piątek, 15 maja 2015

Dzieje się! Tylko dlaczego dopiero teraz?

No proszę, pierwszy odcinek od kilku tygodni, który obejrzałam więcej niż raz i szczerze mówiąc, mam zamiar jeszcze oglądać. A to już duży komplement! Oczywiście, w szczególności mam ochotę oglądać jedną scenę, a wszyscy i tak domyślają się, o którą chodzi!

 Na miły początek naszej recenzji coś dla Sam!Girls.

Już nie tak miły ciąg dalszy, ale za to klasyka: zrozpaczeni bracia.

Jazda z tym koksem! Bracia! Niczym nowym jest rozłam między naszymi Winchesterami, ale w tym sezonie zachowują się jakby mieli dwubiegunówkę, przy czym Dean jest zdecydowanie usprawiedliwiony wiadomym Znamieniem. Chodzi mi, rzecz jasna, o ich wzajemne stosunki, tak cudownie układające się w środku sezonu, a potem jak zwykle ulegające pogorszeniu pod koniec w wyniku czego? No właśnie tajemnic. A tajemnice zawsze wychodzą na jaw i gryzą w dupę. Nie dziwi mnie reakcja Deana, bo on mimo wszystko ostatnimi czasy niczego przed młodszym nie ukrywał, zapewne oczekując rewanżu. Oczywiście, dupa z niego, a nie alpinista, bo człowiek, który od kilkunastu lat zajmuje się rozwiązywaniem zagadek, już dawno powinien się domyślić, że coś jest nie tak, pojechać za Samem, nawet jeśli sądził, że ten jeździ na panienki i tajemnicę ujawnić. No ale cóż, wtedy nie byłoby tak drastycznie na końcu. Dziękujemy Wam, scenarzyści, za bycie rozpaczliwie niekonsekwentnymi, kiedy tylko przychodzi Wam na to ochota.

 Tyle luda zaangażowanego w tajemnicę, a Dean jej nie wykrył.

No bo coś musi w końcu popchnąć Deana do takiego, nie innego zachowania. Nie było tym czymś zamordowanie Kaina (tak, jestem nadal w żałobie i nie pojmuję, dlaczego właściwie go w takim razie zabito), stała sie tym śmierć Charlie. I, wybaczcie mój klatchański, jest to czysty żywy bullshit. W ogóle nie rozumiem tego stosunku do Charlie, choć mogłam nań dotychczas przymknąć oko. Jestem w stanie pojąć, dlaczego Kevin stał się dla braci kimś bliskim, bo w końcu mieszkali razem trochę czasu, ratowali mu tyłek z opresji itp., było tam po prostu więcej okoliczności przyrody do nawiązania więzi emocjonalnej. Ale nie pojmuję tak mocnej więzi z Charlie, no zabijcie mnie, naprawdę. Jasne, przeurocza, utalentowana, wysportowana, zajebista, skacząca po dachach i co nie tylko, ogólnie Mary Sue, ale kiedy im się ta więź nawiązała, no kiedy? Więź na tyle mocna, że wściekły Dean żałuje, że to nie ciało jego ukochanego brata trzaska sobie iskierkami na pogrzebowym stosie. Nie należę do grona ludków, którzy owo „I love you” „I know” z Pac-Man Fever interpretują jak bogowie przykazali, czyli romantycznie, ale mam wrażenie, że tutaj panuje imperatyw narracyjny pt. „Chłopcy przywiązują się do Charlie, bo tak, bo traktują ją jak młodszą siostrę, której nigdy nie mieli, bo właściwie tak.” 
 
 Zapach palonego ciała o poranku... A na serio to podobało mi się, że wreszcie pokazano, jak wielkim wysiłkiem jest zbudowanie takiego stosu.

