krzesła z tajemniczym brakiem Tamiela w bezpośredniej okolicy...

    Foch na Deana?
    Właściwie to ja już nie pamiętam o co jej chodziło nawet poprzednio. Mam ogólne Claire = foch, nie trzeba więcej wyjaśnień, dalej proszę.

    Cieszę się natomiast, że tak, a nie inaczej zareagowała na widok matki, bo gdyby jeszcze urządzała jej awantury za to, że dała się uwięzić
    Ja się prawie spodziewałam, że tak zrobi i tylko patrzyłam... uf, jednak nie. Zresztą też miałam ochotę zapytać na długo przed Samem - szukasz jej tylko po to, żeby powiedzieć, że nie chcesz jej widzieć? O.o "Panie Kowalski, obudź się pan, tu siostra oddziałowa, zapomniał pan wziąć tabletek na sen."

    Claire i – nie daj, boski Gabrielu – stworzyć z niej następnego łowcę
    Winchesterowie są zaraźliwi jak grypa, też już nie mogę z tym rozsiewaniem hunterowania na prawo i lewo...

    przy Claire sugeruje już, iż „she might be stronger on her own.”
    E no, wiesz, błysnęło mu, że inaczej jeszcze mogłaby z nimi zostać, to była zdrowa reakcja immunologiczna... :D

    Zabijcie mnie, nie wiem, co złego było w tej scenie w barze. Dean krzywdy facetowi naprawdę nie zrobił...
    Kolejne moje wtf, całkiem jak z tamtym Samowym "Tell me it was you or them!". Claire spróbowała wielkookiego podejścia "Proooszę!" i wiadomo ile dało. Zresztą jakoś nie mam złudzeń, że też użyłaby bardziej przekonujących argumentów, gdyby miała takie możliwości. Dean miał i tyle.

    Żeby jednak nie czepiać się tak straszliwie, dodam, że Sammy rozczulił mnie w tym odcinku tekstem o pożegnaniu.
    Owszem, chociaż dialog o mamusi mi zgrzytnął. "Moja zginęła zanim zdążyłem ją poznać, ale luz, potem poszliśmy na piwo, cool kumpela, ci mówię." Jared na ogół aktorsko szufluje angst przekraczając wszelkie normy BHP i pewnie Konstytucję Genewską, teraz przesadził w drugą stronę...

    [spam mode on] Nieco więcej jak zwykle u mnie. [/mode off]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grigorije pewnie się nie pojawią już, podobnie jak te anioły łaski, co to jeden mordował cierpiących w dziewiątym sezonie. A to taki ładny motyw!

      No wzięła bez pytania, ale Dean nie odebrał. Tia, ta laska bezpieczniejsza z większym majchrem? Potknie się i nabije.. (dajcie bogowie!)

      Tak, ten motyw z uwolnionym Samem i Claire nagle ufającą wszystkim był tak bardzo z czterech liter... Nienawidzę takiego chodzenia na skróty.

      Na prelekcji pyrkonowej "Jak zostać łowcą", moim pierwszym wnioskiem było "Jeśli wymordują Ci rodzinę, masz dużą szansę." Oczywiście, następnym, że musisz być biedny. Jeśli jesteś bogaty, zostajesz Batmanem!

      O Jeżu, zostanie z nimi...

      No więc właśnie! Idiotyzm, oni już sami nie wiedzą, czy chcą starego Deana czy jakiegoś Misia Pysia.

      Usuń
    2. No wzięła bez pytania, ale Dean nie odebrał.
      A, tu pełna zgoda. Też się spodziewałam, że otwiera, żeby wyciągnąć. (Swoją drogą, ogólne wrażenie wyszło takie, jakby zmienił zdanie na widok kota. XD) Mógł jej chociaż powiedzieć, że gołe ostrze luzem w miękkiej torbie to średni pomysł, szczególnie jeśli po wszystko inne trzeba sięgać na spód. :P Ale czego ja oczekuję, w pierwszym sezonie sami tak wozili...

      Jeśli jesteś bogaty, zostajesz Batmanem!
      Dean mówi "Not fair!" :)

      No więc właśnie! Idiotyzm, oni już sami nie wiedzą, czy chcą starego Deana czy jakiegoś Misia Pysia.
      Nie pamiętam już gdzie to widziałam, jak ktoś przypomniał, że parę odcinków temu Sam zastosował wobec barmana identyczną procedurę odświeżającą pamięć i stymulującą chęci konwersacyjne...

      Usuń
    3. No właśnie ja też. Ty, a może miał nadzieję, że laska się sama zadźga i będzie po kłopocie?

      No ale jeśli robi to Sam, to jest OK. Pod warunkiem, że aktualnie nie szaleje, bo np. jest opanowany przez demonią krew, Ruby czy w ogóle nie zwiduje mu się Lucek.

      Usuń
  3. Ale zakończenie wątku Novaków to jednak średnio mi się podoba. Ja wiem, że wspólne niebo jest tylko dla dwóch połówek pomarańczy (swoją drogą, widzę, że scenarzyści SPN potajemnie fanbojują Meyer z jej przekonaniem, iż nic we wszechświecie nie liczy się ponad erosa), ale...serio? To jest ten happy end? Jimmy i Amelia w swoim własnym pokoju (naprawdę, niebiański architekt musiał przyjaźnić się z Crowleyem), niepomni, że gdzieś tam na Ziemi pałęta się ich progenitura, zresztą ta sama, za którą swojego czasu Jim oddał życie? Czy nie byłoby ładniej i bardziej w duchu Supernatural ("rodzina ponad wszystko. WSZYSTKO, słyszycie?! Wszystko"), gdyby obie Amelia i Claire oddały ducha i wszyscy Novakowie znów spotkali się na górze, zjednoczeni? Twórcy SPN mogliby nawet pojechać kliszą i kazać im zasiąść razem do kolacji - to byłoby takie kółeczko zamykające historię tam, gdzie zaczęło się 'The Rapture'. No, ale skoro jest, jak jest, to Claire zapewne jeszcze wróci...

    Cathio, dziękuję ci. Dzięki przedstawieniu przeraźliwego cytatu Sama w formie pisanej mogłam usunąć kropkę między zdaniami i miast wyrywać włosy z głowy rechotać radośnie z wizji Winchestera - coacha prowadzącego treningi z asertywności i pozytywnego myślenia. "Z nami możesz zmienić świat!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cichaj, nie ponad Erosa, jeno ponad rodzinę! I to nie połączoną więzami krwi! Bo inaczej prowadzi nas to do Wincestu... Sam i Dean też mieli wspólne Niebo.

      Ojtam Progenitura. Da se radę. Tak, chciałabym, żeby Claire poszła do diabła razem z nimi.. Do Nieba znaczy się. Co w SPNie niemal czasem na jedno wychodzi.

      Hasło reklamowe coacha Winchestera sprawiło, że ryknęłam :D Dziękuję :)

      Usuń
  4. Odcinek w sumie przyzwoity, obejrzeć się dał.Mam nadzieję, że to już koniec wątku Claire, może i niegłupiego, ale ja jej nie lubię.Jakieś złe anioły wyskoczyły,spotkały Winchesterów i po sprawie..A po co janioł Sama wiązał, perwers jeden? Castiel nijaki, też mnie zastanowiło, czy uleczy Amelię.
    I fajny był tekst o śmierci i pożegnaniu.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anioły jak spotykają Winchesterów, wieją, aż się pióra kurzą...

      Usuń