No ale dobrze, zgrzytnę zębami i jeszcze przejdę nad tym do porządku dziennego. Tylko czy oni wszyscy nie widzą jednego – Charlie zeszła z tego łez padołu na swoje własne życzenie, w dodatku rękami Styne’ów. To ona postanowiła pomóc Winchesterom i znalazła Księgę, której nawet Styne’owie znaleźć nie mogli (o pozornej zajebistości Styne’ów jeszcze tu dzisiaj porozmawiamy). To ona zamiast usiąść na tyłku i założyć słuchawki w rowenowym więzieniu postanowiła zwiać do jakiegoś zatęchłego moteliku, meldując się pod aliasem, który jest jej podpisem firmowym. I to jej pierwotna decyzja i późniejsze akcje doprowadziły do finału w małej obskurnej motelowej łazience. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie lubię Charlie, to prawda, jednak patrząc na to obiektywnie, to ona popełniła serię błędów i naprawdę ciężko za wszystko winić Sama. Oczywiście, Sam jest winien w pewnym stopniu, ale tutaj akurat nie do końca, przynajmniej nie tak, jak widzi to Dean. 
 
Dean zdurniał na dobre. Freddie Mercury, seriously?

Bo nasz Dean przestał, niestety, myśleć racjonalnie – znowu mamy imperatyw opkowy pt. „Bohater traci rozsądek, nic to, że dotychczas był ostatnim sprawiedliwym w Sodomie, znaczy rozsądnym w Supernaturalu.” Przyznam, tym razem przynajmniej powód jest sensowny, choć jak już pisałam wcześniej, trochę źle oceniony. Nie ma dla niego już znaczenia, czy przemawia on sam czy Znamię, bo w pełni akceptuje moc, którą mu ta klątwa daje, w dodatku nie powstrzymuje go już nic z tych rzeczy, które powstrzymywały go dotychczas – pamiętacie jego reakcję na słowa Kaina w The Executioner’s Song? To właśnie one pchnęły go wtedy do działania – słowa o tym, że zabije Sama i Casa... W tym odcinku mieliśmy jednak nie dość, że opuszczenie Sama i ostrzeżenie go, żeby się nie zbliżał, to jeszcze nieomal pożegnaliśmy Casa (dobra, nie powiem, żebym była szczęśliwa, kiedy po wbiciu Ostrza w coś nie zobaczyliśmy wiadomego światła). Dean stał się Kainem i nie widzę łatwego sposobu, by to zmienić. Przyznam, że nie widziałam jeszcze zapowiedzi finału i nie chcę go widzieć, bo będę z tym prawdodpodobnie bardzo do tyłu, ale bez czegoś na skalę naprawdę boską tu chyba nie da się obejść. Nie podejrzewam Boga o nagły powrót, choć oczywiście, cameo w Fan Fiction było pięknym ukłonem, acz chyba jednak tylko Chucka. Ostatnim razem, kiedy chciano się pozbyć kogoś o mocy boskiej, czyli wielkiego niewykorzystanego Godstiela, zwrócono się do Śmierci... Może i tym razem? Opcją jest wypuszczenie Lucyfera, ale to chyba mało prawdopodobne – dajcie bogowie. Bo powiem tak – jeśli załatwią to po prostu zdjęciem klątwy poprzez rzucenie zaklęcia przez Rowenę, to chyba strzelę focha. Do cholery, jeśli Charlie znalazła Księgę, mógł to zrobić i Kain. Kain, który raczej mógł znać potężnych czarowników czy potężne wiedźmy. A wydostanie Kodeksu Nadii z rąk Ludzi Pisma nie powinno mu nastręczać zbyt dużych problemów – o ile, rzecz jasna, już wtedy go mieli. Tak czy siak, jestem naprawdę ciekawa, w które miejsce nas ten odcinek zaprowadzi.
 
 Oj, jaka to dobra scena była.

Nie wiem też, gdzie zaprowadzi Sama, który jest już skrajnie zdesperowany, co gorsza, to widać. Jego rozmowa z Roweną udowodniła to, że młodszy Winchester naprawdę nie ma żadnego asa w rękawie, a to, że sfuszerował zabicie Crowleya, tym bardziej. Jak to ujął Król Piekieł – „poor form, even for you.” Nie ma najmniejszej władzy nad bratem, nie ma najmniejszej władzy nad osobą, która mogłaby mu pomóc tego brata uwolnić od klątwy, a żyje dlatego, że pozwolił mu na to demon. Plus, powiem Wam szczerze, że przeraża mnie fakt, iż Sam nie zdaje sobie sprawy z tego, że sam stał się potworem (pun intended). Podczas tej przemowy do Crowleya, kiedy powiedział mu, “you are a monster just like the rest of them”, ja naprawdę czekałam na to, że doda “like I am.” Sam jest w głębokim dole i sam się z niego nie wygrzebie.

 Sam w tym sezonie głównie ma taką przerażoną minę.

Castiel też raczej nie będzie pomocny, bo jak widać, nie jest już żadnym przeciwnikiem dla Deana. Mamy dokładnie tę samą sytuację co w The Executioner’s Song – jego moce nie działają na kogoś ze Znamieniem. Oczywiście, pozostaje jeszcze zagwozdka, jak te jego moce obecnie właściwie działają, bo jakkolwiek wcześniej mogłabym uznać, że ma problemy z racji tego, że nie napędza go jego własna Łaska, tu jednak Cas jest w pełni sobą. Minus skrzydła. Co mu się nagle stało z tym wskrzeszaniem? Czyżby jednak to, że odciął się od Niebios, wpływa na niego podobnie jak w Sezonie 5? Tylko że tam nie mógł nawet uzdrawiać (casus Bobby’ego), tutaj jego uzdrawiające moce nie działały zaledwie na Amelię...  Ech, czy naiwnością z mojej strony jest uznać, że może nam to kiedyś jeszcze wyjaśnią?

 Do jasnej cholery, czy Bunkier nie ma już żadnych zabezpieczeń? Przecież inaczej byle żul włamałby się do tego miejsca wieki temu.

No bo przecież inaczej raczej wskrzesiłby Cyrusa Styne’a, chłopca, którego zabicie ma jakoby świadczyć o upadku Deana. Nie zgadzam się. Jasne, chłopak się wyrodził, fakt. Tylko że sam fakt tego, że nie sprawiało mu to, póki co, przyjemności, nienawidził tego, co przed nim plus ewentualna chęć ucieczki raczej nie przekonują mnie, że byłby kimś innym. A dlaczego? Odpowiedź zawiera się w dwóch słowach: Sam Winchester. Historia Cyrusa to kopia historii Sama. A jak ta się toczy, wszyscy wiemy. W dodatku, nie bijcie, ale muszę to napisać – Monroe Styne bardzo przypomina mi Johna Winchestera. „This is your legacy.” No właśnie. 


Oj, patologiczna rodzinka próbuje zniszczyć Deana. Zły ruch.

O, Styne’owie. Jak już jesteśmy w temacie. Nienawidzę, kiedy scenarzyści to robią! Najpierw tworzy się legendę mitycznej wszechmocnej mrocznej rodziny, stojącej za wszelkimi niegodziwościami ostatnich stuleci, nawiązuje do jednej z najbardziej poruszających wyobraźnię opowieści, a potem wkłada się to wszystko do niszczarki. Styne’owie zachowują się banda idiotów – czy naprawdę nikt nie skojarzyłby zniknięcia chłopaka, który miał konflikt z Cyrusem? Nawet w mieście, które jest rządzone przez Styne’ów? To naprawdę pomaga w utrzymaniu sekretu! I to kretyńskie podduszanie torebką foliową. Jasne, prawdopodobnie nie zostawia śladów (specem nie jestem), tyle że chyba ciężko tutaj kogoś nie zabić. Nie wierzę w ulepszenie techniki poprzez doświadczenie, bo każdy ma inną pojemność płuc  i to jest metoda prób i błędów. Argh. Naprawdę, cud, że oni się uchowali przez te stulecia!
 Ślinię się jak bernardyn. Crowley wreszcie jako ZŁO.

Cieszy mnie jednak jedna rzecz. Zresztą, co tam cieszy, oglądam scenę cały czas. Crowley znowu pokazał pazury i mam nadzieję, że mu to nie przejdzie. Wprawdzie przy jego pierwszym pojawieniu się, w głowie mej pojawiło się klasyczne WTF, bo Crowley nie je, jak już kiedyś oznajmiał Rowenie. No, chyba że była to część pozyskania zaufania chłopca za barem. Swoją ścieżką, zaczynam kombinować chyba lepiej niż scenarzyści, bo jak zobaczyłam tabliczkę z imieniem Seth, oczyma duszy mojej ujrzałam wiadomego boga i możliwy alians. No cóż, niezupełnie. Natomiast scena z Samem... Matko Boska Sheppardowska, jest cudowna. Wreszcie też wiemy, czemu Crowley był taką miękką dżdżownicą przez cały sezon. Oczywiście, nadal nie ma to zbyt wielkiego sensu, ale przynajmniej pokusili się o wyjaśnienie. Oczekuję teraz zemsty w całej królewskiej rozciągłości i mam nadzieję, że obejmie zejście Roweny w dramatycznych okolicznościach. Owszem, ostatnie dwa odcinki z nią były niezłe, ale dziękuję, wystarczy. Proszę o tę rzeczywiście niesamowitą kobiecą postać, może być nią nieustannie Jody Mills. Ale wiecie co... Wreszcie sobie przypomnieli, że Crowley jest pirokinetykiem... Przepraszam, moment fangirlowy. Ciekawe też, dlaczego ten hexbag nie mógł zabić Crowleya... choć prawdopodobnie ma to wiele wspólnego z faktem bycia zasilanym miliardami dusz piekielnych. Ach, w dodatku był to pierwszy raz, w którym to oczy Marka Shepparda zabłysnęły na czerwono. I w ogóle ten demoni dym się z nich unoszący... O pani i bogini...
 To zdjęcie łamie mi już serce.

Nie jestem zatem zbyt szczęśliwa, że finału raczej nie obejrzę w czwartek. Chcę, chcę i chcę tego już zaraz! Jednocześnie jednak wkurza mnie, że mam taką reakcję dopiero pod koniec sezonu. Bo taką postawę powinnam reprezentować przez cały czas... Pora na zmianę showrunnera?

Supernatural 10x22 The Prisoner, scen. A. Dabb, reż. T. J. Wright, wyst. J. Padalecki, J. Ackles, M. Collins, M. Sheppard i inni.

18 komentarzy:

  1. Ten angst na pogrzebie Charlie był po prostu nudny.
    Czy naprawdę nikt nie skojarzyłby zniknięcia chłopaka, który miał konflikt z Cyrusem? -też o tym pomyślałam.Ale Cyrusa było mi trochę szkoda.
    ..poruszających wyobraźnię opowieści, a potem wkłada się to wszystko do niszczarki - prawda? Raz, dwa,trzy i pozamiatane.
    Poruszyło mnie, jak chcieli spalić bunkier.
    Prawdziwy anioł jakby się wkurzył..Jakby dał Deanowi do wiwatu, to by się może chłop ogarnął...
    Crowley był..mniam..

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był Angst na jedno kopyto - "musimy pokazać, jak zły jest Dean. O, niech najeżdża na Sama, to będzie wyraźnie pokazane!".

      Bunkier mnie nie wzruszył tak jak zapłakałam na widok domu Bobby'ego.

      Prawdziwy anioł machnąłby ręką i Dean rozpłaszczyłby się na ścianie. Ale - jak pamiętasz - Kainowi też nie mógł nic zrobić.

      Usuń
  2. O tak, niech zmienią showrunnera. Carver jest do kitu, jego sezony są w połowie dobre, a w połowie okropne. Co do odcinka, to sporo się działo, oglądałam z ciekawością, ale zostało wrażenie niedosytu.
    Na plus: Crowley powrócił i to w jakim stylu! A Sam ślicznie wygląda z przestraszoną miną ^^Też nie wiem, dlaczego Dean życzy sobie śmierci Sama zamiast Charlie, ale był groźny w tym odcinku.
    Sam nadal zachowuje się głupio, jest kompletnie zagubiony, po prostu ten sezon nie był dla niego dobry. Cas wspiął się na wyżyny żałosności. Dał się obić Deanowi, serio? Jakieś skłonności sado-maso czy to znowu jego Łaska działa tylko wtedy kiedy jej się podoba? ^^ Na początku sezonu był w stanie powstrzymać Deana przed zabiciem Sama i wrzucić go do pułapki, a był wtedy na pożyczonej Łasce. Teraz ma swoją, a Dean nawet nie jest demonem! Logiko, wróć. Ale przynajmniej aniołek dostał za swoje, może Dean jeszcze go przebije tym nożem ^^
    Styne'owie to jeden z najgłupszych wątków. W sumie dobrze, że to ucięli (chyba). A te cała drama z Cyrusem... mnie to nie ruszyło przesadnie, ledwo go poznaliśmy. A Dean nic o nim nie wiedział.
    Czekam na finał. Widziałam już trajler, ale ciii :)
    Zachodzę w głowę, o czym będzie ten 11 sezon. I wszystkie kolejne, które, jak się okazuje, chcą nakręcić XD

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Carver zaczął nieźle. Ja lubię sezon ósmy, nawet bardzo. Potem się pogubił.

      Sam wygląda uroczo, ale bez przesadyzmu, do cholery. Połowę sezonu tak wygląda. Choć akurat w tym momencie miał powód do strachu. Oj bardzo miał.

      Cas to już w ogóle niewiadomoco.

      Taaaaa, też właśnie o tym przeczytałam....

      Usuń
  3. Odcinek jak odcinek, ale ja chcę zobaczyć w gag reelu scenę z bijatyki. Przy tych dwóch to nie mogło się odbyć w normalniej atmosferze (vide casus podobnej sceny z sezonu ósmego...No właśnie: ciekawe, czy Jensen postanowił się zemścić) :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A tajemnice zawsze wychodzą na jaw i gryzą w dupę.
    I tuż po tym, jak główna tajemnica się rypła, Sam mimochodem sobie rzuca, że a, zostawił w Impali pluskwę, tak na zaś. O proszę, teraz się przyda. Bo działanie za plecami Deana i traktowanie go jak elementa kryminalnego do tej pory tak świetnie się sprawdziło. -.-

    człowiek, który od kilkunastu lat zajmuje się rozwiązywaniem zagadek, już dawno powinien się domyślić, że coś jest nie tak, pojechać za Samem, nawet jeśli sądził, że ten jeździ na panienki i tajemnicę ujawnić.
    Właściwie nie sądzę, żeby nawet przez chwilę serio tak myślał. Raczej podejrzewał, że coś śmierdzi, gdy tylko zauważył nietypowe zachowanie, ale zamiast wybrać metodę w tym sezonie Samową, czyli skradanie się za bratem i udawanie zapasowego cienia, poszedł w otwartą - a więc uczciwą, do diabła - konfrontację. "Nie myśl, że jestem ślepy. Powiesz, co jest grane, czy się będziemy tak czaić?" Ale Sam na to reagował kłamstwami i unikami. Jasne, że Dean mógł. Tym bardziej warte uwagi wydaje mi się, że być może po prostu nie chciał.

    kiedy im się ta więź nawiązała, no kiedy? Więź na tyle mocna, że wściekły Dean żałuje, że to nie ciało jego ukochanego brata trzaska sobie iskierkami na pogrzebowym stosie.
    Jakkolwiek lubię Charlie, niechętnie się zgadzam. Może obaj w przypadku tego drugiego już się po prostu przyzwyczaili. Jedna dodatkowa data śmierci w te czy wewte... "Nie mogłeś umrzeć za nią? Masz więcej wprawy." :P

    A na serio to podobało mi się, że wreszcie pokazano, jak wielkim wysiłkiem jest zbudowanie takiego stosu.
    W tym sezonie w ogóle jest tego więcej. To jest, rzeczy, które niby były od samego początku, ale nigdy tak naprawdę porządnie pokazane jako pełne sceny. Jak ten bilard parę odcinków temu.

    Ślinię się jak bernardyn. Crowley wreszcie jako ZŁO.
    No właśnie czytam i czytam, i nie wierzę, że tak długo nic nie ma o Jego Krwistości. Spodziewałam się jednego długiego SQUEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE :3

    Natomiast scena z Samem...
    Czy tylko mnie bardzo robi całe rozegranie tego od początku do końca i zamiana pozycji? :3 Z początku Crowley jest na literalnym i metaforycznym parterze i stopniowo przesiąka do piwnicy, a Sam jest bardzo wow i mrau. Kończą dokładnie odwrotnie.

    [spam mode on] Trochę więcej u mnie. [/spam mode off]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ja bym się miała na ślinić na Crowleya? :D ale ja zawsze najlepsze na koniec zostawiam :D

      Bo bracia się nigdy nie nauczą. NIGDY.

      Faktycznie, aż dziwne, że nie wtorek :D choć wtorek to raczej Dzień Deana. Ku pamięci :D

      Nie tylko Ciebie :D a już w ogóle Sam podczas tej sceny zachowuje się jak przypadkowy bandyta - "Why don't you die already?"

      Usuń
  5. Ooo, jeśli w finale pojawi się Śmierć, łyknę każdy bullshit. Nie, serio, kocham Śmierć na tyle, że wszystko przełknę.

    W ogóle aż dp tego odcinka zupełnie nie zwróciłam uwagi na to całe przywiązanie do Charlie. No, do poprzedniego. I tak sobie oglądam te wspominki i żałobę i sobie myślę... tyle? Guys, bardziej wzruszyła mnie śmierć tego niewinnego chłopaka. A to źle świadczy, skoro miał tylko kilka scen.

    Ale Crowley... Wracam rozkoszować się tą sceną w kólko i w kółko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć jest cudowny. Jeszcze go nie zepsuli. Jeszcze.

      Pewnie, że źle świadczy. Ale pisanie im ostatnio jakoś średnio na jeża wychodzi... :(

      "The only reason you're alive..."

      Usuń
  6. Nadrobiłam wreszcie :). A więc po pierwsze robię z lekka fanowskie squee do tej sceny, co to wiecie :D. Ale poza tym, mam tu kilka problemów.
    Cała śmierć Charlie była tak głupia, że nie do uwierzenia, bardziej na zasadzie "ktoś musi zginąć w wyniku plana Sama" niż logiki. Reakcję Deana trochę rozumiem, chłopak cierpi więc rzuca się do gardła komu może, a Sam najbliżej.
    Czy możemy chwilą ciszy uczcić pamięć świetnego pomysłu, który umarł niewykorzystany? Przepotężną rodzinę, którą wykańcza jeden człowiek. Bo nikt wcześniej nie wpadł na to, by strzelać w głowę.
    Swoją drogą, podobno to Sam miał być ten inteligentny, a Dean ten przystojny. I ten inteligentny Sam wymyśla tak kretyński plan zamachu? Nie żebym mocno narzekała, bo dostajemy ładną scenę, ale srsly? Żadnych dodatkowych zabezpieczeń? Na miejscu Crowleya bym się obraziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy robią "Squuueeee" do tej sceny, co to wiemy :)

      Minuta ciszy? Godzina ciszy i obowiązkowe korepetycje scenarzystów u autorów "Grimma". Rodzina Królewska jest cudowna <3

      Usuń
  7. Na miejscu Crowleya bym się obraziła.
    Na miejscu Roweny też. Amunicję dostał, zmarnował i jeszcze dzwoni z pytaniem, co ma dalej robić. To w końcu wynajęła sobie wykwalifikowanego huntera, co to ponoć lepszych w całej Ameryce nie robią, czy tępego cyngla, którego trzeba wozić na miejsce i ustawiać lufą do celu? Jak tak dalej pójdzie, Dean będzie musiał to załatwić za niego, odwieźć klientce zwłoki, zainkasować pokwitowanie i odmeldować się ze słowami "No, spiskujcie dalej, nic nie słyszę, jakby co."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DOBRE!

      Chomik

      Usuń
    2. Policzyłabym mu to na konto szoku, że Crowley to jednak nie sympatyczny misiaczek, a Król Piekieł i może mu krzywdę zrobić.
      Na miejscu Roweny zastosowałabym jakieś środki motywacyjne, nie wiem, zamieniła Deana w chomika?

      Usuń
    3. Chcę!!!
      ...prawdopodobnie nadal ze Znamieniem na łapce?

      Usuń
    4. Oczywiście i agresywnie rzucającego się na sianko i kółko do biegania.

      Usuń
    5. OJeżuKolczasty :D Chcę, po trzykroć chcę!!!! :D i zamiast wody ciumkającego angstowo whisky :D

      Usuń